Jeśli Chrystus zmartwychwstał (Dz 10,34a.37-43; Ps 118; Kol 3,1-4 lub 1 Kor 5,6b-8; Sekwencja; 1 Kor 5,7b-8a; J 20,1-9)
Można się zastanawiać nad prawdziwością takiej czy innej religii. Każda może przecież zawierać garść prawdy o Bogu, wiele z nich powołuje się na jakieś objawienia, a my, nieporadni poszukiwacze, nie jesteśmy w stanie ogarnąć Nieogarnionego. Jednak jest coś, co chrześcijan stawia w zupełnie innej sytuacji. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Jeśli rzeczywiście zmartwychwstał, to dokonał rzeczy niesłychanej. Bo nikomu przedtem i nikomu potem nie udało się pokonać śmierci. Tylko On pokonał śmierć. Ludzkości szukającej w obliczu nieuchronnej śmierci sensu istnienia, po raz pierwszy zabłysło światło nadziei.
Niektórzy chcieliby dziś sprowadzić fakt zmartwychwstania do powstania w Apostołach samej tylko wiary, że On rzeczywiście żyje, że zwyciężył. Autentyczne powstanie z martwych nie mieści się w ich głowach. Ale prawda jest dużo bardziej przekonująca. Uczniowie Pana naprawdę zobaczyli pusty grób, oni naprawdę widzieli Go zmartwychwstałego. Przecież jedli z Nim i pili. Dobra Nowina o zbawieniu to nie wymysł ich obolałego po śmierci Mistrza umysłu. To prawda, którą usłyszeli i zobaczyli. To prawda, której dotykały ich ręce. Dla tej prawdy poświęcili całe swoje życie.
Dzięki zwycięstwu Chrystusa nadzieja jaśnieje także dla mnie. Choć każda chwila przybliża mnie nieuchronnie do dnia mej śmierci, wiem, że życie zmienia się, ale się nie kończy. Gdy nadejdzie czas, moja nieśmiertelna dusza na powrót przyodzieje się w ciało. Na zawsze już będę szczęśliwy z moimi braćmi i siostrami w nowym, lepszym świecie.
Modlitwa porannaGdyby nie Twoje zmartwychwstanie, Panie Jezu, życie nie miałoby sensu. Wiem, że moje jest jasne i pogodne. Wiem, że jest wokół mnie wielu ludzi znacznie mniej szczęśliwych, a są i tacy, którym ból zdaje się odbierać zmysły. Ale życie każdego z nas, bez wyjątku, byłoby jedną wielką rozpaczą, gdyby nie nadzieja na nowe, lepsze. Dzięki Twojemu zmartwychwstaniu możemy ze spokojem patrzeć na niepowodzenia, klęski i przemijanie, a radość życia nabiera smaku nieśmiertelności. Bo żyjąc tu, na ziemi, w mroku i cieniu śmierci, możemy cieszyć się już promieniami słońca, które nie zna zachodu.
Bóg wskrzesił tego, którego przybiłem do krzyża (Dz 2,14.22-32; Ps 16; Ps 778,24; Mt 28,8-15)
Mogę się tłumaczyć, że gdybym żył w czasach Jezusa w Palestynie, nie przyłożyłbym ręki do Jego ukrzyżowania. Może mi się nawet wydawać, że chętnie zostałbym jednym z Jego uczniów. Ale nie mogę być tego pewien. Tyle razy byłem w swoim życiu niewierny Bogu, tyle razy krzyżowałem Go swoimi czynami, że wcale nie jest pewne, czy z powodu swojej bezmyślności, doszukiwania się w drugich złej woli i obojętności na los krzywdzonych nie przyłożyłbym swej bezbożnej ręki do zabicia Zbawiciela.
Na szczęście Bóg wskrzesił Swojego Syna, a ja dostałem kolejne szanse. Mogę uwierzyć temu, co nie mieści się w głowie, ale o czym zaświadczyli inni, którym nie mieściło się w głowie. Mogę razem z niewiastami iść głosić Dobrą Nowinę o zwycięstwie nad grzechem, śmiercią i szatanem i starać się żyć nauką Jezusa na co dzień. Ale mogę też – jak przekupieni żołnierze – cynicznie przyjąć ofiarowane mi wygodne życie i śmiać się z tych, którzy uwierzyli. I usprawiedliwić swoją postawę stwierdzeniem, że przecież zmartwychwstanie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem.
Modlitwa porannaPanie Jezu, już tyle razy krzyżowałem Cię swoimi bezbożnymi rękami. A Ty, niepokonany, ciągle dajesz mi szansę, abym ze swojego grzechu powstał. Dodaj mi odwagi i siły, bym stanął wiernie pośród Twoich uczniów. Wiem, że może się okazać, że na tym świecie niewiele otrzymam, bo nieraz przyjdzie mi wybierać między wygodnym życiem a uczciwością. Ale Tyś kiedyś powiedział: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”. Kocham życie. Wiem, że już dziś możesz mi dać znacznie więcej, niż Ci ofiaruję. Ale dlatego że je kocham, pragnę przede wszystkim tego życia, które nie kończy się nigdy.
