Słuchaj ! (1 Sm 3,3b-10.19; Ps 40; 1 Kor 6,13c-15a.17-20; J 1,35-42)Zwykle na pytanie o to, jakie jest pierwsze i najważniejsze przykazanie pada odpowiedź, że jest to przykazanie miłości Boga i bliźniego. Jednakże kiedy zapytano o to Pana Jezusa ten odpowiada:
„Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jedyny.”(Mk 12,29)
Dopiero później padają słowa:
”Będziesz miłował...”Tak więc pierwsze i podstawowe jest „słuchanie Boga”. Podstawę wiary stanowi prawda, że Bóg mówi, a człowiek słucha; Bóg daje, a człowiek przyjmuje; Bóg działa, a człowiek poddaje się temu działaniu; Bóg kocha; człowiek pozwala się kochać.
Nigdy odwrotnie!
My jednak często zmieniamy ten kierunek ustalony przez Boga. Tymczasem nie możemy tak naprawdę mówić do Boga, zanim Go nie usłyszymy, nie możemy tak naprawdę Go kochać, zanim nie pozwolimy się pokochać, nie możemy tak naprawdę dla Niego działać, zanim nie przyjmiemy Jego działania.
W przeciwnym bowiem wypadku nasza wiara zostanie sprowadzona jedynie do szukania poprawności moralnej, do przestrzegania przykazań jako przepisów - po to, aby sobie udowodnić swoją doskonałość, swoją świętość. To prawda, że powinniśmy dobrze żyć, dobrze postępować, ale ma to być wynikiem, owocem naszego spotkania z Bogiem, owocem Jego działania w nas. Kiedy bowiem tak naprawdę doświadczymy miłości Boga ku nam - zrobimy wszystko aby uniknąć grzechu i zła w naszym życiu.
Mów więc Panie, bo sługa Twój słucha...
Dlaczego (nie) pościcie? (Hbr 5,1-10; Ps 110; Mk 2,18-22)Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Odpowiadając na to pytanie Pan Jezus wskazuje, że post (a co za tym idzie także wszystko inne w naszym życiu) ma swój czas i miejsce. Nie można zatrzymać się tylko na tym co zewnętrzne, bo stanie się to tylko przyzwyczajeniem i tradycją, zatracając swój sens i istotę (widzimy to chociażby we fragmencie Kazania na Górze, mówiącym o poście, modlitwie i jałmużnie). Dlatego też np. gdy w piątek obchodzona jest Uroczystość postu się nie praktykuje, gdyż dzień taki jest dniem radości i świętowania. Post nie jest bowiem celem samym w sobie, a jedynie pewnym narzędziem (jednym z wielu) na drodze do świętości. Jako wyrzeczenie stanowi on dar dla Boga ku Jego chwale, może też służyć do wyproszenia czegoś, a także do formowania u siebie gotowości do poświęceń.
Warto więc zapytać siebie nie tylko o to, czy poszczę w piątki (a niestety ze smutkiem trzeba stwierdzić, że coraz więcej ludzi tego nie czyni), ale jak ów post przeżywam, czym on dla mnie jest, dlaczego to robię?
O praktykowanie jakiś innych, dodatkowych, dobrowolnie podejmowanych postów i wyrzeczeń to już nawet nie pytam...
Dla człowieka... (Hbr 6,10-20; Ps 111; Mk 2,23-28)Oczywiste jest i normalne, że rodzice czegoś dzieciom zabraniają i coś nakazują. Nikt przy zdrowych zmysłach tego prawa rodziców nie zakwestionuje, ani też nie uzna za złośliwość z ich strony, czy chęć zniewolenia dzieci. Zakłada się bowiem, że rodzicom zależy na swoich pociechach i robią wszystko, aby uchronić je przed złem i jak najlepiej wychować.
Dlaczego zatem inaczej ma się sprawa patrzenia wielu ludzi na przykazania? Skoro Bóg jest naszym Ojcem, kocha nas i pragnie naszego dobra, to Jego przykazania, Jego nakazy, czy zakazy nie są dane po to, aby odebrać, czy choćby ograniczyć naszą wolność. Są raczej „drogowskazami” wskazującymi właściwy kierunek – ku życiu wiecznemu; „znakami” ostrzegającymi nas przed niebezpieczeństwem, o którym niekiedy nie mamy nawet pojęcia. Jednak to one są dla nas, dla naszego dobra, dla naszego zbawienia – a nie my dla nich. To one nam mają służyć – nie my im. Dlatego właśnie można, a czasami wręcz trzeba (w szczególnych okolicznościach) postąpić wbrew niektórym z nich. Jeśli będziemy je postrzegali inaczej, to zamiast „synami Bożymi”, ciągle będziemy jeszcze „niewolnikami Prawa”, tak jak wielu spośród faryzeuszy, zapominając, że:
"To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.".
Wyciągnij rękę! (Hbr 7,1-3.15-17; Ps 110; Mk 3,1-6)Mógł to uczynić po cichu. Wystarczyło szeptem wypowiedziane słowo, czy jedna myśl, a ów człowiek zostałby uzdrowiony. Tymczasem Jezus czyni odwrotnie – każe mu wyjść na środek, a przez to skoncentrować na sobie uwagę wszystkich. Po co? Przecież wiedział,że nie tylko nie przysporzy Mu to popularności, ale wręcz dostarczy argumentu przeciwko Niemu.
Może, wbrew wszystkiemu i wszystkim, uczynił to dla tego jednego człowieka i dla nas wszystkich czytających o tym dzisiaj?
”Wyciągnij rękę” - chory na oczach wszystkich miał zrobić coś, o czym z doświadczenia wiedział, że nie potrafi. Musiał dokonać wyboru – nie zrobić nic i pozostać kaleką, lub zaryzykować i narazić się na śmieszność gdyby nic się nie stało.
Zaufał Jezusowi, wbrew ludzkiemu rozumowi, wbrew swoim ludzkim doświadczeniom – i ta ufność doprowadziła do cudu. Drobny wysiłek, którego zażądał Pan, odmienił jego życie.
I tego „drobnego wysiłku”, który sam w sobie niczego nie zmieni, wymaga Bóg również od nas. Sami nic nie zrobimy, niczego nie zmienimy – Bóg to potrafi. Nie chce jednak robić tego bez nas. Wspaniałe i niesamowite jest to, że zaprasza nas do współudziału, do współpracy. To przecież o wiele więcej niż propozycja współdecydowania o firmie wartej miliardy dolarów jeśli tylko wniesiemy do niej jednego centa.
Wystarczy tylko, wbrew ludzkiemu rozumowi, wbrew swoim ludzkim doświadczeniom, zaryzykować, narazić się na śmieszność w oczach innych - i „wyciągnąć rękę”...
Patrząc na krzyż (Hbr 7,25-8,6; Ps 40; Mk 3,7-12)Podczas swojej publicznej działalności Pan Jezus wiele razy uzdrawiał chorych, karmił głodnych, wskrzeszał zmarłych. Jednakże rodzi się pytanie, dlaczego nie wszystkich? Dlaczego i wówczas, i przez wszystkie wieki, aż po dzień dzisiejszy – nadal na świecie istnieją choroby, głód i wszystkie inne boleści tego życia?
Myślę, że odpowiedzi trzeba szukać patrząc na krzyż. On bowiem uświadamia nam, że to nie cierpienie jest złem absolutnym, ale grzech, który prowadzi do śmierci i potępienia.
Syn Boży przyszedł na ziemię, aby pokonać grzech i śmierć. Cuda, których dokonywał, także uzdrowienia, nie były celem samym w sobie, ale znakami i przejawami Jego Boskiego posłannictwa, zapowiedziami powszechnego i wiecznego odkupienia.
Dlatego też posyłając uczniów mówi im wprawdzie by uzdrawiali i wyrzucali złe duchy, ale wcześniej nakazuje głosić Ewangelię – bo to jest podstawowe zadanie, zarówno dla nich, jak i dla nas dzisiaj.
Co do cierpienia natomiast, to oczywiście trudno powiedzieć, że jest czymś dobrym. Samo w sobie jest złe, jednakże przyjęte i ofiarowane Bogu, tak jak cierpienie Pana Jezusa, ma wielką wartość. Prowadzi do zbawienia zarówno tego, który cierpi, jak i tych, za których jest ono ofiarowywane.
Narzędzia (Hbr 8,6-13; Ps 85; Mk 3,13-19)I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Z reguły nie oglądam seriali, rzadko bowiem mam możliwość zobaczenia wszystkich części. Wyjątkiem bywają czasem te, których pojedyncze odcinki stanowią zamkniętą całość. I tak zdarzyło mi się kiedyś widzieć kilka odcinków o przygodach Mac Gyver'a. Potrafił on w genialny sposób wykorzystać proste narzędzia i przedmioty codziennego użytku do celów, które zwykłemu śmiertelnikowi nigdy do głowy by nie przyszły. Dla przeciętnego człowieka, znajdującego się w sytuacji głównego bohatera, byłyby one kompletnie bezużyteczne, tymczasem on potrafił użyć je tak, że ratowały go z opresji.
Patrząc po ludzku wybrani przez Jezusa Apostołowie kompletnie nie nadawali się do misji, jaką mieli wypełnić. Nie mieli żadnych wpływów, władzy czy zaplecza finansowego. Nie należeli ani do elity intelektualnej, ani moralnej, ani jakiejkolwiek innej. Swoją bezużyteczność wielokrotnie zresztą potwierdzali - zarówno słowami, jak i postępowaniem. Do czasu...
Do czasu, kiedy poddali się działaniu Ducha Świętego i pozwolili, by posłużył się nimi jak „narzędziami”, nie według ich woli i pomysłów, ale według Jego planu...
Łatwo osądzić... (Hbr 9,1-3.11-14; Ps 47; Mk 3,20-21)Czytam sobie różne komentarze do dzisiejszego fragmentu Ewangelii. W jednym z nich znalazłem następujące stwierdzenie:
Rodzina Jezusa ubolewała: „Odszedł od zmysłów”. Jego najbliżsi nie rozumieli, że głoszenie królestwa jest ważniejsze od regularnych posiłków. Taka postawa była dla nich czymś niedorzecznym Nie wiem dlaczego autor przekręcił tekst Ewangelii, który jest zamieszczony tuż nad jego komentarzem:
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”. Pomijając jednak - mimo wszystko - to przekłamanie, można rzeczywiście osądzić rodzinę Jezusa i przypisać jej złe intencje. Podobnie jak można to zrobić z wszystkimi naszymi słowami i zachowaniami.
Tylko ja wolę wybrać, nawet jeśli by się to okazało nieprawdą, tę interpretację, którą podaje zdanie streszczające ów fragment Ewangelii, zamieszczone w Lekcjonarzu Mszalnym:
"Rodzina niepokoi się o Jezusa"