Pragniemy słowa, które by naprawdę ważyło. Słowa, które wskazuje drogę. Słowa – pokarmu dla wygłodniałej duszy. Słowa, z którego siła do życia. Słowa, z którego bije światło.
Słowa, słowa, słowa… Płyną jak woda. Tysiące każdego dnia. Usłyszane, wypowiedziane, przeczytane, napisane. Słyszymy je w radiu, telewizji, na ulicy, w sklepie, w autobusie, na przystanku, na poczcie... Czytamy w prasie, w Internecie. Szyby kiosków szczelnie zapełnione tytułami. Księgarnie nie nadążają z przemiałem książek zalegających na półkach, wciąż trzeba robić miejsce dla nowych tytułów. Słowa ważne, banalne, dobre, złe, dające pociechę, ostre jak sztylet, gęste, puste... Wszystko przemieszane. Gąszcz, w którym niełatwo się odnaleźć. Coraz trudniej oddzielić plewy od ziarna.
Tym bardziej pragniemy słowa, które by naprawdę ważyło. Słowa, które wskazuje drogę. Słowa – pokarmu dla wygłodniałej duszy. Słowa, z którego siła do życia. Słowa, z którego bije światło.
dobrze, że jest Ewangelia. A w niej słowa trwalsze niż dźwięk głosu, niż pergamin czy papier dźwigający litery. W niej ukojenie, prawda, nadzieja, miłość. W niej Chrystus – Bóg i człowiek, jak żywy. Dobrze, że jest Wielki Post. Święty czas łaski, nawrócenia, słuchania Słowa. Dobrze, że w polskiej tradycji są Gorzkie Żale. Ta niezwykła śpiewana medytacja, która zaprasza do smakowania krzyża, do przyprawienia naszego mdłego życia zbawienną goryczą Chrystusowej Pasji.
Słowa ostatnie bywają najważniejsze. Są testamentem. Ewangeliści zanotowali siedem słów, które Jezus powiedział w agonii, na krzyżu. To najważniejsze kazanie pasyjne. „Siedem jasnych słów z wnętrza ciemności” (ks. J. Szymik).
Pozwól nam, Panie, wejść w to światło, zapalić je jak siedmioramienny żydowski świecznik, znak Twojej obecności. Niech nas ogarnie prawda, miłość, cisza i tajemnica. Chcę stanąć pod Twoim krzyżem i być u jego stóp. Jakby wokół ogniska, „u którego zapalać można modlitwę i zagrzewać serce” (J. Woroniecki). Być choć przez chwilę, ale naprawdę. Upaść na twarz, zapłakać, zawstydzić się, poczuć piekący ból, pokochać. Wsłuchać się w słowa wypowiedziane z głębi udręczonego serca. Obmyć nimi swą zbolałą, grzeszną duszę jak Przenajświętszą Krwią.
O, Chrystusowa męko / Kluczu mego życia / Ile się w Tobie uczyć / Ile kochać…
O Chrystusowa męko / Tyś jest błyskawica / Co czarnego nieba / Odsłaniasz sens, przestrzeń… Zachwyć mnie Tobą / Krwią broczący Boże (ks. J. Szymik).
SŁOWO PIERWSZE: OJCZE, PRZEBACZ IM, BO NIE WIEDZĄ, CO CZYNIĄ
To pierwsze słowa Jezusa wypowiedziane na krzyżu. Słowa o przebaczeniu według Boskiej miary, słowa z głębi Bożego miłosierdzia, wyznanie miłości do nieprzyjaciół. Ukrzyżowany modli się za swoich prześladowców, wstawia się za nimi u Ojca, prosząc o przebaczenie, czyli On sam im przebacza. Co więcej, usprawiedliwia – oni przecież nie wiedzą, co czynią. Do kogo te słowa? Kto właściwie był winny śmierci Jezusa?
Kto winien?
Lista odpowiedzialnych za tę śmierć jest długa. Najbliżej krzyża są żołnierze, pełniący służbę w plutonie egzekucyjnym. Bezpośredni sprawcy cierpienia i śmierci, wykonujący swoją robotę z wprawą zawodowców. Może któryś z nich dławił w skrytości odruchy współczucia. Może ktoś inny był typem zimnego profesjonalisty, niepozwalającego sobie na zbędne emocje. Może zdarzył się wśród nich sadysta, któremu zadawanie bólu sprawiało satysfakcję. Jeden ukrzyżowany więcej, kolejny i nie ostatni. Ktoś to musi robić. Zawsze będą tacy, którzy zasługują na śmierć. Po pracy wrócą do domu, umyją skrwawione ręce i zbroję, przytulą żonę i dzieci, napiją się wina, by zapomnieć.
