Otrze z oczu wszelką łzę (Iz 25,6-10a; Ps 23; Flp 4,12-14.19-20; Ef 1,17-18; Mt 22,1-14)
Nucę czasem słowa starej piosenki.
„Nocą patrzę przez okno na skrawek nieba chmurnego,
tyle w życiu cierpienia, lecz nie śmiem pytać dlaczego”Nie śmiem pytać. Choć rozumiem, że Bóg ma swoje plany. Choć zgadzam się, że patrząc z perspektywy wieczności czyjeś cierpienie może mieć sens. Tylko tak czasem żal. Tych zapłakanych po śmierci dziecka rodziców, sponiewieranych bólem na szpitalnym łóżku i tych, którzy nieuleczalnie chorzy czekają na śmierć. Nie chcę cierpienia. Ale kładę rękę na ustach i w pokorze mówię: „Ty, Boże, wiesz, co robisz”.
Bo żyję nadzieją. Ufam, że któregoś dnia Bóg wypełni swoją obietnicę: raz na zawsze zniszczy śmierć i otrze z ludzkich oczu wszystkie łzy. Inaczej moja wiara nie miałaby sensu.
Modlitwa dnia Prosimy Cię, Boże, niech Twoja łaska zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość do pełnienia dobrych uczynków
Powołany do głoszenia Ewangelii Bożej (Iz 25,6-10a; Ps 23; Flp 4,12-14.19-20; Ef 1,17-18; Mt 22,1-14)
„Paweł, sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do głoszenia Ewangelii Bożej”… Kiedy słyszę o powołaniu do głoszenia Ewangelii, zaraz przychodzą mi na myśl udający się w dalekie strony misjonarze. Tak jak Paweł porzucają swój dom, najbliższych, by Dobrą Nowinę zanieść tam, gdzie nic albo niewiele o niej słyszano. Przyzwyczaiłem się do myśli, że kraj, w którym żyję, jest katolicki. Mogę przypuszczać, że wszyscy wokół mnie znają Chrystusa.
Jednak kiedy się głębiej nad tym zastanawiam, odkrywam, że między usłyszeniem o Bogu, a usłyszeniem Dobrej Nowiny o Bogu jest kolosalna różnica. Wielu zna Chrystusa, ale jest im On tylko zawadą w życiu. Często syci, zadowoleni, nie zobaczyli, że naprawdę jest im potrzebny. Kiedy przychodzi im doświadczać goryczy bólu i śmierci, nie wiedzą, do kogo się zwrócić. Nie odkryli, że jest ktoś, kto człowieka od tych klęsk może wybawić, zamieniając to życie na wieczne szczęście w niebie.
Ciągle potrzebni są głosiciele Dobrej Nowiny. Trzeba podać rękę zwłaszcza tym, którzy pogrążają się w beznadziejności….
Spętana prawda (Rz 1,16-25; Ps 19; Hbr 4,12; Łk 11,37-41)
Ludzie są ciągle tacy sami. To nic, że zmienia się stopień rozwoju cywilizacyjnego, że chełpimy się rozwojem nauki, a technika pozwala nam osiągnąć Księżyc. Serce człowieka się nie zmienia. Ciągle tak samo skorzy jesteśmy przez swoją nieprawość nakładać pęta prawdzie. Tak jak dwa tysiące lat temu. Zabójstwo tłumaczyć dobrem zabitego, kradzież usprawiedliwiać postępowaniem innych, a swobodę obyczajów tłumaczyć troską o zdrowie psychiczne. Czasem nawet kłamstwo skłonni jesteśmy uzasadniać wielkością swobód, o które walczymy, a swojego Stwórcę, obwiniwszy najpierw o wszystkie nasze draństwa, stawiać przed sądem ludzkiego trybunału. Podając się za mądrych staliśmy się głupi.
Nie jestem wiele lepszy od innych. Jestem, niestety, dzieckiem swojego czasu. Ale mam kompas, który pomaga mi nie zbłądzić. Jest nim Ewangelia. Zawiłe sprawy tego świata w jej świetle stają się o wiele prostsze. W jej świetle zabójstwo jest zabójstwem, kradzież kradzieżą, cudzołóstwo draństwem, a sądzenie Boga głupim zarozumialstwem. Obym tylko się jej nie wstydził…
Zostawiam sąd Bogu (Rz 2,1-11; Ps 62; J 10,27; Łk 11,42-46)
W jakiej sprawie sądzę, w tej wydaję na siebie wyrok... Jakże bym chciał, by Bóg był dla mnie łagodny. Tyle rzeczy powinienem w swoim życiu poprawić, zmienić. Kiedy wypleniam jedną wadę, zaraz dostrzegam drugą. A kiedy wydaje mi się, że już jestem bliski doskonałości, wtedy łasi się do mnie grzech pychy. Jeśli Bóg moich grzechów nie zapomni, zawsze będę zasługiwał na wyrok skazujący. Dobrze, że nie jest drobiazgowy i skory do szukania we mnie winy. Ale nie uniknę Bożego wyroku, jeśli sam będę wyrokował o innych.
Szukam dla siebie tej nadziei. Unikać sądzenia, aby i Bóg skreślił kiedyś moje długi. Jak to zrobić, skoro dostrzegam wokół siebie tyle zła?
Chyba jest różnica między widzeniem zła a osądzaniem. Mogę widzieć zło i nie gardzić człowiekiem, który je popełnia. Wtedy go nie skazuję. Jeszcze nie orzekam: jesteś taki a taki. Wyrok nie zapada. W moich oczach ma wtedy szansę poprawy. Być może jutro będę mógł powiedzieć: jesteś wspaniałym człowiekiem…
Zawsze się dziwiłem, dlaczego ludzie czystego serca mają widzieć Boga. Dzisiaj rozumiem: czyste serce daje czyste spojrzenie. Nie jestem wtedy skory widzieć w drugim zła. Nie osądzam. Wtedy i Bóg zaniecha nade mną swojego sądu…
Bóg jest bezinteresowny (Rz 3,21-29; Ps 130; J 14,6; Łk 11,47-54)
Dobrze czuję się wśród ludzi bezinteresownych. Wiem wtedy, że uśmiech jest szczery, a dobre słowo wypływa z życzliwości. Takim też staram się być. Jak ognia unikam sytuacji, w których ktoś mógłby pomyśleć, że udaję przyjaciela tylko po to, by coś zyskać.
Myślę, że Bóg też jest bezinteresowny. Ludzie czasem myślą, że On coś na stworzeniu nas zyskał. A co mógł zyskać, skoro sprawiamy Mu tylko kłopot? Darmo nas, grzeszników, obdarzył swoim zbawieniem. Wszystkich nas odkupiła najdroższa krew Jego Syna. Dla Niego nie było ważne, czy ktoś na tę łaskę zasługuje, czy nie. Dał i już. Najwyżej – tak może pomyślał – człowiek z tego daru nie skorzysta…
Lżej mi, gdy wiem, że Bóg nigdy nie patrzy na mnie ze wstrętem. Nawet gdy popełniam największe grzechy. Widzi we mnie dobro. Dla Niego każdy z nas jest interesujący, dowcipny, miły i sympatyczny. Tylko czasem głupiutki w swojej słabości czy zachwyceniu się złem. Jestem w błędzie? Skądże. Wielki Bóg jest zbyt dobry i mądry, by nie patrzeć na nasze zło jak rodzice na niemądre zabawy swoich dzieci…
Przed Bogiem nie mam się czym chlubić. To dobrze. Nie mam wtedy pokusy, by próbować się z Nim targować…
Wspinam się z Bogiem (Rz 4,1-8; Ps 32; Ps 32,22; Łk 12,1-7)
Dźwięczny odgłos stali wbijanej w skalną szczelinę. Pokrzykiwania. Maleńkie postacie na skalnym urwisku. Wspinacze. Jeden idzie przodem i ciągnie za sobą linę. Wyszukuje drogę, od czasu do czasu zatrzymuje się, żeby założyć kolejne zabezpieczenie. Jeśli odpadnie od skały, może znaleźć się w tarapatach. Najczęściej mimo wszystko znajdzie się co najmniej kilka metrów niżej. Może o coś zahaczyć, gdzieś za mocno uderzyć. Ten drugi jest w o wiele lepszej. Idzie śladem opuszczonej z góry liny i założonych punktów asekuracyjnych. Jeśli jemu przydarzy się chwila słabości, tylko zawiśnie. Spokojny, bezpieczny. W razie potrzeby ten z góry odejmie mu parę kilogramów mocnym naciągnięciem liny.
Bóg we wspinaczce mojego życia idzie pierwszy. Potrafi wejść tam, gdzie mnie samemu nigdy by się nie udało. Znajdzie przejście, gdy ja widzę tylko gładką ścianę. Czasem musi mnie podciągać, bo zupełnie opadam z sił. Wierzę w Niego. Gdybym Mu nie zaufał, nie miałbym szans na osiągnięcie celu. Kiedyś być może ktoś popatrzy na mnie z podziwem – „proszę, pokonał taką trudną drogę”. Ale ja wiem, że tylko dzięki Niemu.
Bóg zawsze wierny (Rz 4,13.16-18; Ps 105; J 15,26b.27a; Łk 12,8-12)
Czy ważna jest spowiedź u księdza, który potem zrezygnował z kapłaństwa? Jak przyjmować komunię z rąk kapłana, który robi takie rzeczy? Przyjąłem bierzmowanie w stanie grzechu ciężkiego: czy muszę przyjąć je po raz drugi? Spotykam się czasami z takimi pytaniami. Znam odpowiedź. Wiem, że Kościół nie uzależnia ważności przyjętych sakramentów od dyspozycji szafarza i nie zawsze od dyspozycji przyjmującego. Ale dziś widzę więcej. Dziś przypominam sobie dlaczego.
„Nie od wypełnienia Prawa została uzależniona obietnica dana Abrahamowi”. Bóg jest zawsze wierny. Obdarza łaską nawet wtedy, kiedy przychodzi mu udzielać jej przez dalekie od doskonałości narzędzie, jakim może być kapłan. Udziela jej często także wtedy, gdy przyjmujący nie jest na jej przyjęcie przygotowany. On obietnicy dochowuje niezależnie od tego, z kim ma do czynienia.
Oby już nie zrodziła się we mnie pokusa, by uzależniać działanie Bożej łaski od osobistych zasług człowieka.