Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Chorzy odzyskują zdrowie. Kobiety katujące się po doświadczeniu aborcji słyszą, że ich dzieci modlą się właśnie za swe mamy. Demony wychodzą z wielkim rykiem...
Nad blokowiskiem zapada zmrok. Długo szukam miejsca do zaparkowania. Jedźcie w stronę Kauflandu – dzwoni kumpel. Jedziemy. Udaje się zaparkować na ścieżce rowerowej. Do kościoła wali tłum. Sporo młodych. Rockowy koncert w mieście Ryśka Riedla? Kolejna odsłona szantowego Portu Pieśni Pracy? Darmowa degustacja w pobliskim browarze? Nie. Tyski Wieczór Uwielbienia.
Niekochane dzieci są niewidzialne
„Dokąd idziesz Panie, usłysz me wołanie, ja czekam” – płynie pieśń chwały. Tłum wznosi ręce i po chwili robi się gęsto od błogosławieństwa. Potężny kościół błogosławionej Karoliny pęka w szwach. Ciasno. Gorąco, Mnóstwo młodzieży (skąd oni się wzięli?).
Organizatorzy spotkania czytają świadectwa, które napłynęły po ostatnim dniu uwielbienia: „Podczas modlitwy poczułam ciepło w sercu i usłyszałam, że jest uzdrawiana młoda kobieta, która ma zranione serce. Nie wiedziałam, że chodzi o mnie. Przyszłam ze stosem innych intencji. Słuchałam dalej uważnie. Padło zdanie, że rodzice nie kochali mnie tak, jakbym chciała, i że mam złamane serce. Wspomnienia odżyły. Przypomniałam sobie swe kompleksy i to, że jako dziecko myślałam, że jestem adoptowana, bo nikt mnie nie kocha. Czułam się też niewidzialna – nie umiem tego wytłumaczyć. Kiedyś jakiś psycholog mówił, że niekochane dzieci czują się niewidzialne. Mimo słów, które wprost dotykały mojej duszy, wahałam się, czy na pewno chodzi o mnie. Wtedy ze strony osób prowadzących usłyszałam, że w tej chwili, z tego rodzaju zranień uzdrawiane są trzy kobiety, które wątpią i zastanawiają się, czy to o nie chodzi. Po słowach Jezusa, że kochał mnie, zanim zostałam poczęta, rozkleiłam się i popłynęły mi łzy. Chwała Panu”.
Tłok. W czasie Podniesienia trudno uklęknąć. Ściany robią się mokre od skraplającej się pary. Kto by pomyślał, że gdy przed kilku laty Aleksander Bańka rzucił do diakonii: „Zobaczycie, że będą tu przyjeżdżać pełne autobusy” ludzie cichutko zarechotali. Wizja wydawała się nie z tej ziemi. I była. Słowo stało się ciałem. Uff, jak gorąco.
Zaczyna się Msza. Do ołtarza podchodzi prawie trzydziestu kapłanów. Wielu innych spowiada. Stoję w tłumie, wreszcie prywatnie, a nie jako dziennikarz. Nie trzymam w dłoni dyktafonu. Nie chcę pisać żadnej relacji. „Jezus, Jezus” – nuci tłum. Pastelową pieśń na chwilkę przerywa ryk. Księża podchodzą do leżącej u ich stóp kobiety. – Nie bójcie się. Gdy tyle osób uwielbia imię Boga, to nic dziwnego, że ktoś bardzo się denerwuje – uspokaja ks. Krzysztof Matuszewski. Tłum stara się schronić w imieniu Jezusa. Powraca poczucie bezpieczeństwa.
– Uspokajam ludzi, bo przecież nic złego nie może się nam stać – wyjaśnia ks. Krzysztof – Jesteśmy w najbezpieczniejszych rękach świata. Pan Bóg ma poczucie humoru skoro daje nam zadanie, które nas przerasta. Za każdym razem mam mocne doświadczenie żywego Kościoła. Ktoś kiedyś rzucił, że na wieczór uwielbienia trzeba zaprosić ludzi uformowanych, by się nie przestraszyli tego, co zobaczą. Nieprawda! To spotkanie z żywym Bogiem również dla tych, którzy kościoły omijają szerokim łukiem. Nie chodzi przecież o to, by zrobić z nich od razu mistyków. Tu mają spotkać żywy Kościół. Resztę zrobi sam Bóg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |