Wierzysz w to? (1 Krl 19,4-8; Ps 34; Ef 4,30 - 5,2; J 6, 41-51 )"Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata" - mówił Pan Jezus...
Wierzysz w to? Tak naprawdę i do końca?
Zanim zbyt pochopnie odpowiesz "TAK" wyobraź sobie taką sytuację: ksiądz na każdej Mszy Świętej rozdaje ludziom obecnym w kościele pieniądze, powiedzmy 100 złotych. Gdyby tak było - ile razy w tygodniu byłbyś w kościele?
Ale księża nie rozdają w kościele pieniędzy, lecz "tylko" Ciało Pana Jezusa - więc ile razy w tygodniu chodzisz na Mszę Świętą?
"Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata" - mówił Pan Jezus...
I teraz udziel sobie odpowiedzi na te same pytania:
Wierzysz w to? Tak naprawdę i do końca?
Wbrew pozorom warto (2 Kor 9,6-10; Ps 112; J 12,24-26)Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.Niektórzy mówią, że mimo wszystko łatwiej jest oddać życie w jednorazowym akcie męczeństwa niż “obumierać” dla Pana Boga przez całe swoje życie. Z jednej strony być może tak. Jednakże z drugiej strony myślę, że męczennicy właśnie dlatego mieli siłę, by oddać życie Bogu, gdyż wcześniej już, dzień po dniu, “obumierali” dla Niego. Dzień po dniu umierali dla tego świata i rodzili się dla Boga, oddając Mu to co ziemskie, materialne, przemijające, zyskując w zamian to co wieczne. Dzisiaj, po wielu latach wspominamy ich i oddajemy cześć - kto natomiast pamięta o tych, którzy ich zabili?
W związku z tym przypominają się też inne słowa Pana Jezusa o ziarnie gorczycy, które z pozoru drobne, niepozorne, najmniejsze ze wszystkich, ale w końcu rozrasta do olbrzymich rozmiarów. O nasieniu wrzuconym w ziemię, które czy śpisz, czy czuwasz, we dnie i w nocy, rośnie i kiełkuje, sam nie wiesz jak, aż wreszcie wyda plon.
Więc wbrew pozorom warto - i "obumierać", i nie zniechęcać się nie widząc "plonów".
Będą - we właściwym czasie. Być może już nie za naszego życia na ziemi...
Nieroztropność? (Pwt 31,1-8; Ps 32; Mt 18,1-5.10.12-14)Do dzisiaj na Bliskim Wschodzie stado stu owiec jest wielkim majątkiem, dlatego ich właściciel musiał być człowiekiem zamożnym. Może jednak dziwić fakt, pozornie nieroztropny: ryzykowania całego stada dla jednej owcy. Jednakże pasterze nie byli sami - mieli towarzyszy i psy pasterskie, tak więc wyruszenie na poszukiwanie nie stanowiło zagrożenia dla pozostałych owiec. Pasterze zwykle wędrowali w grupie, bohater przypowieści mógł pozostawić swoje stado pod opieką towarzyszy, nie narażając zwierząt na niebezpieczeństwo.
Morał przypowieści jest następujący: Podobnie jak przyjaciele pasterza cieszyli się, że odnalazł to, co zginęło, przyjaciele Boga cieszą się, gdy odzyskuje On to, co stracił. Zatem ludzie oskarżający Jezusa i sprzeciwiający się Jego obcowaniu z grzesznikami, których starał się przywrócić Bogu, w rzeczywistości nie byli Bożymi przyjaciółmi.
Czy mam świadomość, że Bóg mnie kocha nawet wtedy, gdy od Niego odchodzę - co więcej "zostawia" wtedy innych i idzie mnie szukać?
Wokół mnie są również ludzie, którzy się zagubili. Czy miłość Boga do nich i Jego miłosierdzie mnie nie gorszy, nie powoduje mojego oburzenia?
Czy potrafię się cieszyć z tego, że ktoś inny się nawraca i na powrót staje się członkiem "owczarni"?
Potrafiłbym odejść? (Pwt 34,1-12; Ps 66; Mt 18,15-20)Lud stał u brzegów Jordanu, a Mojżesz wiedział, że nie przekroczy już tej rzeki. Tutaj zaczyna się umieranie Mojżesza. Nie chciał umierać. Ujrzawszy brzegi Jordanu, modlił się do Pana Zastępów, aby jeszcze oddalił od niego śmierć. Lecz Pan tym razem rzekł: „nie”. A wtedy Mojżesz pogodził się ze śmiercią – i na rozkaz Pana wyznaczył swego następcę: Jozuego.
Tyle przebytych dróg i życie takie ciężkie. Troski, zgryzoty, zawody, uniesienia, zmęczenie, wojna, krew. A teraz na szczycie góry stoi stary człowiek i patrzy na ziemię, której nigdy nie dotknie stopą. Podobnie patrzy żeglarz na port, do którego już nie dopłynie. Podobnie patrzy człowiek na miłość, która przyszła za późno. Podobnie patrzy uczony na odczyty swoich eksperymentów, których już nie sprawdzi. Odda w czyjeś inne ręce. A Mojżesz całe życie poświęcił i spalił, aby dojść aż tu, do progu Ziemi Obiecanej. Ale nigdy nie przejdzie rzeki Jordan. To tak jakby wyjęto mu z ręki spełnienie.
To bardzo trudna rzecz. Bo przecież jest tylko człowiekiem. I kończy mu się świat.
Gdyby dzisiaj Bóg mi powiedział: nie dojdziesz do swojej „Ziemi Obiecanej” - ktoś inny dokończy to, co zacząłeś, zbierze owoce twojej pracy, trudów, wyrzeczeń...
Czy potrafiłbym:
Pogodzić się z wolą Boga?
Zaufać, że On wie lepiej, co dla mnie i moich bliskich dobre i potrzebne?
Odejść tak spokojnie jak Mojżesz?
Mogę spać spokojnie? (Joz 3,7-10a.11.13-17; Ps 114; Mt 18,21-19,1)Na szczęście nie jestem jak ten nielitościwy sługa – długi anulowałem, krzywdy wybaczyłem, urazy darowałem. Mogę spać spokojnie...
Tyle tylko, że sprawa chyba nie jest taka prosta jak się wydaje. Albowiem w związku z przebaczeniem trzeba zdawać sobie z kilku grożących niebezpieczeństw:
Pierwsze:
Najgorsze nawet uczynki bliźnich są zbyt małe, aby mogły nas dotknąć i dosięgnąć. Wówczas pycha z piedestału łatwo jest okazywać „miłosierdzie” maluczkim, łatwo jest „wybaczyć” komuś winy, jeśli nie zdołały nas zranić.
Drugie:
Człowiek, który nas skrzywdził stał się nam obojętnym, więc i wina nam zobojętniała. Wykreślamy więc winę – niestety, wraz z winowajcą, myląc wybaczenie ze zobojętnieniem.
Trzecie:
Zatracenie świadomości, że wybaczając nie robimy niczego wielkiego – nam samym wcześniej zostało darowane i przebaczone niewyobrażalnie więcej.
Więc już nie wiem teraz, czy mogę spać spokojnie... Bo przecież nawet gdybym uniknął tych niebezpieczeństw, to pozostaje pytanie, czy potrafiłbym tej samej osobie „długi anulować, krzywdy wybaczać, urazy darować” tak jak Pan Bóg mnie – bez końca?
a tak na marginesie:
1 denar - to była zapłata za dzień pracy niewykwalifikowanego robotnika
10 tys. talentów - to około 60 milionów denarów
Tym gorzej dla faktów (Joz 24,1-13; Ps 136; Mt 19,3-12)“Jeśli fakty przeczą mojej teorii, tym gorzej dla faktów” - to zdanie wypowiedziane przez niemieckiego filozofa Hegla przypomniało mi się gdy czytałem dzisiejszy fragment Ewangelii.
Oto ludzie, którzy wielokrotnie mieli do czynienia z cudami dokonywanymi przez Jezusa, czyli z czymś, co wydawać by się mogło faktami bezspornymi i nie podlegającym dyskusji robią wszystko, aby te fakt przemilczeć, zbagatelizować, zaprzeczyć im. I ciągle Mu nie wierzą, usiułują pochwycić na słowie, wystawiają na próbę
Dlaczego? Bo uwierzenie w Niego niosłoby za sobą daleko idące konsekwencje i zburzyłoby ich “święty spokój”. Przyznając, że Jezus ma rację musieliby również uznać, że jest posłany przez Boga, a co za tym idzie, że to co mówi jest prawdziwe. Tymczasem mówił również o ich obłudzie, zakłamaniu, fałszu… Musieliby zatem zmienić całe swoje dotychczasowe życie, patrzenie na Boga, na świat, na siebie. Fakty nie pasowały do ich teorii - więc zaprzeczyli faktom…
I tak się dzieje po dzień dzisiejszy - ludzie tworzą sobie własny obraz Boga, własne prawa, własną moralność. Jeśli zaś Pismo Święte, Dekalog czy Kościół mówią inaczej - to tym gorzej dla nich…
Pomyślmy, czy i my nie postępujemy podobnie? Zapewne wprost Pisma Świętego, Dekalogu czy Kościoła nie odrzucamy, ale czy nie usprawiedliwiamy się zbyt łatwo z opuszczonych Mszy, zaniedbanych modlitw, kłamstw, zlekceważenia ludzi proszących nas o pomoc, tolerowania grzechów naszych bliskich, stosowania środków antykoncepcyjnych, nieuczciwości w pracy, zaniedbywania postów piątkowych i wielu, wielu innych… ?
Błogosławiona (Ap 11,19a;12,1.3-6a;10ab; Ps 45; 1 Kor 15,20-26; Łk 1,39-56)Błogosławiona jesteś między niewiastami...Takie niesamowite wyróżnienie i zaszczyt. Teraz to już powinny być tylko palmy pod stopami i wieńce na skroniach. Czyż bowiem nie była godną najwyższej czci ta, która stała się Matką Boga, wybrana spośród setek tysięcy? Powinna żyć wśród uwielbienia i szacunku. Otoczona zastępami służących czekających na każde jej skinienie i gotowych spełnić wszystko co tylko sobie zażyczy. Tymczasem jak było dalej doskonale wiemy: Długa droga do Betlejem, zatrzaśnięte drzwi i niechęć ludzka. Zimna grota w skale i kamienny żłób. Nienawiść Heroda, strach, ucieczka do Egiptu. A potem zwyczajne życie prostych ludzi w Nazarecie. Bez podziwu, fanfar czy chórów anielskich. I jeszcze te słowa starca Symeona, dźwięczące w duszy, jak złowrogie echo, przez 33 lata: „A Twoją duszę miecz przeniknie…”
I niezrozumienie Jej Syna, czyhanie na Jego życie, odrzucenie przez najbliższych, w końcu krzyż... Taka była cena szczególnego wybrania i wyróżnienia przez Boga.
W nas także jest to pragnienie, by Bóg nas jakoś szczególnie wyróżnił. Tylko, czy zdajemy sobie sprawę jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Czy potrafilibyśmy odpowiadać Bogu jak Maryja: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. ” także pod krzyżem? Bo jeśli nie - to dziękujmy Panu Bogu za takie życie, jakie mamy.