„Najpierw trzeba ratować dziecko, a potem, o ile to będzie możliwe, matkę. Skoro niczego innego chcieć nie można, niech tak będzie!"
Wszystkie jej porody były bardzo ciężkie i następowały po dokuczliwych ciążach. Zawsze jednak Joanna nastawiona była na przyjęcie dziecka i z ochotą znosiła bóle i cierpienia. Przed urodzeniem czwartego dziecka zdawała sobie sprawę z sytuacji i z zagrożenia życia. A kiedy chirurg zapytał podczas operacji: „Co, koleżanko, mamy robić? Czy mamy ratować panią, czy też dziecko?", odpowiedziała bez namysłu: „Najpierw trzeba ratować dziecko, a potem, o ile to będzie możliwe, matkę. Skoro niczego innego chcieć nie można, niech tak będzie!". Nie należy sądzić, że postanowienie ratowania dziecka za cenę własnego życia Joanna powzięła lekkomyślnie. Kochała z całego serca troje swoich dzieci i swego męża. Przede wszystkim kochała życie - a przecież wolała wyrzec się w sposób heroiczny własnego życia dla ratowania życia dziecka. Joanna modliła się nie tylko za dziecko, które nosiła w łonie, lecz także za siebie. Prosiła, aby Bóg zachował ją przy życiu, żeby dalej mogła poświęcać się chrześcijańskiemu wychowywaniu swoich dzieci i z miłością posługiwać ukochanemu małżonkowi. Okazywała jednak gotowość całkowitej uległości wobec woli Bożej. Umieranie tej dzielnej małżonki i matki było bardzo ciężkim doświadczeniem nie tylko dla niej samej, lecz także dla jej małżonka. Mimo to obydwoje, kierując się głęboką wiarą, umieli wielkodusznie wyrazić swoje „tak" wobec niezbadanych wyroków Boga. Ona - w drodze ku śmierci, a on - ku dalszemu życiu, czerpali siłę i łaskę z sakramentów świętych i z intensywnej modlitwy. Joanna przyjęła sakrament chorych i Wiatyk z rąk swego brata Giuseppe, który był księdzem. Potem prosiła swego małżonka Piotr o to, by mogła umierać nie w szpitalu, lecz w domu, w tym pomieszczeniu, do którego siedem lat temu wprowadzała się jako panna młoda, oczekując na radosne, szczęśliwe życie małżeńskie i rodzinne. Bliską śmierci przewieziono ambulansem, w nocy, do domu. Zmarła 28 kwietnia 1962 roku. Umierała w wielkim cierpieniu. Miała wówczas 39 lat. Pozostawiła owdowiałego męża i czwórkę dzieci. Joanna Beretta Molla została włączona w tajemnicę paschalną Chrystusa, aby dać świadectwo swej miłości i obecności wśród ludzi. Piękno Joanny jest drogą, która umożliwia spojrzenie na piękno Boga, na dramat Jego miłości. 30 kwietnia 1962 r. odbył się jej pogrzeb, w którym uczestniczyło bardzo dużo ludzi z Mesero di Magenta. To właśnie dlatego w przypadku tego małżeństwa mówi się o świętości. Trudna i ciężka droga czasami łatwiejsza, ale zawsze wszystkie te drogi prowadzić mogą do świętości. O tej wzorowej chrześcijańskiej małżonce i matce Jan Paweł II powiedział: „Joanna Beretta Molla jako studentka, jako zaangażowana w Kościele młoda kobieta, jako małżonka i matka rodziny wiodła przykładne życie, które ukoronowała, kiedy złożyła ofiarę, ażeby mogło żyć dziecko, które nosiła w swym łonie, a które przebywa wśród nas. Jako lekarka i chirurg uświadamiała sobie bardzo dobrze ryzyko, któremu szła naprzeciw, ale nie cofnęła się przed ofiarą i potwierdziła przez to heroiczny stopień swoich cnót. (...) W imię postępu i nowoczesności przedstawiane są dziś wartości oddania, czystości i ofiary za przestarzałe, a jednak wartościami tymi wyróżniały się całe rzesze chrześcijańskich małżonek i matek!". Beatyfikacji Joanny dokonał papież Jan Paweł II, 24 kwietnia 1994 r. w Rzymie. Beatyfikowana 24 kwietnia 1994 roku. Kanonizowana 16 maja 2004 roku. Tak to wyglądała droga do świętości małżeństwa Beretta, ciekawa droga, ale jakże bolesna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |