Przywykliśmy do tego, że możemy na nich liczyć. Że są. Służą pomocą, oparciem, nie ociągając się, wytrwale, własnym kosztem. Tacy jak Mojżesz, Aaron, Chur. Tacy jak Jadwiga Śląska i Jan Paweł II.
Gdzie my w tym wszystkim jesteśmy. Walczymy z Amalekitami? Dobijamy się do czyichś drzwi? Pomagamy niechętnie, dla świętego spokoju?
Nie da się żyć całkiem osobno, ignorując te wielorakie więzi, zależności, wzajemne zobowiązania i możliwości, które mamy dzięki bliźnim. Czasami trzeba dopiero wstrząsu, doświadczenia straty, śmierci, aby dostrzec, że za naszymi osiągnięciami, spokojem, jakością życia – stoją konkretni ludzie. Ich wysiłek, modlitwa, świętość.
Dodaj swój komentarz »