O banalizowaniu liturgii, powrocie do chorału i słabościach polskiego duszpasterstwa z o. Tomaszem Kwietniem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz
Tomasz Kwiecień ur. 1965 r., dominikanin, liturgista, studiował w Papieskim Instytucie Liturgicznym w Rzymie. Mieszka w Łodzi.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Mam wrażenie, że to, co dzieje się w kościele, i to, co dzieje się w tzw. świeckim życiu, to jakby dwa różne światy. Gdzie szukać przyczyn tego rozejścia?
O. Tomasz Kwiecień: – To są jednak dwa różne oblicza ludzkiej aktywności. Ale i liturgia, i życie odnoszą się do tego samego źródła, czyli do Boga. Zarówno aktywność świecka, jak i aktywność liturgiczna ma nas zbliżać do świętości. W życiu świeckim to kwestia moralności, codziennych wyborów, posłuszeństwa natchnieniom Ducha Świętego itd. A w liturgii chodzi o to, aby ona w swoich gestach, w rytach i słowach nie zgubiła odniesienia do Boga. Ryt liturgiczny nie ma szukać związków ze światem, ale z Bogiem i poprzez ten związek dopiero nawiązywać relację do świata.
Czy liturgia może zagubić odniesienie do Boga?
– Tak. Często gubi się to odniesienie. My, księża, zapominamy, po co pasterzujemy, dokąd prowadzimy. I tu jest problem. Aby liturgia odnosiła człowieka do Boga, musi być niecodzienna. Nie może posługiwać się codziennym językiem. Wiele do życzenia pozostawia jakość tłumaczeń tekstów liturgicznych. Wiele spustoszenia robią także banalne tekściki różnych modlitw albo formularze modlitw wiernych, które są nieraz pouczaniem Pana Boga, co ma zrobić i w jaki sposób. Oczywiście, że każde mówienie do Boga jest też mówieniem o Bogu, niemniej za dużo jest w naszym języku liturgicznym dydaktyzmu.
Można prosić o przykład złego języka liturgicznego.
– W jednym z naszych klasztorów dwadzieścia lat temu zdarzyło się, że Wigilia Paschalna rozpoczynała się o skandalicznej godzinie – 18.00. Czerwone słoneczko zachodziło za zielonym gajem. Paschał miał rozświetlić „ciemności” późnego popołudnia. Komentator rozpoczął słowami: „A teraz wyobraźmy sobie, że w kościele jest ciemno…”. To jest przykład horrendalnego języka religijnego, gdzie nie respektuje się prostych praw adekwatności słowa, symbolu, gestu i pory dnia. Mimo watykańskiej instrukcji o Triduum Paschalnym z 1987 roku, w której wprost zabrania się sprawowania Wigilii Paschalnej przed zachodem słońca, w Polsce nadal jest normą liturgia o 18.00 czy 20.00. Pada tu często argument, że ludzie nie przyjdą. Ciekawe, że na Pasterkę przychodzą.
Czy nie świadczy to o jakimś niezrozumieniu, czym właściwie jest liturgia?
– Jeżeli słowo opowiada coś innego, niż przekazuje znak, tak jak w powyższym przykładzie, to wtedy słowo jest kłamliwe. W liturgii nie ma miejsca na kłamstwo. Przecież nie wyobrażę sobie, że w kościele jest ciemno, choćbym nie wiem jak się wysilał. Powstaje dysonans, zgrzyt. Zaczynamy patrzeć na liturgię z przymrużeniem oka. Ważne staje się tylko to, aby – przepraszam za wyrażenie – „zrobić Pana Jezusa”, a cała warstwa celebracji jest nieważna, umowna. Cała warstwa świętowania jest nieważna. To tak jakby ktoś zaprosił gości na urodziny do McDonalda, jadł hamburgery z papierowego talerzyka i pił kawę z tekturowego kubka i jeszcze udawał, że jest wspaniałe święto. Normalna ludzka wrażliwość podpowiada nam, jak świętować urodziny, imieniny itd. Ale to się nie przekłada na świętowanie w kościele. Liturgia nie przemawia do życia, bo ona w ogóle nie przemawia.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»