Sześć homilii
Augustyn Pelanowski OSPPE
Miłość jest cudownym uczuciem, ale to wcale nie znaczy, że pozbawionym wynaturzeń. Ona również jest narażona na deformacje, zwyrodnienia albo przecenienie jej wartości. Jezus mówi, że nie tylko trzeba odżegnać się od ojca, matki, sióstr i braci, ale nawet od samego siebie, własnego życia. Kochać siebie może oznaczać akceptowanie siebie, ale także egocentryczne zapatrzenie się w siebie. Narcyz postrzega siebie w sposób idealny i z zaślepionym podziwem. Komuś takiemu trudno byłoby zrobić nawet krok za Jezusem.
Można kochać matkę, ale też być od niej uzależnionym i podporządkowanym jej. Kochać ojca to często zadowalać go lub panicznie się go obawiać. Kochać braci to nie zawsze dobrze im życzyć, ale często zazdrościć lub rywalizować z nimi. Podobnie kochać siostrę może oznaczać wykorzystywać ją lub dać się przez nią manipulować. Ludzie miłością nazywają wiele toksycznych więzi, ale to wcale nie znaczy, że wszystko jest naprawdę godne tego słowa. Jezus, mówiąc o nienawiści do najbliższych, miał na myśli nie tylko zdeformowane układy, które koniecznie trzeba zerwać, by pojawiły się zdrowe odniesienia. On naprawdę mówi o oderwaniu od rodziny z taką siłą, jakby się ją nienawidziło. Czasem dla Jego miłości my sami stajemy się obiektami nienawiści rodziny. Znam wiele osób, które po nawróceniu były w domu po prostu prześladowane przez rodziców albo rodzeństwo.
Istotnym dopowiedzeniem jest wiersz, w którym Jezus wyjaśnia, iż każdy, kto nie żegna się ze wszystkimi, to znaczy nie wyrzeka się wszystkich, nie stanie się Jego uczniem. Nienawiść, o której mówi Jezus, jest raczej rodzajem rozstania się niż nienawiścią w pełnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego więc to oderwanie się od więzi rodzinnych nazywa nienawiścią? Nienawiść jest, jak wiemy, niezwykle silnym uczuciem, które angażuje całego człowieka do odrzucenia czegoś lub kogoś. Chodzi raczej o odżegnanie się od kogoś z mocą porównywalną do nienawiści niż o samą nienawiść, bo wtedy tekst byłby w dużej sprzeczności z przykazaniem miłości. Niekiedy Jezus używał przesady dla podkreślenia ważności i konieczności przyjęcia pewnych postaw. Na przykład mówił, że jeśli oko jest nam powodem do grzechu, trzeba je sobie wyłupać, albo jeśli ręka jest powodem do grzechu, to trzeba ją sobie odciąć. Nie jest to zachęta do samookaleczeń, lecz do zdecydowanego zerwania z przyczyną grzechu, jego źródłem albo z samym grzechem, bez którego, jak nam się wydaje, nie potrafilibyśmy już funkcjonować normalnie.
Jezus sam nigdy nie przestał kochać swojej Matki, ale przecież Ją opuścił i nawet na krótki urlop nie przyjeżdżał do Nazaretu. Dla wielu ludzi, którzy żyją w nienormalnych więzach rodzinnych, takie wymagania Jezusa wydają się nienormalne. Ale to nie Bóg ma chore serce, tylko my!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |