Chrystus przez swoje „wejście w świat” spotyka się ze wszystkimi ludźmi. Przez pośrednictwo Jezusa, Maryi i św. Józefa - w spotkaniu w świątyni jerozolimskiej - „dokonało się” już w zarodku „wszechspotkanie Boga z ludźmi i ludzi pomiędzy sobą”.
Poczucie świętości
ks. Jan Słomka
W czasach Starego Testamentu, a zwłaszcza w okresie wędrówki przez pustynię z Egiptu do Ziemi Obiecanej, Żydzi mieli bardzo mocne poczucie świętości Boga. Mieli także świadomość, że oni sami nie są święci, ale grzeszni i niedoskonali. Dlatego też proszą, aby Bóg nie przemawiał do nich bezpośrednio, ale aby był zachowany jakiś dystans. Pośrednikiem był najpierw Mojżesz, potem Jozue, następnie prorocy.
Takie rozumienie świętości Boga i wynikające z niego przekonanie, że z Bogiem bezpośrednio obcować nie może człowiek grzeszny, nieczysty i skalany, było potwierdzone wcześniejszymi słowami Boga, a zwłaszcza wielokrotnie powtarzaną przestrogą, że nie może człowiek oglądać oblicza Bożego i przeżyć. To przeświadczenie było także utrwalone w wielu przepisach prawa żydowskiego. Wymagały one rytualnych oczyszczeń przed modlitwą czy wejściem do świątyni. Tak samo jak najrzadziej i tylko z najwyższym szacunkiem było wymawiane imię Boga - aby go nie skalać nieczystymi ustami.
Jezus często krytykuje zewnętrzne przejawy tego pragnienia czystości, gdyż widzi, że stały się one puste i przestały wyrażać prawdziwą postawę człowieka. Dlatego też pokazuje ich wewnętrzny sens.
Tym, co oddziela od Boga, jest grzech. To on uniemożliwia spotkanie z Nim, zanieczyszcza człowieka. Jak pamiętamy, Jezus także mówi, że ani jedna jota w Prawie nie może się zmienić. To oczywiście nie oznacza, że należy zawsze zachowywać dosłownie przepisy Prawa, ale wskazuje, że duch zapisów starotestamentalnych nigdy nie przemija. Dlatego nie powinniśmy dzisiaj spoglądać z ironią na starotestamentalne prawa, ale dociekać ich ducha. Otóż właśnie w błaganiu Izraelitów, aby Bóg przemawiał do nich przez proroka, a nie bezpośrednio, jest pewna prawda, o której dzisiaj trzeba mocno przypominać.
My dzisiaj doskonale wiemy, że jeżeli na przykład brudne naczynia pomieszać z czystymi, to wcale przez to te brudne się nie oczyszczą, a wręcz przeciwnie: te, które były czyste, trzeba będzie znowu pozmywać. Jeżeli w towarzystwie tylko jedna osoba zapali papierosa, to wszyscy będą musieli wdychać jego dym. Jeżeli tylko jeden słucha bardzo głośno muzyki, to wszyscy muszą jej słuchać. Czystość trzeba chronić przed brudem, piękno przed brzydotą, ciszę przed hałasem. To wszystko wiemy doskonale, ale wydaje się, że czasem zatracamy to poczucie, jakie towarzyszyło starotestamentalnemu Izraelowi, wędrującemu przez pustynię. Poczucie szacunku dla świętości.
Samo pojęcie sacrum - świętości - przestało już być dla nas oczywiste, tak jak oczywista jest różnica między czystością a brudem, ciszą a hałasem. A więc, czym jest świętość? Nie da się tego zdefiniować, ale jeżeli człowiek zatraci poczucie, że istnieje coś świętego, zatraci poczucie sacrum, to traci także postawę szacunku, przestaje na przykład zauważać, że ktoś jest mądrzejszy, starszy i wobec tego trzeba umieć się zachować. Przestaje zauważać, że nie wszędzie wszystko wypada, że innym miejscem jest kino, a innym kościół. Jeżeli ginie poczucie sacrum, świat staje się płaski, jednowymiarowy, traci głębię. To samo dotyczy naszego życia. Jeżeli dla kogoś nie ma nic świętego, jego życie jest płaskie, nie ma w nim hierarchii. W konsekwencji taki człowiek jest całkiem bezbronny wobec nachalnej reklamy konsumpcjonizmu, brak mu kręgosłupa.
A więc w świecie, gdzie generalnie demaskuje się wszelkie świętości, w świecie, który wszystko sprowadza do pytania, ile to kosztuje, musimy bardzo dbać o pielęgnowanie w sobie poczucia sacrum, poczucia świętości. Dzisiaj nie ma już na to przepisów, tak jak to było w czasie starotestamentalnym, tym bardziej trzeba o zachowanie poczucia świętości troszczyć się nie tylko w swoim sercu i w swoim zachowaniu.
Tajemnice radości i niepokoju
ks. Wacław Depo
Drogi wiary prowadzące od tajemnicy Zwiastowania przez Betlejem do Jerozolimy – aby uznać w Jezusie zrodzonym z Maryi Dziewicy obiecanego Mesjasza – nigdy nie były łatwe i proste. Naród Izraela, który przygotowywał się przez wieki na przyjście Mesjasza i który posiadał proroków, kapłanów, księgi święte i Świątynię Pańską, nie rozpoznał „czasu nawiedzenia Bożego”. Jest to jedna z tajemnic wiary, ale i zarazem wielka przestroga dla nas, którzy wierzymy, że „gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego zrodzonego z niewiasty” (Ga 4,4).
Cieszymy się tą prawdą, ale jednocześnie uznajemy to za paradoks wiary, że wspaniałość i potęga przyjścia Mesjasza Bożego nie okazała się w triumfalnym i groźnym pochodzie Stwórcy i Władcy wszechświata, lecz w zwyczajności i słabości Dziecka, które narodziło się w betlejemskiej stajni. Tym, którzy Je przyjęli i przyjmują z wiarą, to Dziecię daje moc i godność dzieci Bożych. Albowiem wszechmoc Boga objawia się nie poprzez przemoc i siłę, które zniszczyłyby wolność wyboru, lecz jako DARY ŁASKI, PRAWDY I MIŁOŚCI. Dowodem tej rzeczywistości wiary jest postawa Maryi, która jest posłuszna woli Ojca: „Oto Ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1, 38) i która za „sprawą Ducha Świętego pocznie i porodzi Syna, któremu nada imię Jezus” (Łk 1, 31.35); która na własnych rękach „przyniesie Dziecię do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu” (Łk 2, 22). Dzielimy Jej radość, ale i zarazem niepokój Jej macierzyńskiego serca, kiedy na Jej rękach „wszedł” do świątyni Syn Boży i Syn Człowieczy, Arcykapłan przeznaczony na przyszłą ofiarę z samego siebie dla przebłagania za grzechy ludzi. Dlatego Jej duszę i serce miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2, 35). Poprzez Jej serce, ciało i krew Syn Boży stał się uczestnikiem naszego człowieczeństwa. Stał się w pełni solidarny z nami. Autor Listu do Hebrajczyków wprost po mistrzowsku ujmie tę prawdę w słowach: Upodobnił się pod każdym względem do braci, aby stać się miłosiernym i wiecznym Arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
W Jezusie Chrystusie doświadczamy więc nowego objawienia się Boga jako MIŁOŚCI MIŁOSIERNEJ, a nie jakiejś dalekiej czy wyniosłej Idei, której nie można dosięgnąć czy jej „dotknąć”... W Nim, Bóg Ojciec ukazuje nam drogę i światło do życia w prawdzie i miłości. Gdy się Go nie uzna i zlekceważy Jego znak – nie tylko poprzez sprzeciw, ale aż do postawy negacji Boga – wówczas nie ma żadnego światła nadziei dla człowieka i otaczającego go świata. W książce ks. kard. J. Ratzingera «Służyć prawdzie» odnajdujemy bardzo ważne słowa: „Dzisiaj nawet sztuka została ‘wprzęgnięta w służbę’, która demaskuje człowieka w jego odrażającym brudzie. Bez odniesień do Boga – wielu poświęca swój geniusz na odsłonięcie prawdy, nie po to, aby ukazać jej blask,... tylko, aby pokazać, że prawda jest brudna, że brud jest prawdą. Wówczas spotkanie z prawdą już nie uszlachetnia, nie podnosi, lecz poniża... W tym tkwi, zaiste, tragiczna prawda ‘takiej’ propozycji świata”.
Tajemnice Syna Bożego, od Betlejem przez Golgotę, Zmartwychwstanie aż po drugie Przyjście w chwale – są wyrazem niewyczerpalnej Miłości Miłosiernej. Trwamy w niej, trwamy w Bogu ceną Krwi i Śmierci Jezusa. Nasze współuczestnictwo w tych tajemnicach radości i bólu powinno stać się najsilniejszym motywem i mocą, aby te prawdy Ewangelii przekazywać i głosić innym, aby i oni rozradowali się światłem Chrystusa, które wzeszło dla wszystkich. Sięgnijmy w zakończeniu naszego rozważania do słów ks. Jana Twardowskiego: „Każda miłość jest bolesna i radosna. Z miłością jest tak, jakby padał drobniutki deszcz. Idziesz w tym deszczu i nie wiesz, że pada, ale czujesz nagle, że serce ci przemokło do głębi. Bóg daje czasem radość miłości w naszym sercu, ale potem często kończy się ona bólem. Radość i ból idą w parze w każdym dniu naszego życia, w każdym odruchu naszego serca...”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |