O banalizowaniu liturgii, powrocie do chorału i słabościach polskiego duszpasterstwa z o. Tomaszem Kwietniem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz
Liturgia staje się sztuką dla sztuki?
– Staje się czymś, co trzeba szybko odbębnić, bo po co się przejmować.
Kościoły przegrywają w niedzielę konkurencję z supermarketami.
– Supermarkety to świątynie kapitalizmu. Mówię to bez złości. Być może kapitalizm potrzebuje swoich świątyń. Dla mnie kłopotem jest to, że Msza święta przestała być dla ludzi atrakcyjną propozycją.
Czy liturgia powinna być atrakcyjna?
– Powinna być atrakcyjna, ale nie atrakcyjnością rodem z popkultury. Uważam, że błędem duszpasterskim jest wprowadzanie elementów popkultury do kościołów. Liturgia powinna być z natury inna, bo to jej inność jest właśnie atrakcyjna. Chodzi o to, abyśmy odkryli, że liturgia ma w sobie moc przyciągania do Chrystusa pod warunkiem, że nie małpuje innych wzorców. Liturgia ma wprowadzać w inny świat. Językiem popkultury wprowadzimy ludzi tylko w ten świat. Powinniśmy brać sprawdzone wzorce z tradycji Kościoła i wtedy liturgia zacznie pociągać. Nie możemy mówić językiem popkultury o tajemnicy krzyża, ponieważ ta tajemnica się w tym języku nie zmieści, nie ma w nim właściwych form wyrazu. Uważam, że sposobem zwiększenia „atrakcyjności” liturgii byłoby wracanie do niektórych tzw. przedsoborowych form liturgicznych.
Czy to znaczy, że posoborowa reforma liturgiczna nie spełniła pokładanych w niej nadziei?
– Mam wrażenie, że ostatnia reforma liturgiczna jest traktowana jak święta krowa, nie do ruszenia. Krytyczne zdanie o reformie posoborowej wywołuje natychmiast falę oburzenia. Ta reforma miała swoje wielkie plusy, ale miała także swoje minusy. Trzeba spokojnie zobaczyć jedno i drugie.
Starsi księża opowiadają, że zmiany w liturgii po soborze były przyjmowane z entuzjazmem czy nawet z poczuciem ulgi.
– Oczywiście wielkim plusem reformy było wprowadzenie czytań w języku narodowym, uproszczenie pewnych gestów, uwolnienie księdza od lęku, że kiedy coś bezwiednie przeinaczy, to ciężko zgrzeszy. Skostnienie przedsoborowej liturgii było ewidentne, także dlatego że rzadko kiedy duchowni otrzymywali teologiczną formację w dziedzinie liturgii. To była najczęściej nauka wykonywania rytuału. Dlatego reforma została przyjęta z takim entuzjazmem. Moi amerykańscy współbracia tak byli zmęczeni tym nerwicowym podejściem do liturgii, że palili na grillu stare mszały. Soborowa Konstytucja o liturgii jest dokumentem znakomitym. W konkretnych rozwiązaniach po soborze popełniono jednak szereg błędów. Potępiono w czambuł to, czym ludzie karmili się przez 1600 lat. Nastąpiło zbanalizowanie formy liturgicznej przez wprowadzenie do liturgii języka gazetowego. Doszło do zakłócenie jedności między wnętrzem świątyni, słowem i gestem. To wszystko kiedyś było jedną całością.