Bo dla mnie jest obietnica (Dz 2,36-41; Ps 33; Ps 118,24; J 20,11-18)
Kiedyś przyjąłem już chrzest. Otrzymałem też Ducha świętego. Uwierzyłem Jezusowi. Jednak co jakiś czas ze smutkiem dostrzegam, że potrzebuję nawrócenia. Tak łatwo przyzwyczajam się do myśli o własnej doskonałości. Tak trudno mi przyznać się do swoich błędów. Ale wezwanie Piotra porusza także mnie. Dla mnie jest obietnica, ale muszę być jej godzien.
Tą obietnicą jest zmartwychwstanie i życie wieczne. Kiedy patrzę na swoją codzienność z tej perspektywy, nabiera zupełnie innego sensu. Jestem pielgrzymem na ziemi. Kiedyś Bóg zwinie mój namiot i zaprowadzi mnie do lepszego życia. Już się cieszę na tę chwilę, bo jeśli droga potrafi być tak piękna, to o ileż bardziej jej cel?
Modlitwa porannaPanie Jezu: szkoda, że doba ma tylko 24 godziny, a rok 365 dni. Spotkałem w swoim życiu tylu ciekawych ludzi. Z wieloma nie zdążyłem zamienić tylu słów, ile bym chciał. Zniknęli z mojego życia. Już pewnie się w nim nie pojawią. Ale gdy czytam dzisiejszą Ewangelię, czuję, że to co dobre, piękne i prawdziwe nie może mieć kresu. Choć niektórzy filozofują, że w przyszłym życiu możemy nie pamiętać tego życia, wiem, że to nie może być prawdą. Łzy Magdaleny muszą zamienić się w wesele spotkania, a nie w fałszywą radość niepamięci. Dziękuję Ci więc, że w niebie, po zmartwychwstaniu, będę mógł spotkać tylu moich bliskich. Ania, Zbyszek, Artur, Ewa... tylu ich było. Już się cieszę...
Więcej niż można oczekiwać (Dz 3,1-10; Ps 105; Ps 118,24; Łk 24,13-35)
Podobno każdy człowiek ma w życiu jakieś marzenia. Większe albo mniejsze. Planujemy, oczekujemy, spodziewamy się. Ale chyba nie jest dobrze, jeśli do tych marzeń zbytnio się przywiązujemy. Nie tylko dlatego, że niespełnione rodzą frustrację. Gorzej, że żyjąc z głową w chmurach nie jesteśmy otwarci na niespodziewane. A czasami właśnie to, czego żeśmy nie oczekiwali, jest największą radością, jaka może nas spotkać.
Chromy od urodzenia nie spodziewał się, że dwaj ludzie, których prosił o jałmużnę sprawią, że zacznie chodzić. W jednej chwili zwyczajny dzień zamienił się w wielkie święto. Uczniowie idący do Emaus myśleli, że ich nadzieje związane z Jezusem okazały się płonne. A jednak ten wieczór odmienił całe ich dotychczasowe życie; rzeczywistość stała się piękniejsza niż marzenia. Bóg jest najlepszym reżyserem ludzkiego życia.
Dlatego ze spokojem patrzę w przyszłość. Ten, który mnie kocha, nigdy o mnie nie zapomina. Nawet jeśli pójdę doliną łez, On zamieni je w radość.
Modlitwa porannaBoże: nie wiem, co przyniesie mi jutrzejszy dzień. Przypuszczam, że będzie podobny do wielu innych, które do tej pory przyszło mi przeżyć. Proszę Cię jednak, nie daj mi popaść w złą rutynę. Otwórz moje oczy i uszy, bym rozpoznał Cię przychodzącego do mnie w zwyczajnych sprawach i stale spotykanych ludziach. Spraw, Panie, bym umiał się jeszcze dziwić i zachwycać tym, co niesie z sobą codzienność.
Świadectwo wierzącego (Dz 3,11-26; Ps 8; Ps 778,24; Łk 24,35-48)
Dlaczego Apostołowie uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa? Widzieli pusty grób, rozmawiali, jedli i pili ze Zmartwychwstałym. Trudno nie uwierzyć swoim zmysłom. Tym bardziej, gdy nie jest to sprawa jednorazowa. Jednak pochylając się nad fragmentem Dziejów Apostolskich odkrywam jeszcze jeden powód ich wiary: doświadczali ogromnej mocy, otrzymanej od Mistrza. Uzdrowili chromego od urodzenia. Ich doświadczenie spotkania ze Zmartwychwstałym ciągle znajdowało potwierdzenie. Jego moc ciągle była w nich obecna. Dlatego bez obaw głosili dobrą Nowinę. Tym bardziej, że dzięki oświeceniu przez Jezusa dobrze rozumieli Pisma.
Od tamtych wydarzeń upłynęło sporo czasu. Dziś ja spotykam się czasem z pytaniem dlaczego jestem tak łatwowierny i wierzę w zmartwychwstanie Jezusa. Opowiadam o wierze Apostołów i moim zaufaniu do ich prawdomówności. Czy to powinno przekonać? Nie wiem. Ja przecież wierzę także dlatego, że sam doświadczyłem w sobie Chrystusowej mocy. Nie były to wydarzenia wielkie, spektakularne. Ale mogę powiedzieć: ja też spotykałem Zmartwychwstałego na moich drogach życia. Przychodził w pokoju niespodziewanie pojawiającym się w trudnych sytuacjach, przychodził w zrozumieniu, gdy wydawało się, że zrozumieć nie można. I w tylu drobnych cudach, dzięki których ciągle czuję Jego opiekę.
Modlitwa porannaChciałem Ci dziś podziękować, Jezu, za to, że zawsze przez moje życie szedłeś razem ze mną. Podnosiłeś mnie, kiedy upadałem. Dawałeś mi zrozumienie, kiedy nie rozumiałem. Zapalałeś ogień radości, gdy budziłem się zniechęcony nadchodzącym dniem. A kiedy szukałem drogi zawsze odsłaniałeś przede mną nowe, fascynujące ścieżki. Ludzie patrzą na mnie jak na dziwaka, ale ja nie mogę nie mówić im o tym co widziałem, słyszałem i czego dotykały moje ręce. Staram się pokazać im to samo światło gwiazd, które kiedyś Ty w swojej dobroci rozpaliłeś nad moją głową. I jestem szczęśliwy. Dziękuję.
Robić to, co umie się najlepiej (Dz 4,1-12; Ps 118; Ps 118,24; J 21,1-14)
„Idę łowić ryby”. Proste, lapidarne stwierdzenie. Tylko przeczuwam, co działo się w sercu Piotra, gdy wypowiadał te słowa. Targany sprzecznymi uczuciami, niepewny tego, co miał robić, wybrał to, co umiał najlepiej. To nic, że były wielkie nadzieje, że na nim Jezus chciał zbudować swój Kościół. Choć plany nie legły całkiem w gruzach, bo Jezus zmartwychwstał, to Piotr zapewne niczego już nie był pewien. Przecież po zaparciu się Mistrza nic już nie było takie jak dawniej. „Łowić ryby” to powrót do stabilnego spokoju.
A jednak niedługo potem wezwany przed Sanhedryn odważnie głosił Zmartwychwstałego Zbawiciela. Wtedy już wiedział. Nie ma w żadnym innym zbawienia. Ani dla niego, ani dla innych.
Ileż to razy stawałem na rozdrożu zastanawiając się nad wyborem dalszej drogi. Ile razy radziłem komuś, kto stawał przed podobnym dylematem. Dziś wiem, że najlepiej robić to, co umie się najlepiej. Jezus wcześniej czy później skieruje na właściwą drogę.
Modlitwa porannaDziś już nie mogę pytać Cię, Panie, jakie jest moje powołanie. Swoją drogę znam, a przypieczętował ją przyjęty sakrament. Czasem tylko nie bardzo wiem, jak nie pogubić się wśród tylu możliwości służby, jakie przede mną stawiasz. Wtedy staram się robić to, co umiem najlepiej. Ufam, że nawet jeśli popełnię jakiś błąd, Ty szybko sprowadzisz mnie na właściwą drogę...
Jezus naprawdę zmartwychwstał (Dz 4,1-12; Ps 118; Ps 118,24; J 21,1-14)
Pusty grób, spotkania ze Zmartwychwstałym i doświadczanie na co dzień Jego mocy, odmieniły Apostołów. Z zalęknionych, nierozumiejących, stali się odważnymi głosicielami Dobrej Nowiny o Jezusowym zwycięstwie nad śmiercią. Ludzkie groźby przestały być dla nich straszne. Zrozumieli bowiem, że nawet jeśli stracą swoje życie na tym świecie, Bóg także i ich wskrzesi do nowego życia. Przecież ich Mistrz i Pan poszedł do domu Ojca przygotować im miejsce. Oni zaś, póki są na tym świecie, mają głosić Ewangelię. I pomagać takim jak ów chromy żebrak siedzący u wejścia do świątyni.
Tak przez wieki postępowały pokolenia chrześcijan. Żyjąc w świecie, troszcząc się o to, by był jak najlepszy, głosili prawdę o nowym, wspaniałym i nieprzemijającym. Tej zasadzie był także wierny Jan Paweł II. Nie zapominając o problemach trapiących dziś ludzkość wskazywał jednocześnie na Jezusa Chrystusa – Zmartwychwstałego Odkupiciela człowieka.
Gdy Bóg otwiera Piotrowi naszych czasów drzwi wieczności tym bardziej muszę pamiętać, że ciągle potrzeba siewców Bożego Słowa. Choćby słabych i nieudolnych jak ja. Byle ziarno zostało rozsypane...
Modlitwa porannaJezusie zmartwychwstały. Ty swoim uczniom poleciłeś głosić Dobrą Nowinę całemu stworzeniu. Wybrałeś ich, choć po ludzku nie mieli ku temu zbyt wielkich predyspozycji. Wiem, że i ja nie dorastam do wielkości zadania, jakim jest głoszenie Ewangelii. Ale pomogę. Jeśli będzie nas wielu, zdobędziemy dla Ciebie cały świat...