Kto w niebie jest VIP-em? (Wj 22,20-26; Ps 18; 1 Tes 1,50-10; J 14,23; Mt 22,34-40)
Wielu moich przyjaciół to ludzie „po przejściach”. To oni najbardziej przekonująco opowiadają mi o Bogu. Inni nie mają na to czasu: pędzą, kupują, zajęci są osądzaniem lub dbaniem o własne wizerunki. Moi przyjaciele nie mają już o co dbać. Wracają z pustyni wsparci na Oblubieńcu. Idą pod rękę z samym Bogiem. A porządni ludzie krzyczą za nimi: to skandal! Jakim prawem wy – ułomni możecie opowiadać nam o Bogu? Moi bracia, moje siostry. Są niewidomi, a widzieli ucztę, na którą zaprosił ich Pan.
Mam też kilku znajomych ubogich duchem. Gdy do mnie mówią, nie klepią mnie po plecach, nie chcą niczego załatwiać. Zupełnie nie mają mi czym zaimponować. Siedzą cisi, prześladowani przez innych, marzą o sprawiedliwości. Czy wiedzą, że są w naszej wspólnocie perłami? Że Jezus mówi o nich: „szczęśliwi”? Chyba nie. Chętnie zamieniliby się z innymi rolami. A Pan Bóg pokazywał nam często, że wysłuchał naszej modlitwy ze względu na ich wstawiennictwo.
On słyszy krzyk cudzoziemca, sieroty i wdowy. To oni są w niebie VIP-ami.
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę. Modlitwa dnia Wszechmogący wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie.
Dziecinada (Rz 8,12-17; Ps 68; J 17,17ba; Łk 13,10-17)
„I pomódl się tam w kościółku za Pana Jezusa. Żeby, żeby tu do mnie przyszedł” – rzuciła w drzwiach trzyletnia Marta, gdy wychodziłem do kościoła.
„Gdzie ma przyjść?” – spytałem, sądząc, że jak zwykle się wygłupia (nigdy przecież nie była zbyt pobożna i nie lubiła się modlić. Wolała fikać na łóżku koziołki).
„Pan Jezus tu ma przyjść. Tu, do mnie”.
„A skąd ma przyjść? To gdzie On teraz jest?”
„Jest w niebie”
„A po co ma do ciebie przyjść?”
„Żeby mnie przytulić!”
Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Aramejskie słowo „Abba” tłumaczymy najczęściej jako „Ojciec”. Tymczasem to zdrobnienie. Otrzymaliśmy ducha, w którym możemy zawołać „Abba, Tatusiu”.
Wzdychania i jęki (Rz 8,18-25; Ps 126; Mt 11,25; Łk 13,18-21)
Całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.Mamy pierwsze dary Ducha, ale widzimy niejasno, jak w zwierciadle. Domyślamy się jedynie rzeczywistości nieba, próbujemy złapać za nogi Pana Boga. Ale On – nieuchwytny wymyka się. Szukamy dalej.
Nie znamy ani dnia, ani godziny. Każde pokolenie czytające biblijne proroctwa ma nadzieję, że Pan się przybliża. Nie wiemy, kiedy przyjdzie: za pięć minut, czy kilkaset lat. Ale przyjdzie, na pewno. Czekamy tak, jakby miał przyjść za chwileczkę, jakbyśmy byli świadkami bólów porodowych. Oblubieniec się nie spóźni. W Apokalipsie mówi wyraźnie: „Przyjdę niebawem”.
Z chwilą śmierci Jezusa wieczność wtargnęła w czas – wola brat Efraim – Od dwóch tysięcy lat żyjemy już w czasach ostatecznych. Napięcie między „już” a „jeszcze nie” jest nieodzowne. Pozbawia nas stałego miejsca pobytu, przywraca nam los Abrahama, wędrownego Aramejczyka. Całe stworzenie jęczy wzdycha za ową pełnią objawienia, za Apokalipsą (dosłownie: odsłonięciem).
Marana tha!
A gu gu (Rz 8,26-30; Ps 13; 2 Tes 2,14; Łk 13,22-30)
Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami.Wiesz, jaką najpiękniejszą chwilę przeżyłem z życiu? Opowiem ci – Tomek Budzyński, lider punkowej Armii uśmiecha się od ucha do ucha – Urodziła się Nina. Miała już miesiąc i kładliśmy ją spać. A ona przed snem leżała sobie w łóżeczku i robiła sobie tak: „Babanara balalabara gaga nananalb kaka kaka nana” (śmiech). A ja leżałem obok w łóżku i... przeszły mnie dreszcze. Ciarki na całym ciele. Była to najczystsza modlitwa, jaką w życiu słyszałem. Modlitwa dzieciątka do Boga. A ja słuchałem i mówiłem: „Jezu, Chryste, nie ma już niczego piękniejszego! Jaka muzyka, jakie zespoły, koncerty? To śmieszne!” Dlatego śpiewam „kto nie słyszał tej mowy, nie zrozumie nas”. Kto nie słyszał jak dziecko „gada z sobą” (a ja czuję, że ono gada z Bogiem) nie będzie wiedział, o czym ja w ogóle śpiewam. Śmiech czysty, niczym nie skażony... To była najpiękniejsza muzyka, jaką słyszałem w życiu.
Dar języków. Tylko dla tych, którzy nie potrafią się modlić. Ci, którzy kolekcjonują charyzmaty odchodzą zasmuceni. Śpiew językami tak prosty jak paplanina, gaworzenie dziecka. Intelektualne dno – prychnął ze złośliwością znajomy.
A ja chciałbym być dzieckiem. Wydaje mi się często, że wiem, jak się modlić. Duch Święty jest wobec takiej pychy bezradny…
Zwiał mi autobus (Rz 8,31b-39; Ps 109; Łk 19,38; Łk 13,31-35)
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?Setki razy doświadczałem, że słowa te są prawdą. Jestem tego pewien: ucisk, prześladowania, czy niebezpieczeństwa przybliżały mnie do Boga. Pamiętam świetnie te chwile. Działała w nich wyśmiewana przeze mnie, a jednak prawdziwa dewiza: jak trwoga, to do Boga. Czytałem wówczas z wypiekami na twarzy Biblię, dłoń zaciskałem na różańcu. I w najtrudniejszych chwilach miałem mocne poczucie Bożej Obecności.
Mam inny problem. Nie radzę sobie z codziennością. Są rzeczy, które ewidentnie oddalają mnie od miłości Bożej. To drobnostki, tysiące drobnostek. Na przykład dziś rano. Najpierw zwiał mi pies, potem tuż sprzed nosa uciekł autobus. Gdy w końcu złapałem inny, stałem ściśnięty, czując jak po plecach spływa mi pot. A na dworze zimno…
A po pracy zabawa z dziećmi, nieustanne sprzątanie rozrzuconych zabawek, wycieranie z podłogi soczków i miodu (klawiatura komputera klei się do rąk!!!). Nie mam ani chwilki czasu dla siebie. Gdy w końcu dzieci padną na swoich łóżkach, a mnie cudem uda się przy ich usypianiu nie zasnąć, czeka mnie jeszcze wyprawa z psem. A tu deszcz, zimno, ponuro. Brrr…
Tysiące małych drobnostek, sprawiają, że zamiast modlić się i błogosławić, wiecznie narzekam. Czy jestem w ogóle osobą wierzącą? Przy deklaracji św. Pawła wypadam bardzo, bardzo blado…
U góry pracują (Ef 2,19-22; Ps 19; Łk 6,12-19 )
Wszechmogący Bóg chce z nas zbudować świątynię, w której Sam zamieszka. Czy nie mógł znaleźć sobie lepszego budulca? – Wybieram kamienie odrzucone przez budujących – wyjaśnia Stwórca.
Niedziela, wieczór. Rozpoczynamy modlitwę we wspólnocie. Stoimy w malutkiej grupce. Czujemy się wyjątkowo obco. Pewnie dlatego na „dzień dobry” dostajemy Słowa: „Zawrę z nimi przymierze pokoju: będzie to wiekuiste przymierze z nimi. Założę ich i rozmnożę, a mój przybytek pośród nich umieszczę na stałe. Mieszkanie moje będzie pośród nich” i chwilkę później „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha”.
Mamy stanowić mieszkanie samego Boga? To nieprawdopodobne! Może Pan Bóg czuje się wśród nas swojsko, bo przypominamy stajnię w Betlejem?
Jego budowla nie przypomina w niczym dumnej wieży Babel. To nie pyszni ludzi chcą dotknąć nieba, to niebo schodzi na ziemię.
Dziczko, nie wynoś się! (Rz 11,1-2a.11-12.25-29; Ps 94; Mt 11,29ab; Łk 14,1.7-11)
Dwa lata temu spotkałem księdza. Gdy spostrzegł, że ściskam w ręku magazyn muzyczny RUaH rzucił: „RUaH? Takie brzydkie żydowskie słowo. Nie ma już ładniejszych słów w języku polskim?” Zamurowało mnie. „Ruah” – to słowo oznaczające oddech, tchnienie, ale przede wszystkim Ducha Świętego. Jeśli ktoś uważa je za brzydkie, to znaczy, że sytuacja dotknęła absurdu.
– Chęć szybkiego nawrócenia niewierzących lub wierzących inaczej jest przejawem ludzkiej pychy, polegania na własnym rozumie i siłach oraz braku zrozumienia sposobu, w jaki Bóg prowadzi ludzi do wiary. Chrześcijaństwo, które nie zapomina skąd pochodzi, jest bardziej świadome nie tylko w sensie intelektualnym, ale w sensie serca. Kiedy byliśmy pierwszy raz w Izraelu, moja żona, która nie jest Żydówką, powiedziała, że czuła się tam, jakby wróciła do domu. A więc Syjon jest stolicą wszystkich ludzi...” – przypomina Jan Grosfeld, Żyd, który sam odkrył swą chrześcijańską tożsamość.
Apostoł narodów pisze wyraźnie:
„Nie chcę jednak, bracia, pozostawiać was w nieświadomości co do tej tajemnicy - byście o sobie nie mieli zbyt wysokiego mniemania, że zatwardziałość dotknęła tylko część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie [do Kościoła] pełnia pogan. I tak cały Izrael będzie zbawiony, jak to jest napisane: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel, odwróci nieprawości od Jakuba.„Powiedzmy sobie jasno: Przymierze Boga z Izraelem nie zostało anulowane – przekonuje Grosfeld – Święty Paweł mówi, że zbawienie przychodzi przez Żydów, co wcale nie znaczy – jak chcemy uważać – że zbawienie raz przyszło, a Żydzi zostali skazani na piekło ziemskie i niebieskie. Ono stale przychodzi i także właśnie przez nich. Pan Bóg, przez sam fakt wyboru Żydów, naznaczył ich historie takim piętnem, że choćby nie wiem, co robili, to i tak od tego nie uciekną. Wielu z nich mówi: „Nie chcemy słyszeć o żadnym wybraństwie, dajcie nam święty spokój, jesteśmy zwykłymi ludźmi”. I z zadowoleniem pokazują Izrael cywilizowany, młodzież z kolczykami w uszach, dyskoteki, McDonalda, wyniki sportowe. Chcą za wszelką cenę udowodnić, że są normalnymi ludźmi. Bo w momencie, kiedy Żyd odchodzi od Boga, musi koniecznie udowodnić sobie i innym, że jest normalnym człowiekiem. Ale im bardziej Żydzi oddalają się od Boga, tym dla chrześcijan gorzej”.