Faryzeuszem jestem zawsze gdy uważam, że nie potrzebuję nawrócenia. Że u mnie już wszystko w porządku: umiem kochać Boga i bliźniego, umiem przebaczać i nie chować w sercu urazy – i robię to.
A te okruchy obojętności wobec cierpienia brata, uszczypliwe słowa i komentarze, zamknięcie na bliźniego i tym podobne sprawki to nic nieznaczące potknięcia.
Bóg jednak zna prawdę o moim sercu: moja miłość i dobroć jest nietrwała, ulotna jak chmury lub rosa.
Jedyne, co naprawdę mogą Bogu ofiarować, to nie dobre uczynki, modlitwy i umartwienia.
Jedyne, co mogę ofiarować Bogu, to skruszone serce, które w całej pełni przyjmuje prawdę o sobie: o swojej małoduszności, małości, interesowności, strachu, i wszelkich innych podłościach, które co jakiś czas dochodzą do głosu i kierują moimi słowami, postępowaniem.
Skruszone serce jest także wdzięczne, że Bóg w swoim miłosierdziu poranił i uleczył, pobił i opatrzył. To wielka łaska, gdy Bóg zajmuje się moim życiem.
Rachunek sumienia:
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Rozważaj i słuchaj
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.