W tym kłębowisku wątpliwości Wiara, jaką na chrzcie otrzymałem, szepcze do mnie spokojnym głosem: "Własnymi siłami niczego nie dokonasz, ale jeśli Bóg będzie ośrodkiem każdego twego działania, to wytrwasz i dojdziesz do celu".
DO MARCO BELTRAMA Pollone, 23 października 1924
Kochany, to już ostatni list przed porzuceniem przez ciebie stanu cywilnego. Nie wypowiadam żadnego życzenia, lecz niechże tobą kieruje Opatrzność według Swoich Planów. Dnia dwudziestego siódmego powędruję do Oropy i u stóp Czarnej Madonny będę się modlił w twojej intencji, chociaż niewiele znaczą moje modlitwy, a ledwo przybędę do Turynu, poślę ci pamiątkę, która, jak ufamy, zawsze powinna łączyć Terror więzią niematerialną: jest to różaniec z nasion z ogrodu, a dołożę do niego medalik Madonny Loretańskiej, aby cię chroniła Najświętsza Dziewica, gdy będziesz przebiegał "przestronne królestwo wiatrów". W tym roku także dla mnie wybiła godzina, a więc żegnajcie, wycieczki górskie i w ogóle listitywa C.T. Obliczyłem, że jeśli chcę zdobyć dyplom w marcu, powinienem uczyć się zażarcie od rana do wieczora, także we wszystkie święta, a jeśli odłożę to do lipca, to mogę sobie pozwolić tylko na jedną albo dwie niedziele wolne. Trzeba mi jednak się spieszyć, bo lata lecą jak na skrzydłach, a muszę jeszcze odbyć służbę dla Ojczyzny, lecz potem, kiedy już wrócę do domu będzie przykro, będzie się żałowało życia studenckiego, chociaż teraz z taką tęsknotą oczekuję jego końca. Ale człowiek jest istotą, której nigdy nie można zadowolić, więc to nie dziwi. Jeśli Tina odpowie, a ty będziesz miał trochę czasu, zrobisz mi prawdziwą przysługę, jeśli mię o tym powiadomisz. Severi opowie ci o Clementinie. Jakże to dziwne! Ja już nic nie rozumiem. Wyrazy uszanowania dla twoich bliskich, dla ciebie tysiąc terrorystycznych wystrzałów z armaty. Bum! Bum! Bum! Pier Giorgio.
DO IZYDORA BONINIEGO Turyn, 15 stycznia 1925
Kochany, powinienem bym z pismem zaczekać na list od Ciebie, ale skoro nastał Rok Święty i Namiestnik Chrystusowy otworzył Wrota Sprawiedliwości, wrota, w których wszyscy mamy umocnić się w Łasce, aby dostąpić Nagrody Wiecznej, niegodne byłoby chowanie urazy. Wręczam Ci więc gałązkę oliwną, symbol tego Pokoju, którego trwale szukam. Ach, Izydorze drogi, z każdym mijającym dniem coraz bardziej się przekonuję, jak okropny jest Świat, ile w nim jest nędzy i jak ciężko cierpią dobrzy ludzie, podczas gdy my, których Bóg obdarzył wieloma łaskami, niestety, źle na nie odpowiedzieliśmy. Straszna to prawda, pęka mi od niej głowa, gdy siedzę nad książkami. Ciągle zadaję sobie pytanie: czy będę nadal starał się o to, aby kroczyć dobrą drogą? Czy dane mi będzie wytrwać aż do końca? W tym kłębowisku wątpliwości Wiara, jaką na chrzcie otrzymałem, szepcze do mnie spokojnym głosem: "Własnymi siłami niczego nie dokonasz, ale jeśli Bóg będzie ośrodkiem każdego twego działania, to wytrwasz i dojdziesz do celu". Pragnąłbym sprostać temu wezwaniu, przyjmując jako dewizę słowa św. Augustyna: " Panie, niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie". Ponieważ ziemskie przywiązania jedno za drugim, zadają ból naszemu sercu poprzez oddalenie od tych, których kochamy, chciałbym żebyśmy zawarli przymierze nie znające granic ani w przestrzeni, ani w czasie: zjednoczenie w modlitwie. Wczoraj zgłosiłem się na egzamin do Galassiniego, ale profesor kazał mi się wycofać, bo nie umiałem rysować; twój brat uzyskał 95 punktów na 100. Fotografie, jakie robiłem, świetnie się udały i zaraz ci je przyślę, a ty zechciej przesłać fotografie robione twoim aparatem. Jak ci się wiedzie w życiu? Moje życie, jak chyba zrozumiałeś czytając początek tego listu, przechodzi teraz przez najostrzejszy może okres ciężkiego kryzysu i właśnie w tym momencie moja siostra odjeżdża daleko, więc tylko mnie przypadnie obowiązek, żeby wprowadzić do domu wesołość: muszę w sobie tłumić ponury nastrój, narzucony przez te rozliczne przeciwności, jakie mnie osaczają. Kiedy wreszcie przyjedziesz do miasta, gdzieśmy przeżyli tyle chwil pięknych i radosnych, jakie może już nigdy nie zaświtają, owych chwil, gdy nie mieliśmy żadnych zmartwień i śmialiśmy się beztrosko? Niestety, do mnie one już nie powrócą! Na zewnątrz będę oczywiście zawsze radosny, także po to, aby naszym kolegom mającym inne poglądy okazać, że być katolikiem to znaczy żyć w radości. W głębi duszy jednak, ilekroć zostanę sam, nie będę się wypierał smutku. Pisz do mnie, jeśli masz choć trochę czasu. Wiesz przecież, nie muszę ci o tym mówić, jaką przyjemnością są dla mnie listy od ciebie. Ukłony dla twoich bliskich, których jeszcze nie znam, dla ciebie, najlepsze pozdrowienia w J. C. - Pier Giorgio.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |