Jeśli widzi się cierpiącego Chrystusa, krzyż przestaje być obojętnym symbolem, lecz staje się lustrem, w którym człowiek zaczyna widzieć różne obrazy.
III niedziela Wielkiego Postu
Niewiasty i Cyrenejczyk – dobro się liczy
Obraz, który widzimy w lustrze, zależy między innymi od tego, jak blisko zwierciadła jesteśmy. Im dalej, tym mniej szczegółów dostrzegamy. Im bliżej, tym szczegółów więcej. Gdy stajemy wobec krzyża, jest podobnie. Im bliżej krzyża jesteśmy, tym więcej odkrywamy szczegółów cierpienia Jezusa Chrystusa. Widzimy, że składało się na nie wiele ran, ciosów, uderzeń, popchnięć, zadrapań, ciężkich obraźliwych słów i drobnych przykrości. Czy któreś z nich można zlekceważyć? Nie. Czasami drobna ranka jest bardziej dokuczliwa niż poważne złamanie. Podobnie jest z grzechami, które wziął na siebie Jezus. Naszymi grzechami. Chociaż spowiadać się musimy tylko z tych ciężkich, to przecież te drobne również Go ranią.
Przyglądając się ludziom, którzy stanęli na drodze krzyżowej Jezusa, skupiamy swą uwagę na tych, którzy przyczynili się do Jego męki: patrzymy na zdrajcę Judasza, przewrotnych arcykapłanów i faryzeuszy, tchórzliwego Piłata, złośliwego Heroda, znęcających się żołnierzy, agresywny, bezduszny tłum. Ale przecież byli tam i inni. Była Matka Jezusa. Była Maria Magdalena. Był młody Jan Apostoł. A i w tłumie nie wszyscy karmili się nienawiścią i żądzą krwi. Byli tacy, którzy nie tylko z cierpień Chrystusa nie czerpali satysfakcji, ale współczuli Mu, a nawet próbowali w jakiś sposób pomóc.
Warto płakać
W tym rozwrzeszczanym, agresywnym tłumie były na przykład płaczące niewiasty. Ewangelista Łukasz tak opowiada o spotkaniu Jezusa z nimi: „A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: »Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?«”.
Te kobiety na pewno nie cieszyły się z tego, co przeżywał Jezus. Nie śledziły łapczywie każdego grymasu bólu na Jego twarzy. One płakały nad Jego losem. Współczuły Mu i pewnie niejedna próbowała współczuć z Nim. Czyniły minimum tego, co w tej sytuacji podpowiadało im sumienie. Czy Chrystus to zlekceważył? Nie. On, mimo cierpień, mimo bólu, mimo brutalności, z jaką był traktowany, dostrzegł i docenił ich postawę. Chrystus przyjął ten dobry uczynek, jaki wobec Niego czyniły. Nie pogardził, nie miał pretensji, że robią tak niewiele, że stać je tylko na łzy. A widząc, że nie pozwoliły, aby krzyk setek gardeł rozwydrzonego tłumu zagłuszył głos ich sumień, właśnie do tych sumień się odwołał. Spotykał je na drodze krzyżowej. Spotkał je, gdy On sam był w drodze na krzyż, a one najprawdopodobniej w drodze pod Jego krzyż. Jezus chciał, aby z tego spotkania wynikło coś ważnego. Widząc wrażliwość ich sumień, pragnął, aby z ich spotkania wynikło coś sięgającego w przyszłość, coś dotyczącego nie tylko płaczących kobiet, ale również ich dzieci. Zachęcał je, aby nauczyły się nie tylko płakać nad cudzym bólem, ale również odkryły swoje słabości i by nauczyły swych synów i córki zaglądania w sumienie.
Łatwo dziś spotkać ludzi, którzy ze łzami w oczach mówią o sobie. Niejednokrotnie potrafią do łez doprowadzić także swoich słuchaczy, tak dramatycznie i sugestywnie opowiadają o prawdziwych i wymyślonych nieszczęściach, które ich spotkały. Nie o taki płacz nad sobą chodziło Jezusowi. Chrystus do niewiast spotkanych na drodze krzyżowej nie mówił o użalaniu się nad sobą, lecz o rzeczywistym żalu, wywołanym uświadomieniem sobie przez człowieka jego grzeszności. Słowa: „Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi” to zachęta do spojrzenia na życie każdego człowieka poprzez cierpienia, jakich za grzechy ludzi doznał Chrystus. To przypomnienie, że trzeba robić każdego dnia rachunek sumienia i żałować za każdy grzech. Wezwanie skierowane przez Jezusa do płaczących niewiast brzmi szczególnie aktualnie u progu dwudziestego pierwszego wieku, gdy tak wielu ludzi unika spoglądania na swoje życie w świetle Ewangelii. Ten apel o płacz nad sobą nabiera szczególnej wymowy wobec stwierdzenia: „Nie mam sobie nic do zarzucenia, jestem w porządku”. Takie słowa są znakiem sfałszowania przez człowieka nie tylko własnego obrazu, ale także obrazu Jezusa.
Obraz do porównania
Być może wśród płaczących kobiet na drodze krzyżowej Chrystusa była również ta, którą nazywamy Weroniką. Co prawda nie wspomina o niej żaden Ewangelista, ale fakt jej spotkania z Chrystusem jest mocno zakorzeniony w tradycji. Weronika również nie dokonała niczego wielkiego, jednak poruszona sumieniem, chciała ulżyć Jezusowi, ocierając Jego twarz. Za ten dobry uczynek została według tradycji nagrodzona w wyjątkowy sposób – otrzymała prawdziwy obraz Chrystusa. Prawdziwy obraz – to właśnie oznacza imię nadane jej w tradycji.
To ważne, abyśmy nosili w sercu i w umyśle prawdziwy obraz Jezusa. On stając się człowiekiem pokazał, jak żyć w zgodzie z wolą Bożą. Przyglądając się swojemu życiu podczas rachunku sumienia, czy to tego czynionego codziennie, czy to tego przed spowiedzią, porównujemy swoje życie z życiem Jezusa, nasz obraz z Jego obrazem. Dlatego tak ważne jest, aby obydwa te obrazy były prawdziwe. Nie można dla własnej wygody fałszować obrazu Chrystusa. Nie można wybierać z Jego życia tylko tego, co mnie nie drażni, co usprawiedliwia moje błędy, co pozwala mi widzieć siebie jako kogoś bez zarzutu. Kiedy stojąc pod krzyżem porównamy prawdziwy obraz siebie z prawdziwym obrazem Jezusa, czy będziemy w stanie powstrzymać łzy? Czy nie zapragniemy wielkiej przemiany, nawrócenia, po to, aby stać się podobnymi do Niego?
Weronika otrzymała odbicie Chrystusowego oblicza. Czy ten prawdziwy portret cierpiącego Jezusa przechował się do naszych czasów? Nic o tym nie wiadomo. Nie jest nim ani Całun Turyński, ani chusta przechowywana w Manopello, o której tak głośno było w ostatnich miesiącach. Obraz cierpiącego Jezusa trzeba więc mieć w swoim sercu, trzeba szukać go w Piśmie Świętym, odnajdywać go podczas modlitwy.
Dobro z przymusu
Podczas drogi krzyżowej Chrystusa spotkał jeszcze jeden człowiek, który Mu pomógł. To Szymon Cyrenejczyk. Co prawda nie była to pomoc spontaniczna, nie można jej jednak przekreślać. Cyrenejczyk, przymuszony do niesienia Chrystusowego krzyża, nie szukał sposobności, aby jak najszybciej wymigać się od tego trudnego zadania. Nie uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji. Doszedł z Jezusem aż na Golgotę, a ze sposobu, w jaki pisze o nim Marek Ewangelista, można się domyślać, że było to przełomowe zdarzenie w jego życiu, skoro jego synowie Aleksander i Rufus podawani są jako powszechnie znani wyznawcy Jezusa.
Zdarza się, że do zrobienia czegoś dobrego zmuszają nas inni ludzie lub okoliczności. Bywa, że pomagamy komuś nie dlatego, że tak dyktuje nam sumienie, ale na przykład dlatego, że tak wypada, że tego oczekuje od nas otoczenie. Wydawałoby się, iż takie dobre czyny nie mają wartości. To, co się zdarzyło Szymonowi z Cyreny, pokazuje, że każde dobro ma w oczach Boga wartość. Każde może być początkiem poruszenia sumienia.
Szymon z Cyreny nie tylko doszedł pod krzyż. On go dotknął. Początkowo wbrew swojej woli, potem jednak w pełni świadomie i dobrowolnie. Niosąc krzyż Jezusa odkrył, co znaczą słowa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. W porównaniu z krzyżem Chrystusa każdy z naszych krzyży jest bardzo lekki.
Płaczące niewiasty, Weronika, Szymon z Cyreny to ludzie, którzy w trudnej sytuacji, pod presją otaczającego zewsząd zła, potrafili kierować się sumieniem. Nie zrobili niczego wielkiego, nie zatrzymali powodzi nienawiści. Nie uratowali Jezusa od męki i śmierci na krzyżu. Ale byli z Nim poprzez drobne gesty, przez współczucie. Wszyscy otrzymali nagrodę.
Robiąc rachunek sumienia, skupiamy się często tylko na tym, co złe w naszym życiu. Nie zauważamy dobra, które uczyniliśmy. A przecież ono ma znaczenie. Każdy dobry uczynek przybliża człowieka do Jezusa. Nawet drobne, przypadkowo uczynione dobro może stać się wydarzeniem przełomowym, punktem nawrócenia.
Modlitwa: Panie Jezu, pomóż mi widzieć siebie w świetle Twojego prawdziwego obrazu. Chroń mnie przed lekceważeniem zła. Naucz mnie także, jak nie skupiać się w moim życiu tylko na tym, co złe, ale zauważać i pomnażać dobro. Otwórz moje oczy na dobro, które czynią mi inni, i podpowiedz, jak im za nie podziękować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |