Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą (Lb 6,22-27; Ps 67; Ga 4,4-7; Hbr 1,1-2; Łk 2,16-21)
Często przyjmuję i składam ludziom życzenia. Z okazji urodzin, imienin, świąt, nowego roku. Mówię o zdrowiu, powodzeniu, spełnieniu marzeń i pieniądzach. A przecież tak naprawdę jest coś znacznie bardziej cennego. To być blisko Boga. Wtedy i w zdrowiu, i w chorobie, w bogactwie i biedzie, w sławie i w zapomnieniu, w spełniających się marzeniach, ale i w tym co niesie szara codzienność jest pogodnie i dobrze. Z Bogiem nawet najczarniejsza noc nie jest ciemna, a pogodne dni nabierają blasku i barw nieśmiertelności. Dlatego powtarzam dziś wszystkim moim bliskim życzenia z Księgi Liczb: „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem”.
Jezus jest Mesjaszem (1J 2,22-26; Ps 98; Hbr 1,1-2; J 1,19-28)
Któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca.Nie wiem przeciwko komu św. Jan wypowiadał tak stanowcze słowa. Wiem jednak, że i dziś wielu odrzuca Jezusa. Szukają Ojca, ale nie rozpoznają Jego Syna. Tworzą sobie Boga według własnego pomysłu, nadają mu cechy, które ich zdaniem powinien mieć, opowiadają o tym czego niby wymaga i w czym jest wyrozumiały, ale tak naprawdę Go nie znają. To nie jest prawdziwy Bóg.
Prawdziwym jest tylko ten, którego objawił posłany przez Ojca Syn. Dlatego chcę wiernie przy Jego nauce trwać. Nawet jeśli nie zawsze jest dla mnie wygodna. Bo jeżeli będzie trwało we mnie to, co słyszałem od początku, to będę trwał w Synu i Ojcu. A to da mi życie wieczne...
Zaraźliwa świętość (1 J 2,29-3,6; Ps 98; J 1,14.12; J 1,29-34)
Nigdy nie widziałem dwa razy takich samych chmur. Kiedy patrzę na niebo, one zawsze są inne. Podobnie jest, gdy czytam pisma Jana. Ciągle odnajduję w nich inne myśli. Za jakiś czas myśl Jana zobaczę znów w nieco innym kształcie...
Dziś moją uwagę przykuwa to proste zdanie:
Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty. Kiedyś myślałem, że świętość zdobywa się na drodze moralnej doskonałości. Później myślałem, że świętym jest ten, kto jest blisko Boga; że Jego świętość niejako udziela się temu, kto z Nim przebywa. Dziś odkrywam, ze wystarczy nadzieja złożona w Bogu.
To chyba prawda. Nie potrafię być w każdym calu doskonały. Nie zawsze też jestem blisko Boga, bo przecież oddziela mnie od Niego grzech. Ale wiem, że ciągle się do Niego zwracając, ciągle pokładając w Nim nadzieję, staję się powolutku coraz lepszy.
Poznam po owocach (1 J 3,7-10; Ps 98; Hbr 1,1-2; J 1,35-42)
Jest noc. Za oknem bajkowo. Drzewa utulone białym śniegiem rozjaśnia ciepłe światło latarni. A ja pochylam się nad słowami świętego Jana:
Dzieci, nie dajcie się zwodzić nikomu; kto postępuje sprawiedliwie, jest sprawiedliwy, tak jak On jest sprawiedliwy. Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. Mało istotne są przyklejone etykietki czy słowne deklaracje. Liczą się czyny. Pogardzany celnik, jeśli jest życzliwy, uprzejmy, pokorny i łagodny lepszy jest od szanowanego faryzeusza, który Boga ma na ustach, ale w sercu pychę, kłamstwo, kłótliwość i nienawiść.
Dziś jest dokładnie tak samo. Tak samo rozpoznaje się dzieci Boga i dzieci diabła...
Nie słowem i językiem, a czynem i prawdą (1 J 3,11-21; Ps 100; J 1,43-51)
Słowo Boże jest czasem jak opatrunek na rozognioną ranę. Podnosi na duchu, daje nadzieję. Ale czasem samo sprawia ból. Bo stawia wymagania. Bo przypomina, że nie liczą się deklaracje, ale to kim jestem tu i teraz.
Jeśli posiadam majętność tego świata, a zamykam przed bliźnim moje serce, nie może we mnie trwać miłość Boga. Mogę szukać usprawiedliwienia, że przecież płacę podatki, że jest wiele charytatywnych instytucji, że jest wielu ode mnie bogatszych, ale co to da? Czy gdybym naprawdę kochał bliźnich, szukałbym wymówki?
Święty Jan napisał tylko o majątku. Ale przecież miłość okazuję na wiele różnych sposobów. Głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych grzebać... I jeszcze grzeszących upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych... Mam dużo możliwości. Obym umiał nie tylko upominać grzeszników i ich pouczać, ale także krzywdy cierpliwie znosić i urazy chętnie darować...
Po co mi to wszystko? (Iz 60,1-6; Ps 72; Ef 3,2-3a.5-6; Mt 2,3; Mt 2,1-12)
Czasem jest mi smutno. To normalne. Takie jest życie. Ale są chwile, kiedy zazdroszczę tym, którzy z niego „korzystają”. Zastanawiam się jak sens ma trwanie w wierze, skoro można przez życie wygodnie się prześlizgnąć, a o swoim zbawieniu pomyśleć na starość. Że mogę jej nie dożyć? Oczywiście. Ale może w godzinie śmierci udałoby się wzbudzić jakiś żal? Przecież Bóg jest dobry...
To tylko pokusa. Wiem, że lepiej – jak mówi psalmista - stać w progu Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników. Być z nim, to jakby ciągle przeżywać radość pogodnego poranka. Już tu za ziemi życie nabiera smaku.
A kiedyś nadejdzie dzień, podobny do tego, jaki Izajasz zapowiedział Jerozolimie: „Pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu”. Wtedy okaże się, że droga u boku Boga była słuszna...
O co poproszę, otrzymam (1 J 3,22-4,6; Ps 2; Mt 4,23; Mt 4,12-17.23-25)
O co prosić będziemy, otrzymamy od Boga, ponieważ zachowujemy Jego przykazania I czynimy to, co się Jemu podoba. Chyba brakuje mi wiary. Bo trudno mi wierzyć, że gdybym zachowywał lepiej Boże przykazania, to Bóg by mnie wysłuchiwał. Przecież znam ludzi bardzo pobożnych, którzy nie mogą się Boga o swoje sprawy doprosić...
Ale czytam dalej:
A przykazanie Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. I chyba już wiem. Ten, który naprawdę wierzy w imię Jego Syna, potrafi także mówić do Ojca: bądź wola Twoja. A już broń Boże nie wystawia Go na próbę swoimi niepoważnymi prośbami. Dlatego... Mimo wszystko wierzę, ze Bóg daje to, o co prosimy. Muszę o tylko – jak Salomon – mądrze prosić. Przede wszystkim o życie wieczne i obronę przed zakusami złego...