Spowiedź to nie sterylne płukanie, lecz relacji nawiązanie,
Rośnie twoja bezczelność, gdy prosisz o nieskazitelność.
To grzeszników obmywanie, a nie dowartościowywanie,
Tutaj musisz widzieć Boga, to jedyna twoja droga.
4. Powrót do harmonii, czyli wyznanie grzechów.Nic nie wskazywało, że będzie to spowiedź mojego życia. Zaczęło się niewinnie: „Czy ojciec ma czas, aby mnie wyspowiadać?”. Wziąłem to na klatę odpowiadając: „Pewnie, że mam”. Nie wiedziałem, że ta spowiedź potrwa kilka godzin. Dla mnie był to test cierpliwości i zaufania Panu Bogu. Dla tej osoby szansa zostawienia grzechów, które trudno wypowiedzieć na głos. Myślę, że wielu ludziom trudno jest mówić o swoich grzechach, co sprawia, że chcą tę część spowiedzi jak najszybciej mieć za sobą. Grzech staje się na ten czas potworem, z którym nikt nie chce się spotkać. Najczęściej ktoś z zakrytymi oczyma szybko wypowiada grzechy, a później milczy, tak jakby za chwilę miała spaść gilotyna. Często widzę strach w oczach młodych ludzi, którzy oczekują na pierwsze wypowiedziane słowa. Nie dziwię się, ale chcę przypomnieć, że wyznanie grzechów jest jednym z ważnych elementów sakramentu pojednania i nie można go traktować jako zła koniecznego. Wszystkie wyznane grzechy są zatapiane w ogromie Bożego miłosierdzia i przez rozgrzeszenie kapłana są odpuszczane. Te, które świadomie i dobrowolnie nie są wyznane, jeżeli są ciężkie, sprawiają, że spowiedź jest świętokradzka i nieważna. Powstaje pytanie: jak wyznawać swoje grzechy, aby niczego nie pominąć i nie przeoczyć?
Warto przed wyznaniem win powiedzieć kilka słów o sobie. Ma to swoje znaczenie głównie dla kapłana: informuje go, kto klęczy za kratkami, kiedy ostatni raz ten ktoś był u spowiedzi i czy wypełnił zadaną pokutę. Już po tych kilku słowach widać, jaka jest postawa tej osoby wobec sakramentu. Gdy penitent na początku spowiedzi wygłasza ustalone formułki i to jeszcze w sposób maszynowy, to już sam początek tego spotkania z Bogiem jest zupełnie „wyprany” z relacji osobowej. Przecież można inaczej, choćby tak: „Panie Boże, bardzo Cię kocham. Ostatni raz spotkałem się z Tobą miesiąc temu. Kapłan, którego postawiłeś na mojej drodze prosił mnie, abym zbliżył się do Ciebie przez tekst 2 Listu św. Pawła do Koryntian. Poprzez lekturę tego fragmentu doświadczyłem namacalnego działania Słowa Bożego w tym i tym aspekcie mojego życia. Jednak w ostatnim czasie znów nie udało mi się zapanować nad sobą, nad moim ułomnościami, za co chcę Cię teraz przeprosić, bo wiem, że w ten sposób odgrodziłem się od Twojej miłości.” Informacja ta sama, natomiast sposób powiedzenia oddaje świadomość spotkania z żywą osobą Jezusa Chrystusa, a nie z wymiarem sprawiedliwości i kary. To jest przesiąknięte miłością!
Wyznane grzechy Bóg zabiera i przestają mnie one obciążać. Bóg kocha mnie tak bardzo, że jest mi w stanie wybaczyć wszystko, jeżeli tylko będę potrafił się do tego przyznać i prosić o przebaczenie. Nie da się oczywiście pominąć elementów kary, bo sakrament pojednania jest spojrzeniem na siebie w prawdzie, a to zawsze jest związane ze sprawiedliwością. Pokuta ma aspekt kary, ale w znaczeniu, jakie znajdujemy w Piśmie Świętym: Pan Bóg mówi, że tych, których kocha, karci i ćwiczy. Trudno to sobie uzmysłowić, gdy za pokutę mamy odmówić 7 razy „Zdrowaś Mario”. Pokuta przybiera czasem formę konkretnych działań. Raz kazałem dorosłemu mężczyźnie kupić zaraz po spowiedzi kwiaty swojej żonie, wręczyć jej i podziękować za 10 lat wspólnego życia. Ze zdziwieniem powiedział: „To najpiękniejsza pokuta, jaką kiedykolwiek dostałem”. Ale musimy pamiętać, że pokuta to nic w porównaniu z grzechem, jaki uczyniliśmy, jest niewspółmierna do zła wyrządzonego przez nas Bogu i ludziom. Jeżeli jednak jej nie odprawiamy, oznacza to, że nie ma w nas chęci, by się zmieniać, nie ćwiczymy naszej woli. Trudno wtedy spodziewać się, że sakrament stanie się dla nas miejscem rozwoju duchowego.