By jak najlepiej przeżyć Wielki Post, chcemy każdego dnia przybliżać tradycje i zwyczaje, przede wszystkim żydowskie, ale czasem również i rzymskie, związane z tym co wydarzyło się blisko dwa tysiące lat temu w Jerozolimie.
KAMIEŃ NA KAMIENIU
„Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, 'Jezus' powiedział: Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.” Łk 21,5-6 (por. Mt 24,1-2; Mk 13,1-2;
Każdego roku dnia 9 miesiąca Aw (10 sierpnia) Żydzi obchodzą post ścisły – poprzedzony dziesięciodniową wstrzemięźliwością od wina, mięsa, z zaniechaniem strzyżenia brody i włosów – szafkę zaś, w której przechowuje się rodały Pięcioksięgu, zakrywa się czarną zasłoną. Jest to dzień, w którym upamiętnia się całkowitą ruinę, w którym poranna i wieczorna ofiara składana Bogu, z całopaleniem ofiary na ołtarzu, skończyła się na zawsze. Dzień, od którego każdy pobożny Żyd płacze trzy razy dziennie z rozdzierającą modlitwą na ustach:
„Niech będzie twoją wolą, aby Świątynia została szybko odbudowana za naszych dni!”
Jak do tego doszło? Co takiego się wydarzyło, że przepowiednia Jezusa tak szybko się spełniła?
Dowiadujemy się o tym przede wszystkim dzięki Józefowi Flawiuszowi. Pochodził ze znakomitej rodziny żydowskiej. Miał 29 lat, kiedy wybuchło pierwsze powstanie przeciwko Rzymianom. Kierował wówczas obroną Galilei, dowodził twierdzą Jotapata, w której stawiał opór przez 47 dni z taką siłą i odwagą, że po klęsce, jako jednemu z nielicznych, darowano życie i wzięto do niewoli. Po dwóch latach odzyskał wolność, co więcej, został tłumaczem i ekspertem do spraw żydowskich u boku Tytusa, syna cesarza Wespazjana i wodza kierującego działaniami wojska rzymskiego. Wobec powyższego jego przejście na stronę Rzymian trudno tłumaczyć strachem. Nie było to również porzucenie wiary, albowiem bronił. jej w swoich pismach do ostatka. Natomiast tym co skłoniło go do przejścia do obozu nieprzyjacielskiego było raczej przekonanie, które wyrażają jego własne słowa skierowane do walczących Żydów: „Wierzę, że Bóg już opuścił to miejsce święte i przeszedł na stronę Rzymian, z którymi wy teraz walczycie.”
Gdy Jerozolima została zburzona i ostatecznie upadł Izrael Flawiusz osiadł na stałe w Rzymie, gdzie w swojej „Wojnie żydowskiej” opisał straszliwą tragedię, której sam był najpierw uczestnikiem, a później świadkiem między 66 a 70 rokiem.
Paradoksalnie okazuje się, że Rzymianie za wszelką cenę zabiegali wówczas o ochronienie Świątyni przed zniszczeniami. Wynikało to z ich lęku przed tajemniczym Bogiem, a owa bojaźń była tak wielka, że sam Tytus zaniepokoił się, kiedy dowiedział się, że nieustanna ofiara na cześć Boga została przerwana ze względu na brak ludzi. Jak pisze Flawiusz: „Wtedy Tytus kazał powtórzyć Janowi (dowódcy oporu żydowskiego) poprzednie napomnienie: skoro on został opanowany zbrodniczą żądzą walki, może wyjść na zewnątrz murów z kim chce i rozpocząć bój bez doprowadzania do zniszczenia miasta i Świątyni. Przestałby więc profanować Świątynię i obrażać Boga; nawet mógłby spowodować składanie przerwanych ofiar przez tych Żydów, których on sam by wyznaczył”. Co więcej, Tytus narażając się na gniew nie tylko swoich żołnierzy ale i oficerów „dla oszczędzenia cudzoziemskiej świątyni powodował straty i rzeź swoich ludzi”. Rzeczywiście – po tym, jak z wielkim wysiłkiem i ogromnymi stratami legioniści zdobyli osłonę budowli, zajmując i burząc twierdzę Antonia – upierał się nie tylko przy tym aby nie wydawać rozkazu podpalenia świątyni, ale również kazał machinom oblężniczym (w tym olbrzymiemu taranowi o nazwie „Zwycięski”) pracować przy drugorzędnych elementach konstrukcji, aby spowodować możliwie najmniejsze szkody gmachowi Świątyni.
W końcu jednak Tytus zadecydował o podpaleniu bram zewnętrznych dziedzińców, pokrytych srebrem, które (w dalszym ciągu cytując Flawiusza) „ topiąc się szybko udostępniło ogniowi przystęp do drewna, z którego buchnął wysoko zamieniając portyki w morze płomieni”. Przypuszczono atak, a „Żydzi poczuli, że nie mają już sił ani odwagi, z powodu przerażenia nikt nie ruszył palcem, żeby czemuś zaradzić lub żeby gasić pożar, przeciwnie, przyglądali się jak skamieniali”. Pożar rozprzestrzeniał się przez cały ten dzień i przez następną noc. Dopiero następnego dnia Tytus nakazał ugasić ten pożar i wyrównać drogę do bram. Nie chciał zniszczyć, lecz zdobyć świątynię.
Zwołał radę wojenną, na której, jak pisze Józef Flawiusz: „Tytus jednak zawyrokował, że nawet gdyby Żydzi zajęli pozycję w świątyni w celu stawiania im dalszym ciągu oporu, on nie wyładowałby swojego gniewu na rzeczach zamiast na ludziach, ani nigdy nie wydałby na pastwę płomieni tak wspaniałej budowli”.
Rankiem miano rozpocząć natarcie wszystkimi siłami. Tymczasem jednak to Żydzi pierwsi zaatakowali żołnierzy gaszących pożar na dziedzińcu wewnętrznym. Ci zaś, gdy Żydzi rzucili się do ucieczki, ścigali ich aż do świątyni i wówczas jeden z żołnierzy, nie czekając na rozkaz i jak pisze Flawiusz „pobudzony nadprzyrodzoną mocą” wrzucił płonącą głownię do wnętrza Świątyni. Powiadomiony o tym Tytus chciał opanować pożar, jednakże – co rzadko spotykane – słynący z surowej dyscypliny legioniści, ogarnięci wściekłością, nienawiścią do Żydów i szałem wojennym, nie reagowali ani na rozkazy, ani na groźby dowódców. W końcu jeden z żołnierzy podpalił drzwi do Świętego Świętych. Tytus i dowódcy wycofali się, a żołnierzom, którzy zajęci byli rozszerzaniem ognia, już więcej nikt nie stawiał przeszkód.
I tak – wbrew woli broniących jej Żydów, wbrew woli zdobywających ją Rzymian, ale zgodnie z tym co przepowiedział Jezus, Świątynia jerozolimska została zniszczona...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |