Mądra Pani (Prz 8,22-35 lub Iz 2,2-5; Ps 48; Ga 4,4-7; Łk 1,28; J 2,1-11)
Mądrość jest wieczna, jak Bóg. Przypisane jej w dzisiejszym pierwszym czytaniu atrybuty to nie tylko odwieczność, ale także życiodajność, moc, niespożyty dynamizm, radość i duma, doświadczenie i świadomość własnego posłannictwa. Każdy z nas może w tym współuczestniczyć, do tego zaprasza nas Mądrość: „Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie! Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana”.
Na tym ma polegać nasze życie: na nieustannym trwaniu w obecności Boga, towarzyszeniu Mu w Jego dziełach, twórczym poszerzaniu obszarów własnej aktywności, coraz głębszym, pełniejszym uczestnictwie w Bożym życiu, a poprzez to w życiu naszych sióstr i braci.
Maryja, której częstochowski wizerunek zostaje dziś w szczególny sposób uczczony, jest przykładem takiego właśnie życia. Żydówce sprzed dwóch tysięcy lat nie śniło się przecież ani o Słowianach, ani o jakiejś prowincjonalnej polskiej miejscowości – a jednak uczestniczy od wieków w życiu polskiego narodu jako Matka i Królowa. Dokonało się to właśnie dzięki Jej zjednoczeniu z Bogiem, czerpaniu z Jego odwiecznej mądrości. To poszerzenie serca może stać się i naszym udziałem, jeśli tylko pozwolimy Bogu działać w nas i przez nas.
Czas się obudzić (Sdz 2,11-19; Ps 106; Mt 5,3; Mt 19,16-22)
Gdyby jakaś partia miała pewność, że raz w tygodniu zgromadzi w różnych miejscach kraju swoich wyborców i mogła wygłosić do nich dziesięciominutowe przemówienie, zatrudniono by najlepszych specjalistów, szukano by coraz lepszych sposobów, opracowywano skuteczne strategie. Gdyby jakiś człowiek, zainteresowany tematem lotów kosmicznych czy populacji żółwi na Galapagos raz na tydzień w gronie podobnych sobie miał okazję przez dziesięć minut pogłębiać swoją wiedzę, zaangażowanie, zrozumienie tematu – zrobiłby wszystko, aby tak się stało, był ciekawy i dociekliwy, słuchający z uwagą i wymagający wobec prelegenta.
Dlatego czuję gniew, słuchając kazań o niczym i patrząc na znudzonych chrześcijan, którzy nie wiedzą, po co przyszli: tu tkwi dla mnie współczesna odmiana ślepoty i obłudy z dzisiejszej ewangelii. Rozumiem oczywiście różnicę – homilia to nie porywający wykład, który ma wymusić działanie; istota mszy leży gdzie indziej niż w wysłuchaniu najbardziej zręcznego kaznodziei; wiem, że nie każdy jest dobrym mówcą; nie wszyscy chrześcijanie na kazaniu przestają słuchać itd.
Dwa powyższe przykłady są po to, by pobudzić do myślenia. Ale coś w nich jest – bo w określonych sytuacjach spodziewamy się określonych zachowań. I boli, kiedy w sprawach wiary ludzie jakby głupieją. Teologia mnie interesuje, ale rzadko coś czytam (nie drążąc głębiej i pomijając ulubione lenistwo: nie mam czasu, moje podstawowe obowiązki dotyczą czegoś innego). Ale jestem na mszy raz w tygodniu – w różnych miejscach, przy różnych okazjach – i powinnam w końcu się czegoś nauczyć. Ten automatyczny wyłącznik we mnie, gdzieś po Ewangelii, działa jednak sprawnie (lata przyzwyczajenia). Może najwyższy czas mu się przeciwstawić, nie?
Święta święconka (1 Tes 2,1-8; Ps 139; Hbr 4,12; Mt 23,23-26 (z dnia) lub 1 J 4,7-16; Ps 63; Mt 23,9a.10b; Mt 23,8-12)
Słyszymy dzisiaj kolejne Jezusowe „Biada wam!” – „Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. (…) Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są one zdzierstwa i niepowściągliwości”. Dzisiaj zmienił się kontekst, tło obyczajowe, daleko nam do dziesięcin i obmyć rytualnych, ale wezwanie pozostaje to samo: „To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać”. W dzisiejszych realiach bowiem jest sfera zewnętrznej obrzędowości, działań i znaków, które pozwalają w nas rozpoznać ludzi wierzących w Boga w Trójcyjedynego oraz sfera serca, wnętrza, które również, a raczej: przede wszystkim ma dać świadectwo wiary.
Wszystko to jest przemieszane z sobą nieco, jak zawsze. Niektórzy z wyższością spoglądają na ludzi, którzy zakładają co tydzień odświętne ubranie bo im częściej ktoś w kościele, tym bliżej mu do dewoty), podejrzewają stawiających szopki i niosących święconkę (bo to „tylko” tradycja), lekceważą udających się na pielgrzymki (bo to przecież przeżytek). Niekiedy z założenia z taryfą ulgową traktuje się tych, którzy wprawdzie nie chodzą do kościoła, ale „mają wątpliwości”; głoszą, że modlić się można wszędzie (oprócz oczywiście wybranej przez Boga świątyni), dobre życie uznają za gwałt na samorealizacji.
A Jezus żąda wyraźnie: i to, i to. Zewnętrzne praktyki nie mogą być pustym gestem, to prawda. Ale i czyste wnętrze ma owocować także zewnętrzną czystością, dobro – dobrem, miłość – miłością.
Po Jego stronie (Jr 1,17-19; Ps 71; Mt5,10; Mk 6,17-29 lub 1 Tes 2,9-13; Ps 139; 1 J 2,5; Mt 23,27-32 (z dnia))
Być gotowym do działania, czujnym, umieć wsłuchiwać się w Boże wezwanie: „Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę”. Być wiernym, nie lękać się konsekwencji, jak Jan, który mówił prawdę Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”.
Prawdopodobnie i w naszym życiu istnieją takie przestrzenie, do których wprost odnoszą się wezwania z dzisiejszych czytań. Być może doświadczyliśmy już bezradności, tego przenikliwego żalu – że jakąś sprawę zwyczajnie przespaliśmy, że na coś jest już za późno. Być może znamy niepewność, strach przed tym, jak przyjmie ktoś nasze słowa… i milczymy.
Tym bardziej więc do nas skierowana jest Boża obietnica. Dotyczy ona nie tylko życia tu i teraz, ale i wieczności. Bóg chce, abym wyraźnie opowiedziała się po Jego stronie. A wtedy: „Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię [zwyciężyć], gdyż Ja jestem z tobą – wyrocznia Pana – by cię ochraniać”.
Przesiądź się wyżej (1 Tes 3,7-13; Ps 90; Mt 24,42a.44; Mt 24,42-51)
Zaskakująca transakcja: jeśli zrobię to, co do mnie należy, otrzymam to, co należy do Pana – „Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem”.
Jednak wyniesienie wyżej oznacza także więcej obowiązków, większą odpowiedzialność, bardziej palącą konieczność rezygnacji z siebie. We wspaniałomyślnym geście pana nie chodzi więc jedynie o uhonorowanie wiernego sługi, ale także o to, że mu zaufano – pan wiele się po nim spodziewa. Napiszmy wprost: jeśli wierzymy w Boga Prawdziwego, jeśli jesteśmy w Kościele – to NAM nasz Pan zaufał, to po NAS Pan wiele się spodziewa.
Światło do świecenia (1 Tes 4,1-8; Ps 97; Łk 21,36; Mt 25,1-13)
Prawda znana nam nie od dziś: „Prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie: według tego, coście od nas przejęli w sprawie sposobu postępowania i podobania się Bogu – jak już postępujecie – stawajcie się coraz doskonalszymi!”. Czyli: starać się, starać się, starać się. Albo: rozwijać się, wzrastać, postępować naprzód. Po prostu się doskonalić.
Jest to jakaś cecha ofiarowanej nam Bożej łaski – że nie jest czymś statycznym, daną nam raz na zawsze „rzeczą”, a czymś dynamicznym, życiodajnym, przemieniającym. Wedle zasady – „Uwaga: Wraz ze zwiększeniem czasu zużycia moc działania wzrasta!”.
„Zużycie” nie jest tu synonimem leżenia na półkach i porastania kurzem. Mamy współpracować – tak jak te panny mądre wykazać rozsądek; wiedzieć, o co w naszym życiu chodzi; co zrobić z darami, które mamy w rękach. Nie dajmy się więc zmanipulować, nie dajmy wmówić sobie, że jest coś ważniejszego niż spotkanie Pana Młodego.
5 = 2 = 1 (1 Tes 4,9-11; Ps 98; Ef 1,17-18; Mt 25,14-30 (z dnia) lub Pnp 8,6-7; Ps 148; J 14,23; Łk 10,38-42)
Rodząc się, nie pojawiliśmy się na ziemi z pustymi rękoma – otrzymaliśmy od Boga kapitał: taki, jakiego sam Bóg zechciał nam udzielić. Dziwnie jest o tym pisać, pamiętając o tyle razy opuszczonych rękach, zwątpieniu, poczuciu bezsensowności wysiłków, zmęczeniu… W takich chwilach pojawia się pytanie, czy naprawdę coś mam…? Na tle innych, obsypanych złotem, człowiek zdaje się sobie dziwnie szary…
Ile już razy daliśmy się zwabić w pułapkę porównań, pułapkę niewiary w Bożą szczodrobliwość dla nas! Łaska to nie matematyka. Trzeba nam pomnożyć to, co otrzymaliśmy – i to nie, by napchać sobie kabzę, ale by przysporzyć chwały swemu Panu. Trzeba nam koncentrować się nie na ilości: łask, modlitw za które otrzymamy to i tamto; ale na aktywności: klęczeć, wznosić ręce, działać.