Bardzo często robiąc rachunek sumienia zadajemy sobie pytanie, czy to, co się stało w moim życiu, to grzech czy jeszcze nie grzech. Wyznaczniki mamy jasne, ale podobnie jak o przechodzeniu na czerwonym świetle Biblia nie pisze na przykład o całowaniu. Bardzo często ktoś przychodzi – nie ukrywam, że dziewczyny częściej niż chłopaki – pytając, czy całowanie się jest dozwolone przed ślubem. Jeden z moich przyjaciół odpowiadał w sposób przewrotny: „Tak, jakby się chciało, to nie można, a skoro nie można, jakby się chciało, to po co?” Poruszamy tu ważną kwestię, która dotyka jakości przeprowadzonego rachunku sumienia. „Gdzie są granice grzechu?” – pytają niektórzy, umęczeni zastanawianiem się, czy to już wpadka, czy nie. Pytanie o granice jest pytaniem o prawo, co już samo w sobie jest niebezpieczne. Podobno jeżeli ktoś pyta o odniesienie prawne, to przestaje w nim płonąć miłość. Pięknie to zostało oddane w filmie Mela Gibsona
Pasja. Słowa z
Kazania na Górze połączono tam z wydarzeniami Golgoty, gdzie miłość w Jezusie pulsuje najbardziej. Jezus nie wylicza i nie stawia granic. Miłość rozlewająca się na Golgocie jest idealnym dopełnieniem tego, co zostało nam objawione na górze Horeb, gdzie Mojżesz otrzymał przykazania i na Górze Błogosławieństw, którą można nazwać Horebem Nowego Testamentu. Właśnie tutaj Jezus pokazał, że nie chodzi o prawo, które samo w sobie jest martwe i może krzywdzić, ale o miłość. Osoby, które pytają o prawo, zbliżają się do granicy, przyzwyczajają się do tego, co jest po tamtej stronie i pewnego pięknego dnia przejdą bez żadnych skrupułów na drugą stronę. W zakonie kapucynów obowiązuje zasada: „Nie maksimum tego, co dozwolone, ale minimum tego, co konieczne”. Prawne rozwiązania przypominają raczej dzielenie włosa na czworo. Kluczem do odpowiedzi na pytanie o pocałunek, podobnie jak o inne przykazania jest miłość. „Kochaj i rób, co chcesz” – napisał św. Augustyn i już niejeden wolnomyśliciel „wycierał sobie gębę” tymi słowami. Zostało jasno napisane „kochaj”, a więc bądź odpowiedzialny za swoje czyny i patrz, do czego cię to prowadzi. Nie tylko pocałunek, ale i dotyk może sprawić, że ciśnienie pożądania w gościu lub gościówie przekroczy wszelkie normy. „Gdy widzę dziewicę, to ryczę” – można z przymróżeniem oka sparafrazować Golców. Kiedyś, rozmawiając z ziomalami-hardcorowcami, ktoś rzucił hasło, które zapamiętałem: „Nie dotykaj mnie, bo mnie uruchamiasz”. Pytając o grzech należy się zastanowić, co dane działania i postawy we mnie i w innych uruchamiają. Czy to, co robię, pochodzi z miłości i do miłości prowadzi? Idąc jeszcze dalej: czy moje postępowanie sprawia, że ta druga osoba staje się lepsza, czyli bliższa źródła miłości, jakim jest Bóg? I to jest sedno odpowiedzi na pytanie, w jakim kluczu robić rachunek sumienia. Niestety niektórzy z nas nie mają punktu odniesienia, ponieważ kształtowali swoje pojęcie miłości w oparciu o niewłaściwe źródła. Ale to już inny problem, sprawa wykrzywionego sumienia.
Ze względu na osobowy charakter rachunku sumienia kluczem do niego mogą być moje relacje z innymi. W czasie analizy można zapytać siebie: „Co robiłem i myślałem w odniesieniu do Boga? Innych ludzi? Samego siebie?”. Taki sposób przygotowywania się do spowiedzi wydaje się być łatwiejszym, ponieważ posiada tylko trzy punkty odniesienia, a łatwiej nam pamiętać zdarzenia związane z osobami niż przypominać sobie coś w kluczu przykazań, które na pozór niczego nie poruszają w naszym sumieniu. Kiedy patrzymy na ludzi, doskonale wiemy, co przeskrobaliśmy i jak bardzo nas i innych to bolało. Wiele razy spotykałem młodych ludzi, którzy mówili mi, że nie potrafią robić rachunku sumienia, bo nie pamiętają grzechów. Kiedy ich zapytałem o świństwa, jakie uczynili wobec innych, ich usta otwierały się jak puszka Pandory i nie mogli się zatrzymać z oskarżaniem siebie. W ten sposób łatwiej jest zobaczyć, że grzech niszczy nasze relacje i odcina nas od innych. Człowiek popełniający grzech zaczyna się chować przed Bogiem, innymi, a nawet samym sobą, bo nie potrafi spojrzeć sobie w twarz. „Adamie! Gdzie jesteś?” – wołał Bóg, a Adam wpełzł w krzaki i siedział tam jak postrzelone zwierzę. Często wstyd przed innymi jest kluczem do robienia rachunku sumienia. Jeśli ze wstydu nie potrafimy spojrzeć w oczy człowiekowi, którego dotyczyło nasze postępowanie, to z całą pewnością nie jest to dobry objaw. Bardzo ciekawie pokazała to młodzież, z którą tworzyłem musical pt. Krzyż szóstego grzechu. Jeden z aktorów, po zerwaniu owocu przez Ewę, podchodził do upajających się owocem smakoszy i na zasadzie stop-klatki analizował poszczególne etapy następujące po grzechu. Ostatnim z nich był właśnie wstyd. Pokazywał wskaźnikiem laserowym smutną twarz, odwrócenie się plecami do siebie itd. Na koniec tej sceny Ewa śpiewała:
Nie tak miało być,
Chcieliśmy inaczej;
Miłość jedna przecież jest,
Nie ma wielu znaczeń.
Gdy miłością nazwiesz to,
Co miłością nie jest,
Wtedy jawnie czynisz zło,
Chociaż tego nie wiesz.