Nieco dalej od krzyża, w cieniu, z dala od tłumu, stoją arcykapłani, faryzeusze, uczeni w Piśmie. Oni inspirowali tę zbrodnię. Przekupili Judasza, przeprowadzili proces, znaleźli dowody, przekonali Piłata, podburzyli tłum. Byli przekonani, że robią to dla dobra swojej religii, że bronią w ten sposób autorytetu Boga, że spełniają akt sprawiedliwości. Przecież nie wolno bluźnić. A więc właściwie wykonują swoją powinność obrońców religijnego ładu. Czynią to w imieniu Boga, robią to dla Niego, dla Jego chwały. Atak na ich autorytet był atakiem na autorytet Boga. Jako przywódcy religijni nie mogli pozwolić, by ktoś bezkarnie wytykał ich słabości, podważał ich kompetencje w sprawach wiary, zarzucał obłudę. Trzeba było coś zrobić.
Gdzieś dalej był Piłat. To jego podpis widnieje na wyroku. W rozmowie z Jezusem kreował się na bezstronnego sędziego, obrońcę prawa i sprawiedliwości, na filozofa szukającego prawdy. Okazał się typem urzędnika trzęsącego się o swój stołek, gotowego na podłość dla obrony swoich mizernych życiowych zdobyczy. Jego teatralny gest umywania dłoni stał się symbolem zakłamania, symbolem zbrodni, która chce zachować pozór cnoty.
W gronie winnych jest i Herod. Pajac, cynik, zgrywus, wieczne dziecko, zamieniające wszystko w żart, ubaw, happening. Po procesie stał się przyjacielem Piłata. Znalazł swój swojego. Razem łatwiej zagłuszyć sumienie. Życie jest przecież tak krótkie, czy warto się przejmować zasadami...
Pod krzyżem stał tłum. Oni też przyczynili się do ukrzyżowania Jezusa. Obojętni widzowie, przechodnie, których zwabił widok cierpienia, rozlewanej krwi. Jedni patrzą z niesmakiem, inni kiwają głowami rozczarowani bezsilnością proroka z Nazaretu, jeszcze inni bluźnią, szydzą, wygrażają pięściami. Chwilę wcześniej krzyczeli do Piłata: ukrzyżuj go.
Swój udział w krzyżu Jezusa mieli też ci, których na Golgocie nie było. Piotr, któremu imponował Jezus uzdrowiciel, wskrzesiciel umarłych, uciszający burzę, chodzący po wodzie, ale nie chciał znać Mesjasza w kajdanach, bezbronnego wobec przemocy, bezsilnego wobec niesprawiedliwości. Judasz, który Go sprzedał za parę groszy. Inni wystraszeni uczniowie. Gdzie byli wszyscy uzdrowieni, oczyszczeni z trądu, cudownie nakarmieni chlebem? Zapomnieli, rozkładali ręce, mówiąc: „a co ja, biedny, mogę zrobić”? Nie stanęli w obronie Jezusa. Milczeli, gdy działa się niesprawiedliwość. Pozostali w bezpiecznej odległości.
Nie wiedzieli?
„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Czy oni wszyscy naprawdę nie wiedzieli, co czynią? Czy ich sumienia przestały działać? „Przecież oni wszystko wiedzieli. Przecież oni tylko nie chcieli wiedzieć. A czego się wiedzieć nie chce, to się przecież w najgłębszym zakamarku serca właśnie wie. Ale zarazem się tego nienawidzi i nie chce się dopuścić do świadomości. O jednym wszakże istotnie nie wiedzieli – o miłości Jezusa” (K. Rahner).
Nie wiedzieli, że rany, które zadali Jezusowi, będą nie tylko dowodem ich grzechu. W tych ranach miłość zwyciężyła zło. W tych ranach spełniło się proroctwo Izajasza o słudze Jahwe: „On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 52, 4–5).
Muszę odnaleźć swoje miejsce pod krzyżem. Przyjrzeć się uważnie długiej liście winnych, aby odnaleźć tam swoje imię. „Nie wiedzą, co czynią”. To prawda, nie zawsze wiemy, co czynimy. Na ogół nie chcemy wiedzieć. Rzadko zdajemy sobie sprawę z wszystkich konsekwencji popełnianego zła. A ostateczne konsekwencje mojego grzechu sięgają tego miejsca – Golgoty. Grzech nie jest tylko złamaniem prawa, przekroczeniem zakazu, naruszeniem porządku. Grzech trzeba widzieć zawsze w relacji do osób – do ludzi, do Boga. Grzech jest zawsze większą lub mniejszą zdradą Bożej miłości, jest odrzuceniem Jezusa. Jest rzemieniem spadającym na plecy Jezusa, cierniem wpijającym się w Jego skroń, gwoździem wbitym w Jego ciało. To nie są pobożne metafory.
męki i śmierci Jezusa tylko wtedy ma sens, kiedy przeglądam się w niej jak w zwierciadle. Kiedy odkrywam siebie we wnętrzu tej historii. Kiedy zaczynam szczerze płakać nad sobą. Kiedy rozumiem, że jestem jednym z nich, grzeszników, nieprzyjaciół Boga. Nieraz podobny do rzymskiego żołnierza, który zabija z poczucia obowiązku, albo raczej do faryzeusza, co dorabia do grzechu pobożną ideologię, albo do Piłata umywającego ręce, albo do szydzącego Heroda, zapierającego się Piotra czy Judasza sprzedającego przyjaciela za pieniądze. Najczęściej stoję w tłumie. Nie chcę, by ktoś mnie widział. Krzyczę, bo inni też krzyczą, albo patrzę, obojętnie udając, że to nie moja sprawa.
Stoję pod krzyżem
Każdy z nas ma swój udział w tej śmierci, bo każdy z nas rani Boga swoim grzechem. Pod krzyżem Jezusa widać całą gorzką prawdę o człowieku, o jego mizernej, grzesznej kondycji.
Ale też pod krzyżem widzę prawdę o miłości, która leczy ludzką duszę. Tylko tu mogę usłyszeć słowa rozgrzeszenia: Ojcze przebacz im! Te słowa płyną z krzyża Jezusa. Tylko tu, nigdzie indziej! Jezus modli się za swoich nieprzyjaciół. Obejmuje swoim miłosierdziem wszystkich, którzy mają udział w Jego krzyżu. Tak wypełnia sam przykazanie miłości nieprzyjaciół: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6,27–28). Potęga Bożego przebaczenia, które jest silniejsze od zła. Jezus przebacza żołnierzom, Piłatom, Herodom, Judaszom, Piotrom wszystkich czasów. Przebacza mnie. Jego rany nie są tylko dowodem mojej winy, ale są nade wszystko miejscem, z którego płyną obficie strumienie miłosiernej miłości.
„Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ta modlitwa Jezusa wzywa do przebaczania, zaprasza do naśladowania Bożej miłości. Ilu ludzi mnie zraniło, ilu ludzi ja sam zraniłem? Nieraz świadomie, nieraz mimo woli. Słowem, gestem, czynem. W naszych ludzkich relacjach, w domu, w rodzinie, w ojczyźnie, w różnych środowiskach zawodowych, społecznych konieczne jest przebaczenie. Potrzebujemy wzajemnego przebaczenia. Inaczej podusimy się w naszym egoizmie, kłótniach, celebrowanych urazach.
„Przebaczamy, prosimy o przebaczenie” – te słynne słowa napisali przed laty polscy biskupi do biskupów niemieckich. Ten list okazał się przełomem w leczeniu powojennych ran. Ale jego skutki widać było dobrze dopiero po latach. Kiedy powstał, budził sprzeciw. Przebaczenie nie jest łatwe, jest nieraz długą drogą dojrzewania do większej miłości. Logika krzyża nie jest logiką odwetu ani nawet logiką czystej sprawiedliwości. Krzyż Jezusa wskazuje, że zło można zwyciężyć tylko dobrem.
Modlitwa
Stoję pod Twoim krzyżem, Panie, jako grzesznik, który nie wie, co czyni i wciąż upiera się, że ma rację. Słyszę Twoje słowa, które są wyznaniem miłości do nieprzyjaciół. Polecasz ich pieczy swego Ojca, rozgrzeszasz, usprawiedliwiasz.
Wypowiedz te słowa nade mną. Przemów za mną do Ojca: przebacz mu, bo nie wie, co uczynił. Naucz mnie przebaczać. Pomóż mi, bym nigdy nie odpłacał złem za zło, bym nigdy bezmyślnie nie mówił, że odpuszczam swoim winowajcom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |