Kto spojrzał na zawieszonego na palu węża uchodził z życiem. Kto z wiarą, nadzieją i miłością spogląda na ukrzyżowanego Chrystusa, ten ma życie wieczne.
W święto Podwyższenia Krzyża ze szczególną uwagą słucham jednak fragmentu z listu do Filipian:
On istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Nie wiem jak to wyrazić.... Dziwny ten mój Bóg. I zaskakujący. Zupełnie nie przystający do moich ludzkich intuicji na temat tego, jak powinien się zachowywać wobec nas, małych ludzi, wielki Bóg. Bo widzę jak wielcy tego świata traktują maluczkich. A Bóg – Jezus – zupełnie inaczej. Przyszedł jako jeden z nas. I pozwolił się w okrutny sposób zabić.
Tak, wiem, Ojciec Go za to wywyższył nad wszystko i dał Mu imię ponad wszelkie imię. Ale nie potrafię przestać myśleć o tym, że na taki upokarzający krok się zdecydował. Jestem przecież Jego uczniem. Dzięki Niemu zupełnie inaczej patrzę dziś na moje małe krzyże niezrozumienia, odrzucenia i samotności. To zaszczyt iść drogą Mistrza...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.