Boże Narodzenie… Już samo zestawienie tych dwóch słów powinno wywoływać dreszcze.
Jak to, czy Bóg może się urodzić? Mieć jakiś początek Ten, który jest „od dni wieczności”? Ten, który z niczego stworzył świat i ciągle utrzymuje go w istnieniu? Sama myśl, że nie mający początku ani końca Bóg miałby się urodzić, na ludzki rozum wydaje się totalnym nieporozumieniem. Nawet jeśli dotyczy nie Boga Ojca, ale „z Ojca zrodzonego przed wszystkimi wiekami” Syna. A jednak w tę uroczystość wyznajemy, że „Bóg się rodzi”. „Dwakroć narodzony” nie tylko z „Ojca przed wiek wiekiem”, ale dwa tysiące lat temu, w Betlejem, „z matki człowiekiem”. Choć to paradoks większy niż „truchlejąca moc”, „krzepnięcie ognia”, „ciemnienie blasku” tak właśnie się stało. „Pan niebiosów” pojawił się na świecie „obnażony”, zaczął „mieć granice nieskończony” a „śmiertelnym” stał się „Król nad wiekami”. Bóg stał się człowiekiem i zamieszkał wśród nas.
Rozmyślanie nad konsekwencjami tej prawdy zmusza do przyjęcia zupełnie innego obrazu Boga, niż gdyby ograniczyć się tylko do stwierdzeń, że jest wszechmocny, wszechwiedzący, najmędrszy czy najbardziej sprawiedliwy. To niesamowite, ale Bóg stając się Niemowlęciem oddał samego siebie w ludzkie ręce. Potrzebował, by Jego ziemscy rodzice Go karmili, zmieniali pieluszkę i nosili na rękach. Gdy dorastał, jak każde dziecko, musiał być im posłuszny. Bóg posłuszny człowiekowi. Zwyczajnie też, jak większość ludzi, pracował. Własnymi rękami. Niejeden w Nazarecie mógł się potem chwalić, że ma stół, ławę czy krzesło wykonane rękami samego Boga. A Jego relacje z uczniami? To niesamowite, ale oni z Bogiem wędrowali, z Bogiem zasiadali do stołu i nieraz pod jednym dachem nocowali, choć czasem był to pewnie tylko dach nieba. A gdy nadszedł kres ziemskiego życia Bożego Syna, oddał się już nawet nie w czułe ręce kochających Go, ale zadające ból ręce tych, którzy Go całym sercem nienawidzili.
Boże Narodzenie…. Bóg stał się jednym z nas, by przemienić nas w siebie. Syn Boży stał się człowiekiem, by człowiek stał się dzieckiem Bożym. Nie tylko przez danie nam przykładu. Będąc z nami, żyjąc w tajemniczy sposób w nas (teologia nazywa to łaską uświęcającą) sprawia, że nasza ludzka natura szlachetnieje; przemienia nas czyniąc coraz bardziej do Boga podobnymi. Tak, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale przecież nie wiadomo kim będziemy, gdy zobaczymy Boga twarzą w twarz. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, ale w tym dniu to podobieństwo, kształtowane przez lata bycia blisko Boga, pewnie wyda się jeszcze bardziej uderzające. Podobieństwo nie rysów twarzy, ale charakteru, stylu patrzenia na wszystko i wszystkich.
Boże Narodzenie... Święto Boga, który wkracza w ludzką historię właściwie nierozpoznany i zupełnie bezbronny. Święto, które uczy nas Bożego stylu odnoszenia się do świata. Jeśli jednak rodzi się w nas pokusa, by odrzucając ten styl wybrać drogę przybijających się przez życie i nie oglądających na innych zwycięzców to warto też pamiętać, że On ostatecznie uniżył się tak, że dla nas stał się Chlebem…
W te święta życzymy wszystkim naszym Czytelnikom, wszystkim wierzącym siebie nie wyłączając zakochania się w tym stylu Bożego Syna.
Niech jego pokorna cichość będzie dla nas nieustającą inspiracją, a światło Jego wielkości, niech ciągle oświeca i ogrzewa nas w naszej wędrówce przez ziemię do domu naszego Ojca. Wszystkiego najlepszego!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |