Refleksja na dziś - 17. tydzień zwykły

Przeczytaj i rozważ


Na jedną kartę (1 Krl 3,5.7-12; Ps 119; Rz 8,28-30; Mt 13,44-52 (Mt 13,44-46))

Takich ludzi uważamy raczej za szaleńców. W imię „poprawności politycznej” (choć nie ma to z polityka nic wspólnego) nazywamy ich pasjonatami. Ale za ich plecami my, szarzy zwolennicy małej stabilizacji, ufający jedynie własnej zapobiegliwości, pukamy się w czoło. Uważamy, że to nie te czasy, gdy dla Chrystusa ryzykowało się wszystko, z życiem włącznie. Dziś raczej są czasu chłodnej kalkulacji. Mam iść za Jezusem? Mam Go słuchać i żyć według Jego wskazań? Mam porzucić mój dotychczasowy ciężką pracą uklepany grajdołek? A co będę z tego mieć? Zbawienie? Cóż to jest zbawienie?

Opowiadając przypowieści o skarbie ukrytym w roli i o perle Jezus mówi jasno: „Chcę, abyście wszystko postawili na Mnie”. Bez asekuranctwa. Bez „zabezpieczania tyłów”. Bez ukrywania czegokolwiek w szafie na „czarna godzinę”.

Czy to znaczy, że chrześcijaństwo jest dla hazardzistów? Nieodpowiedzialnych ryzykantów?

Nie. Dla ludzi zdolnych zaufać. Bogu.


Odrobina (Jr 13,1-11; Pwt 32; Mt 13,31-35)

- Jak tłumaczyć przypowieść o ziarnku gorczycy ludziom, którzy w życiu nie widzieli krzaka gorczycy? - zapytał kiedyś jeden ksiądz na jakimś kapłańskim spotkaniu.

- Jak tłumaczyć przypowieść o ziarnku gorczycy ludziom, którzy gorczycę widzieli tylko w postaci musztardy? - dodał drugi.

- A mnie się wydaje, że prawdziwym problemem w komentowaniu tej przypowieści jest powszechne dziś przekonanie, że tylko w masie siła, że rację ma zawsze większość, że prawdę można ustalić w drodze głosowania, a prawo państwowe jest ważniejsze od sumienia - stwierdził trzeci.

- Masz rację - przyznał pierwszy duchowny. - Ludzie nie wierzą, że warto czynić dobro. „Co z tego, że ja będę postępować dobrze, skoro i tak zwycięży zło, bo robi go więcej ludzi?” - zapytał mnie niedawno jeden gimnazjalista. Nie udało mi się go przekonać, że liczy się każda odrobina dobra.

Księża rozeszli się do swoich parafii smutni i rozczarowani.

- A ja wierzę, że dobro zwycięży - powiedziała jedna z dziewczyn, które podczas spotkania podawały do stołu. - Przecież żeby wyczyścić tę górę brudnych talerzy i sztućców wystarczy odrobina płynu do mycia, prawda?


Chrześcijanin przy garach (Hbr 13,1-2.14-16; Ps 34; J 11,19-27)

Święta Marta nie ma dobrej prasy. Niby jest świętą, ale w potocznym odczuciu traktowana jest jak marudna baba, która próbowała angażować autorytet Jezusa w zmuszanie własnej siostry do większego zainteresowania pracami kuchennymi. Słynna odpowiedź Chrystusa: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” jest powszechnie interpretowana na jej niekorzyść.

Mało kto pamięta, że Marta na kartach Ewangelii składa fenomenalne świadectwo wiary w Jezusa i wiary w zmartwychwstanie. Jej zatroskanie o sprawy doczesne nie uniemożliwiło głębokiej i odważnej wiary. Nawet zdanie, które brzmi jak pretensja do Jezusa „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”, jest w rzeczywistości spontanicznym okrzykiem „Wierzę!”.

To żadna sztuka być wzorowym chrześcijaninem, gdy ci wszystko podstawią pod nos, ugotują, wypiorą, posprzątają - powiedział pewien zakonnik. - O wiele trudniej, gdy samemu trzeba stanąć przy garach, obsługiwać innych i jeszcze się przy tym uśmiechać.


Sens szukania (Jr 15,10.16-21; Ps 59; Mt 13,44-46)

Nie tylko w dawnych czasach ludzie szukali skarbów. Dzisiaj również nie brak pasjonatów, którzy z użyciem najnowszego sprzętu poszukują różnych zakopanych w ziemi cennych przedmiotów. Nie zawsze robią to dla zysku. Często dla samej satysfakcji znalezienia.

Podobnie z kolekcjonerami. Niektórzy przez całe życie poszukują jednego, wyjątkowo cennego egzemplarza do swoich zbiorów. I zdarza się, że dla niego są w stanie poświęcić całą resztę kolekcji.

Poszukiwacze skarbów i kolekcjonerzy niejednokrotnie trafiają na falsyfikaty, kopie, podróbki. Jeśli dają się na nie nabrać, stają się pośmiewiskiem. Nie wystarczy sama umiejętność szukania. Trzeba również umieć odróżniać to, co wartościowe od bezwartościowych fałszywek. Żeby radość ze znalezienia nie okazała się przedwczesna.


Dobra i zła ryba (Jr 18,1-6; Ps 146; Mt 13,47-53)

Skupieni na codziennym załatwianiu naszych porachunków z innymi mieszkańcami ziemi, na egzekwowaniu sprawiedliwości we własnej wersji, nie przykładamy wystarczająco wielkiej wagi do faktu, że ostateczne rozliczenie naszych życiowych dokonań odbędzie się nie przed ludzkim trybunałem jakiejkolwiek instancji, lecz przed Bogiem. Jezus przypominał o tym wielokrotnie. Takim przypomnieniem jest również przypowieść o sieci.

Istnieje obiektywne dobro i obiektywne zło. Tak, jak istnieje biel i istnieje czerń. Od wieków nie brak ludzi, którzy chcieliby sami ustalać, co jest dobrem, a co złem (jedni zapewne drogą głosowania, a inni arbitralną decyzją narzuconą wszystkim). Ale Bóg nigdy nie pozwolił odebrać sobie tej „kompetencji”. To On jest w tej kwestii ostatecznym sędzią. Ludzie, dzięki swemu sumieniu, mogą jedynie dowiedzieć się, co jest dobre, a co złe. Przez porównanie z obiektywnym dobrem i obiektywnym złem.

Nie brak dzisiaj - również w Kościele - prób nazywania dobra złem i odwrotnie. Słychać głosy, że w najrozmaitszych życiowych sytuacjach nie wolno się kierować sumieniem, bo ważniejsze są przepisy prawne, kodeksy, regulaminy, ustawy, rozporządzenia.

Możemy przegłosować nawet w skali globalnej nawet całkowita odwrotność przykazania miłości i Dekalogu. I według takich zasad żyć. Ale i tak każdy ostatecznie stanie przed Bogiem. I wtedy okaże się, czy jest dobrą rybą czy złą. Czy przez resztę wieczności będzie się radował czy płakał i zgrzytał zębami.


Jak łyse konie (Jr 26,1-9; Ps 69; Mt 13,54-58)

Takie sytuacje zdarzają się dość często. Często wydaje nam się, że o kimś dużo wiemy, że go dobrze znamy, że niczym nas nie zaskoczy. Szczególnie dotyczy to ludzi w jakiś sposób nam bliskich. Tych, z którymi „beczkę soli”, z którymi „na jednym podwórku”, z którymi „jak łyse konie” itd. Ale też - co szczególnie bolesne - często także tych najbliższych. Tych, z którymi dzielimy wszystko. Całe życie.

Nie wiadomo dlaczego wśród ludzi utarł się zwyczaj, że jeśli o kimś mamy trochę większy zasób wiedzy, to otaczamy go mniejszym szacunkiem, niż tych, których mniej znamy. To niezrozumiałe. Dlaczego uzurpujemy sobie prawo do lekceważenia człowieka dlatego, że wiemy jakie miał oceny w piątej klasie?

Gorzkie słowa Jezusa o lekceważeniu proroka we własnej ojczyźnie uzupełnione są smutną konstatacją. „Niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa”. Poczucie „wiedzy” o kimś często zabija w nas „wiarę” w człowieka. „Prochu to on nie wymyśli…” - machamy ręką. Ostrożnie. Mieszkańcy rodzinnego miasta Jezusa też machali na Niego ręką. A On zbawił świat.


Uwaga na słowa (Jr 26,11-16. 24; Ps 69; Mt 14,1-12)

Dlaczego Jan Chrzciciel stracił głowę? Ponieważ król Herod składał nieroztropne obietnice. Nie liczył się ze słowami.

Herod zapewne nie przepadał za Janem Chrzcicielem i jak napisał św. Mateusz, chętnie by się go pozbył, ale był zbyt wytrawnym politykiem, aby to uczynić. Pod wpływem emocji złożył jednak w obecności świadków bezsensowną przysięgę i ktoś to wykorzystał.

Nie chodzi o użalanie się nad błędami Heroda. Chodzi o to, że „słowo wyleci ptakiem, a wróci kamieniem”. I o to, że z każdego słowa będziemy rozliczeni. Albo tu, na ziemi, albo - co w stu procentach pewne - po śmierci.

W oceanie słów, który nas ze wszystkich stron zalewa, uczymy się je lekceważyć. Uczymy się, że można powiedzieć wszystko, a potem rozbrajająco się uśmiechnąć i rzucić „to tylko słowa”.

Słowa mają znaczenie. Słowa mają treść i wagę. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...