Czym jest miłość bez tęsknoty? Można kochać i zadowalać się widzeniem jakby w zwierciadle?
Kim jest ewangelijny prostaczek? Czasem można odnieść wrażenie, że to taki mało inteligentny naiwniak.
By zrozumieć i pokochać Kościół nie wystarczy lektura kilku artykułów czy nawet najbardziej uczonych dzieł teologicznych. Trzeba przejść drogę pierwszych uczniów.
Wytężyć wzrok, zmobilizować zmysły, w ciemności poszukiwać liter i z trudem składać z nich słowa i zdania. Wygrać walkę z ciemnością.
A może nie musi już mamić i kusić, i wpajać przekonania, bo przestaliśmy odróżniać realne od fikcji, prawdę od fałszu, smaki i barwy, twierdząc że to nawet lepiej, bo łatwiej, taniej i prościej.
Chrześcijanin ma się bać tylko tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. O przyszłość nie musi. Ta jest w ręku Boga.
Otworzyć się na Boga to zgodzić się na to, że czasem mogę nie zrozumieć tego, czego doświadczam.
Nie jest ważne poznawanie źródła cierpienia, a raczej to, w jaki sposób je przeżywam.
To Bóg stawia obok mnie drugiego człowieka, bo chce przez niego pomóc, doradzić i wspierać na drodze ku Niemu.
Cóż z tego, że Jezus otwarł niebo, a tym samym umożliwił nam zobaczenie Boga, skoro ta prawda nie wyzwala w nas radości i tęsknoty za Nim.