II Niedziela Wielkiego Postu
Kazanie pasyjne 2008
Gdy cierpimy mamy tendencje do skupiania się na sobie. Chcemy, aby wszyscy wokoło nami się zajmowali i często chcielibyśmy być zwolnieni z zatroskania o innych. A jeśli jednak ktoś podejmuje wysiłek i przekraczając własne cierpienie pochyla się nad innym człowiekiem, mówimy o heroizmie. A jak wiadomo, heroizm nie jest obowiązkowy. A czy jest obowiązkowe ratowanie człowieka przed popełnieniem zła? Jak pogodzić taką prewencję z nieograniczaniem wolności człowieka? I czy próba uchronienia kogoś przed popełnieniem grzechu jest aktem miłosierdzia?
Wszystkie te pytania nabierają szczególnej aktualności, gdy z perspektywy współczesnego człowieka, człowieka XXI wieku, patrzymy na szokujące wydarzenie, które miało miejsce w Wieczerniku. Odnotowali je w różnej formie wszyscy czterej ewangeliści, ale najbardziej jednoznacznie przedstawił je św. Mateusz:
„W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia? On odrzekł: Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu . A gdy jedli, rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: Chyba nie ja, Panie? On zaś odpowiedział: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: Czy nie ja, Rabbi? Odpowiedział mu: Tak jest, ty”.
Można sobie wyobrazić atmosferę, jaka zapanowała wokół Wieczernikowego stołu, gdy z ust Jezusa padła ta niepokojąca zapowiedź, która równocześnie mogła zostać odebrana jako oskarżenie. Z biblijnych relacji widać, iż Apostołowie poczuli się wypowiedzią Chrystusa mocno dotknięci. Nie chcieli być jej adresatami. Nie czuli się jej adresatami. Z wyjątkiem jednego. Tego, który zdradzanie już rozpoczął, ale jeszcze nie sfinalizował. Judasza.
Po co Pan Jezus na chwilę przed ustanowieniem Eucharystii, a już po zadziwiającym pełnym miłosierdzia i pokory akcie umywania nóg, wygłosił tę zapowiedź zdrady? Czy po to, aby zdenerwować swoich Apostołów? Może po to, aby im uświadomić ich słabość i zdolność do wszelkich podłości? Może chciał nimi wstrząsnąć, obudzić z dobrego samopoczucia i przekonania o własnej znakomitości? Coś musiało być na rzeczy, skoro reagowali co prawda ze smutkiem, ale jednak z podkreśleniem siebie „Chyba nie ja?”. Nie ma w tej reakcji poczucia wspólnoty i obrony innych przed niesłusznym posądzeniem. Jest raczej myślenie „Oni może tak, ale ja? Nigdy”. Trzeba uczciwie przyznać, że uczestnicy Ostatniej Wieczerzy nie najlepiej wypadli w czasie tego egzaminu. Nie ma w nich miłosierdzia dla innych. Bez pardonu, aby odsunąć od siebie podejrzenie, dają do zrozumienia, że może się ono odnosić do innych.
Jednak Był w Wieczerniku, kto właśnie w tej chwili czynił wielki akt miłosierdzia, kto nie dbając o własne cierpienie, wyciągał rękę, aby ratować człowieka. Czynił to w sposób być może z naszego punktu widzenia drastyczny, ale czyż sytuacja tego człowieka nie była dramatyczna? Czy nie należało zastosować nadzwyczajnych środków i wyjątkowych metod, aby zawrócić go z fatalnej drogi, na której się znalazł?
Jezus czynił ostatni akt miłosierdzia wobec Judasza. Po raz ostatni dawał mu szansę. Czego oczekiwał? Nie wiemy. Przecież znał swoją misję, wielokrotnie zapowiadał, że będzie odrzucony przez lud, że będzie cierpiał, że zostanie zabity. Judasz ze swoją zdradą wydaje się logicznym i – patrząc z perspektywy dwudziestu wieków – niezbędnym elementem mających się dokonać wydarzeń. Możemy sobie dzisiaj myśleć, że gdyby on się wycofał i nie wskazał straży świątynnej Jezusa w Ogrójcu, pobierając za to skromną opłatę, to dzieje zbawienia potoczyłyby się inaczej, nie byłoby nie tylko zdrady, ale też aresztowania, sądu, biczowania, cierniem koronowania, drogi krzyżowej, śmierci na krzyżu. Czy rzeczywiście, gdyby Judasz wtedy skorzystał z szansy i zamiast dwuznacznego „Czy nie ja, Rabbi?” wygłosiłby szczere przyznanie się do winy, okazał skruchę i więcej się nie spotkał ze swymi zleceniodawcami, nie byłoby wszystkich tych bolesnych wydarzeń, które w Gorzkich Żalach i kazaniach pasyjnych rozważamy?
Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na taką sugestię. I nie ma sensu się na niej skupiać. Z pewnością zmiana postępowania Judasza, gdyby zechciał skorzystać z miłosierdzia okazanego mu podczas Ostatniej Wieczerzy przez Jezusa, nie spowodowałaby wycofania się przez Boga z realizacji działa zbawienia, które obiecał człowiekowi. Bóg z pewnością znalazłby sposób, aby nas zbawić.
Ten niedoceniany i chyba nie do końca zrozumiany przez wielu chrześcijan uczynek miłosierdzia Jezusa wobec Judasza pokazuje cos niesłychanie ważnego dla wszystkich, którzy są grzesznikami, dla wszystkich, którzy podlegają pokusie do zła. Niejednokrotnie można usłyszeć skargi, że ktoś czuł się bezradny i opuszczony wobec pokusy. Przykład Judasza pokazuje, że to jest błędne odczucie. Bóg nie opuszcza człowieka zagrożonego pokusą zła. Można bez obawy popełnienia błędu, powiedzieć, że do samego końca, do ostatniej chwili przed popełnieniem grzechu, „walczy” o człowieka, stara się mu pomóc w podjęciu dobrej dla niego, dla człowieka, decyzji. Judasz już zaczął czynienie zła, już był „w trakcie” zdrady. Mimo to otrzymał od Chrystusa szansę. Tak, jak ją otrzymuje każdy człowiek, który jest na drodze do grzechu.
To ciekawe, że Jezus nie rozmawiał z Judaszem gdzieś na osobności, po cichu, bez świadków. Swoją przestrogę adresowaną bezpośrednio do niego wygłosił wobec wszystkich. Chciał, aby Judasz miał szansę skorzystać w pomocy wspólnoty. Z pomocy jej presji, ale też z pomocy jej przebaczenia. To kolejna ważne przesłanie – wspólnota chrześcijańska nie może stać obojętnie wobec człowieka, który zamierza popełnić zło.
Rozważanie Pasji nie może być tylko emocjonalnym rozdrapywaniem Chrystusowych ran. Patrząc na cierpiącego Jezusa, towarzysząc Mu na drodze na Golgotę, chrześcijanin otwiera swoje serce i pozwala, by głęboko w nim zakorzeniło się wszystko, co Boże Syn uczynił dla jego zbawienia. I by owocowało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |