Zaskakujące ścieżki pustyni (Pwt 26,4-10; Ps 91; Rz 10,8-13; Mt 4,4b; Łk 4,1-13)
Pochylony chłodna nocą nad kartami Biblii próbuję stanąć przy Jezusie kuszonym na pustyni. Nie wierzę, że to były tylko Jego pokusy. Więc rozmyślam…
Zastanawiam się o ile prostsze byłoby życie urzędnika, gdyby zdecydował się na wzięcie większej łapówki. Żona może przestałaby narzekać na brak pieniędzy a i dzieci pewnie spojrzałyby na zaradnego tatę łaskawszym okiem. Myślę o tym, jak błyskotliwie mogłaby potoczyć się kariera początkującej modelki, gdyby najpierw zdecydowała się na udział w rozbieranej sesji. I jak nam wszystkim byłoby znacznie łatwiej, gdyby Bóg zechciał naszą wiarę wesprzeć jakimś jednym czy drugim niezbitym dowodem swojej obecności…
Trzy pokusy. Ciągle te same. Pokusa łatwego życia, pokusa osiągnięcia sukcesu bez oglądania się na środki i pokusa oczekiwania na niezbite dowody dla swojej wiary. Jezus wszystkim powiedział „nie”. Czy trzeba dodawać, że chrześcijanin powinien postępować podobnie?
Zadowolony zamykam Biblię. Jednak niespodziewanie, jak kolejny zakręt na ścieżce, która już miała się skończyć, pojawia się nowe pytanie. To inni biorą łapówki, decydują się na karierę bez liczenia się z zasadami moralnymi czy ciągle powątpiewają. Ja nawet nie mam do takich grzechów okazji. A do tego że wierzę w Boga tak się przyzwyczaiłem, że już dawno przestałem zadawać sobie trudne pytania. Czyżby Jego pokusy mnie nie dotyczyły?
Gdy sens działania Kościoła próbuję zamknąć w jego pracy charytatywnej zdaję się słyszeć słowa: „Nie samym chlebem żyje człowiek”. Nie o łatwe, przyjemne życie przecież tylko chodzi, ale o wieczność. Gdy w imię walki o fasady, a nie prawdziwy siew Ewangelii, godzę się na kłamstwa i nieuczciwość, powinienem przypomnieć sobie słowa „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. Przecież to pyrrusowe zwycięstwa, które wcześniej czy później obracają się przeciw Kościołowi. O tym zaś, że nie powinienem wystawiać „na próbę Pana, Boga swego” powinienem pamiętać, ilekroć nachodzi mnie pokusa organizowania wielkich modlitewnych akcji w sprawach, które tak naprawdę wymagają tylko odrobiny wysiłku. Bo przecież nie tylko dla ozdoby Bóg dał mi głowę i dwie ręce…
Co jest za kolejnym zakrętem pustynnej ścieżki?
Rachunek sumienia 1. „Nie samym chlebem żyje człowiek”. Czy w trosce o codzienny byt pamiętam o sprawach Bożych?
2. „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. Kogo stawiam w życiu na pierwszym miejscu: swoje plany, swoją karierę czy Boga?
3. „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”. Czy przypadkiem nie traktuję Boga jak kogoś, kto ma spełniać moje zachcianki?
Owca czy kozioł? (Kpł 19,1-2;11-18; Ps 19; 2 Kor 6,2b; Mt 25,31-46)
W ciepłych czterech ścianach swojego mieszkania wypijam kolejny łyk ciepłej herbaty. „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić… Herbata przestaje smakować, a ciepło domu zaczyna drażnić. Wiem, że zdarza mi się pomagać potrzebującym. Problem w tym, iloma wzgardziłem, wynajdując mniej lub bardziej słuszne powody mojej odmowy. I czy Sędzia uzna, że te powody rzeczywiście wypływały z autentycznej troski o drugiego, czy były tylko czczą wymówką…
Przyzwyczajony do kroczenia utartymi szlakami chyba zdążyłem zapomnieć o radykalizmie Ewangelii. Być może w dzień sądu Syn Człowieczy uzna, że mieszczę się w gronie błogosławionych Ojca. Być może wejrzy na moje korne bicie się w piersi. Ale czy koniecznie muszę ledwo mieścić się w gronie zbawionych? Chyba warto zdobyć się na odrobinę szaleństwa. Żyjąc w cieple stabilizacji zauważać tych, którym potrzeba trochę mojego serca…
Rachunek sumienia1. Jak traktuję Ewangelię? Zadawalam się spełnieniem minimum wymagań, czy rozkochany w niej chcę całą wcielać w życie?
2. Kiedy ostatnio odwiedziłem chorego znajomego?
3. Jaki jest mój stosunek do imigrantów, którzy przybywają do mojego kraju?
Nie bądźcie gadatliwi (Iz 55,10-11; Ps 34; Mt 4,4b; Mt 6,7-15)
Tyle spraw chciałoby się powierzyć Bogu. Przecież tyle osób gdzieś tam schowałem w moim sercu i choć na co dzień o nich nie pamiętam, to przecież chciałbym, by On się nimi opiekował. Rodzina, przyjaciele, współpracownicy, uczniowie, ci którym modlitwę obiecałem lub obiecać powinienem… I ci spotkani gdzieś podczas górskich wędrówek, z którymi na parę minut czy godzin połączył mnie los. Gdzie są? Co robią? Bóg wie. Więc chciałby Mu ich polecić….
Czy moja modlitwa ma się zamienić w wielkie wyliczanie ich imion? Nie dam rady. A jeszcze i przepraszać jest za co i dziękować. Nie mówiąc już o tym, że mimo wszystko warto by było czasem Bogu opowiedzieć trochę więcej o sobie. On wie, ale z Nim i w mojej głowie wszystko lepiej się układa….
„Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie (…) wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie”. Ufając, że On zna moje serce jednym westchnieniem polecam Mu ich wszystkich, z rzadka tylko wymieniając imiona niektórych z nich. Słów dziękczynienia i przeproszenia czasem też brakuje, więc wdzięczny Jezusowi powtarzam słowa tej jedynej, niepowtarzalnej modlitwy, w której jego Ojca nazywam naszym Ojcem…
Czasem, coraz częściej, wolę, by to On mówił. Jego słowa są duchem i życiem…
Rachunek sumienia1. Czy pamiętam o modlitwie?
2. Ile czasu i serca w nią wkładam?
3. Na ile staram się usłyszeć, co mówi do mnie Bóg? Czy słucham sumienia? Czy otwieram też karty Pisma Świętego?
Nie żądam znaków (Jon 3,1-10; Ps 51; Jl 2,13; Łk 11,29-32)
Znów jest wieczór. Znów pochylam się nad Bożym słowem, by stało się dla mnie słowem życia. Ale dziś czuję się uspokojony. Choć słyszę ostre słowa, nie odbieram ich do siebie. Przecież ja nie żądam znaków. Już kiedyś je zobaczyłem. Choć może maleńkie, pchnęły mnie ku drodze z Chrystusem. Dziś nie pytam czy Bóg istnieje. Z niedowierzaniem patrzę na tych, którzy ciągle szukają, a nie potrafią znaleźć. I z oburzeniem na tych, którzy gdy źle, obwiniają Stwórcę, a gdy dobrze, chwalą swoją zaradność.
Tylko... Czy rzeczywiście te słowa Jezusa mnie nie dotyczą? Nie żądam znaku, ale przecież widziałem cuda. A mimo tego moja wiara jest tak słaba. Tak łatwo znajduję wymówki, by wymogi Ewangelii dla siebie złagodzić, sprytnie wyjaśniając co trudniejsze z nich. Nie wiem ile otrzymali inni, ale ja bardzo dużo. Czy jestem dziś chrześcijaninem na miarę tego, co widziałem, słyszałem i czego dotykały moje ręce?
Rachunek sumienia1. Gdy przychodzą trudne chwile, szukam Bożej pomocy albo pytam „dlaczego”. Czy dziękuję Mu, gdy wszystko toczy się jak najlepiej?
2. Czy zdaję sobie sprawę, ile Bogu zawdzięczam? A może potrafię już tylko Mu wyrzucać, gdy spotyka mnie coś złego?
3. Czy jestem wdzięczny? Czy staram się Bogu odwdzięczać wiarą i miłością za Jego dobrodziejstwa?
Proście, a otrzymacie (Est (Wlg) 4,17k.l.m.r.s.t; Ps 138; Ps 51,12a.14; Mt 7,7-12)
Fajnie jest mieć kogoś, kogo w każdej sytuacji można poprosić o pomoc. Tym bardziej, jeśli tym kimś jest wszechmogący Bóg. To lepsze od najlepszego ubezpieczenia. Cóż z tego, że nie zawsze wysłuchuje moich próśb po mojej myśli. Wiem, że zawsze chce mojego dobra. Nawet jeśli widzi sprawy inaczej.
Prawda, gdy proszę o chleb, nie poda mi kamienia. Ale gdy proszę o węża, nic dziwnego, że woli mi dać rybę. Po prostu jest znacznie ode mnie mądrzejszy. Ja jestem tylko małym, niedoświadczonym dzieckiem…
Rachunek sumienia1. Czy ufam Bogu, że naprawdę chce mojego dobra?
2. Jak reaguję, gdy Bóg nie wysłuchuje moich próśb o mojej myśli?
3. Czy prosząc Boga zastanawiam się, czy moja modlitwa jest zgodna z Jego wolą?
W innym świecie (Ez 18,21-28; Ps 130; Ez 33,11; Mt 5,20-26)
Był początek lipca. Staliśmy z kolegą na jednej z tatrzańskich przełęczy. Patrzyliśmy z niedowierzaniem. Droga w dół, którą tyle razy poprzednimi laty przemierzaliśmy, cała pokryta była grubą warstwą niestopionego jeszcze śniegu. Gdybyśmy musieli tamtędy schodzić, byłaby niezła przeprawa. Na szczęście nasze plany były zupełnie inne. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, skały wokół zyskiwały nieziemską, czerwoną barwę. A gdzieś tam, daleko, na równinach, toczyło się zwyczajne życie. Ludzie kochali się i nienawidzili, pracowali i siedzieli przed telewizorami, komentując ostatnie, niezwykłe wydarzenia. My byliśmy w zupełnie innym świecie…
Czasem trudno powstrzymać się przed rzuceniem obelgi czy pierwszemu wyciągnąć rękę do zgody. Ale kiedy przychodzę do Boga też, tak jak wtedy na tej przełęczy, jestem w zupełnie innym świecie. Jestem przed obliczem Świętego. To, co przyziemne, małe i podłe nie jest Go warte. Jeśli to sobie uświadomię, łatwiej mi będzie przed spotkaniem z Nim pobiec i pojednać się z moim bratem. Nieważne, że może spojrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Z perspektywy tamtego świata to nic nie znaczący drobiazg…
Rachunek sumienia1. Czy moimi słowami ie zabijam bliźniego?
2. Czy nie chowam w sercu jakiejś zadawnionej urazy?
3. Czy dziś, świadom wielkości wspaniałości daru, jakim jest możliwość stawania przed Bogiem, byłbym skłonny nie ciągnąć tej sprawy? Nawet jeśli krzywdziciel nie zasługuje na przebaczenie?
Boża pedagogia wielkoduszności (Pwt 26,16-19; Ps 119; 2 Kor 6,2b; Mt 5,43-48)
Czasem bardzo przeszkadzała w lekcjach. Rzadko uśmiechnięta. Najczęściej sprawiająca wrażenie zmęczonej i spiętej. Jakby w każdej chwili musiała odeprzeć jakiś atak. Wiadomo, trudna sytuacja rodzinna. Ojciec w więzieniu... Więc kiedy, zamiast zrobić to, czego się spodziewała, czyli upomnieć ją, uśmiechnąłem się i powiedziałem coś miłego na temat jej solidności (bo rzeczywiście na tle klasy tak ją widziałem) była zupełnie zaskoczona. Nagle opadł z niej jakiś pancerz. Jakby nagle wyszła z ukrycia i stała się sobą. Taką jaka była naprawdę: młodą, pełną nadziei na udane życie i dobrą dziewczyną.
„On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. A ja głupi myślałem, że postępuję tak mądrze, gdy wobec dobrych jestem miły i uprzejmy, a złym daję odczuć swoją niechęć. Bo przecież zasłużyli. Bo powinni wiedzieć, że robią źle i koniecznie podjąć jakieś próby poprawy. Tak uczyli mnie niektórzy znawcy zawiłych problemów moralnych. Tylko dokąd konsekwentne stosowanie takich zasad prowadzi? Chyba tylko do eskalacji niechęci. Czasem, zwłaszcza jakieś drobiazgi, trzeba chyba puścić w niepamięć….
Gdyby nie wielkoduszność Boga, który cierpliwie znosi moje grzechy, pewnie już dawno pogrążyłbym się w otchłani rozpaczy. Jego miłość sprawia, że potrafię się uśmiechnąć. Czasem nawet tym uśmiechem obdarować innych. Okazuje się, ze Jego pedagogia naprawdę jest skuteczna…
Rachunek sumienia1. Czy potrafię być dobry dla tych, którzy dla mnie dobrzy nie byli?
2. Czy pozdrawiam tych, którzy czasem na moje pozdrowienie nie odpowiadają?
3. Jeśli nie, to dlaczego nie stać mnie na taką wielkoduszność?