Św. Łukasz nie opisał w swej Ewangelii tego, co mówili Maryi i Józefowi właściciele domów, którzy nie chcieli ich przyjąć na nocleg w noc Jezusowych narodzin. Nie sporządził wykazu cen za nocleg. Nie podał liczbowych wyników przeprowadzanego wtedy spisu ludności. Nie to było bowiem dla niego najważniejsze. Dużo uwagi poświęcił natomiast aniołom. Zarówno tym, którzy zwiastowali pasterzom radość wielką, jak i tym którzy głosili chwałę Bogu i pokój ludziom (Łk 4,14). Z jego ujęcia możemy uczyć się zachowania proporcji i skupienia uwagi na tym, co naprawdę istotne, choć niewidzialne dla zwykłych zjadaczy chleba.
Aniołowie zamiast kruków W Łukaszowym opisie zupełnie nieistotny staje się gwar miasta, w którym spotykali się po latach przybysze z odległych miejscowości. Nieistotnym składnikiem tła okazuje się opryskliwość właścicieli zajazdów, którzy nie potrafili okazać życzliwej pomocy młodym małżonkom spodziewającym się lada chwila rozwiązania. Ich obojętność mogła boleć i zadawać długotrwałe rany. Ktoś zraniony mógłby do końca życia cierpieć i długo wspominać, jak bezdusznie potraktowano go w Betlejem w tamtą noc.
Tymczasem w Ewangelii nie ma narzekań, roztkliwiania się, choćby cienia protestu przeciw niewłaściwym reakcjom mieszkańców Betlejem. Jest tylko lakoniczne stwierdzenie, iż Maryja owinęła Jezusa „w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,7).
Ewangeliczny opis poświęca natomiast zaskakująco dużo uwagi aniołom zatroskanym o chwałę Bożą i ludzką radość. Najprawdopodobniej taką wersję zdarzeń i proporcję odczuć przedstawiła św. Łukaszowi Maryja. Przy lekturze ewangelicznego opisu Narodzin dowiadujemy się więc, co konkretnie znaczą słowa informujące, iż „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 4,18).
Snując refleksje nad treściami rozważań Maryi, trzeba przestroić nasze serca na maryjną częstotliwość, aby ludzkie frustracje i niesiony przez życie szum informacyjny nie zagłuszyły śpiewu aniołów. Aby ich śpiewu, głoszącego chwałę Bożą, nie zdominowały ponure przyśpiewki tych współczesnych piewców pesymizmu, którzy z wielkim upodobaniem powtarzają aż do znudzenia motyw zdrady, wyprzedaży, całkowitej przegranej; motyw ten prowadzi do perspektyw życiowych pozbawionych najmniejszego cienia radości czy odrobiny nadziei. Trzeba mieć odwagę stwierdzić, że podobny pesymizm nie ma nic wspólnego z podstawową dla chrześcijaństwa prawdą o Bożym Wcieleniu, z której płyną nadzieja i pokój silniejsze od wszelkich zagrożeń. Trzeba zachować wrażliwość Maryi, by wsłuchiwać się w rozśpiewane chóry anielskie tam, gdzie otoczenie słyszy jedynie ponure krakanie kruka. Aby nie czuć się samotnym wśród tłumu, który wypełnił Betlejem z racji spisu ludności, należy na wzór Maryi wsłuchiwać się w głos Bożych posłańców i w nim odnajdywać umocnienie naszej nadziei i więzi z Bogiem.
Świadkowie radościAby w naszej codzienności po chrześcijańsku przeżywać radość tajemnicy Wcielenia, musimy przezwyciężyć pokusę demonstrowania łatwych rozczarowań i frustracji. Staje się ono obecnie zajęciem tak bardzo popularnym, że nawet w niektórych środowiskach katolickich oznakę dobrego stylu stanowi narzekanie, przechodzące w skrajnych przypadkach w darcie szat. Nie jest to jednak styl widoczny w zachowaniu tych bohaterów Betlejemskiej Nocy, których mamy obowiązek naśladować. Można było przecież i w tamtą noc zamartwiać się wieloma poważnymi sprawami, które wychodziły daleko poza Betlejem. Mogła wtedy przyprawiać o czarne myśli sytuacja polityczna w Palestynie: psychopata Herod sprawujący władzę, skłócone partyjki licytujące się w patriotyzmie, okupacyjne legiony rzymskie.