Gdy serce chce śpiewać – zamilknąć.
Nowa definicja liturgii? Ależ skąd. Raczej nieśmiała próba zakwestionowania tradycyjnej (proszę zwrócić uwagę na małe „t”) formuły, przez wieki przypominającej sprawującym Eucharystię prezbiterom, że liturgia jest akcją, nie jest kontemplacją. Przypomnienie formuły jest niebezpieczne. Naraża bowiem autora tekstu na zupełnie niepotrzebną polemikę z próbującymi udowodnić, że w rzeczywistości kiedyś było inaczej, a teraz – oczywiście – zmieniło się na gorsze.
Zostawmy polemikę na boku i spróbujmy przez moment wczuć się w napięcie między akcją a kontemplacją, w jakie wciąga uczestników liturgia Kościoła. Dobrym punktem wyjścia może być beatyfikacja Jana Pawła II. Pamiętamy niesamowity entuzjazm (widoczny również na twarzy Benedykta XVI), jaki towarzyszył uczestnikom tego wydarzenia. I pamiętamy tę porażającą ciszę, towarzyszącą rozważaniu słowa Bożego. Przejście od jednego do drugiego wydawało się wręcz niemożliwym. A jednak…
Co wcale nie znaczy, że celebracje sprawowane przez papieża seniora zapoczątkowały erę milczenia w liturgii. Wystarczy uważnie przeczytać Wprowadzenie Ogólne do Mszału Rzymskiego by przekonać się, że stało się ono jednym z ważnych elementów odnowionej liturgii. Ważnym, co nie znaczy, że zawsze docenianym. Nie tylko przez księży.
Pisząc te słowa mam przed oczami dwa obrazy. Pierwsza połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Poranna Eucharystia w kaplicy Dobrego Pasterza w Krościenku. Przewodniczył Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki. Wezwanie do kolekty. Módlmy się… I długa cisza, której sens wyjaśniono kilka dni wcześniej w stosownej katechezie. Bo kolekta, tłumaczono, ma zebrać wszystkie modlitwy, intencje, z jakimi przyszli wierni i wypowiedzieli je przed Bogiem.
Po latach mam wrażenie, że krytycy księdza Blachnickiego – niestety – zapominają, że to właśnie on pomagał młodym odkrywać kontemplatywny wymiar liturgii.
Gdy w gronie młodzieży oazowej, już w parafii, przeżywaliśmy Eucharystię zdarzały się inne, trochę śmieszne sytuacje. Kiedyś postanowiliśmy, że zamiast śpiewu uwielbienia po Komunii świętej będzie święte milczenie. Po mniej więcej minucie z głębi świątyni doszło do ołtarza pytanie. Zasłabł?
Ta historia jest wymownym świadectwem, wskazującym, że problem z milczeniem mają nie tylko księża. Również świeccy uczestnicy liturgii. Jedni i drudzy nie zawsze rozumieją jego sens. Jedni i drudzy często wydają się być duchowo nieprzygotowani do przeżycia napięcia, o jakim wspomniano na początku. Potrzeba wielkiej siły ducha, by od radosnego, tworzącego wspólnotę śpiewu na wejście przejść do milczenia aktu pokutnego. Od porywającego wręcz Alleluja do milczenia po Ewangelii. Gdy serce chce śpiewać zamilknąć po Komunii świętej. Jeśli czasami mówi się, że uczestnictwo w Eucharystii wymaga wewnętrznej dyscypliny, to jest ona szczególnie przydatna w przechodzeniu od akcji, od działania wspólnoty, od emocjonalnego poruszenia, do milczenia, do wyciszenia, do porzucenia wszystkiego, co angażuje nasze zmysły.
Wypada zatem na koniec zapytać co tę wewnętrzną dyscyplinę kształtuje, co ułatwia przejście od akcji do kontemplacji. Wbrew pozorom nie chodzi o jakieś arcytrudne ćwiczenia. O włosiennice i duchowe tortury. Wystarczy przyjść do świątyni kilka minut wcześniej. Na kilkuminutową adorację Najświętszego Sakramentu. Zrezygnować z podpórek w postaci książeczek, lektur, gotowych formuł. Po prostu być. Milczeć z Milczącym. Reszta będzie Jego dziełem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |