Straszne, ale często to właśnie my - rodzice jesteśmy tymi, którzy pierwsi wyśmiewamy pierwsze strachy i bolączki, jako pierwsi strącamy nasze wspaniałe dzieci z piedestału wyjątkowości, który jest im naprawdę niezbędny do prawdziwego wzrostu osobowości, zintegrowanego poczucia ich ja. Tyle błędów popełniamy my- rodzice, bagatelizując dla nas drobnostki, dla dzieci dramaty. A dzieci mają ogromne poczucie sprawiedliwości, szczególnie gdy zostaje naruszona. Gdy pisak nie chce pisać literek tak równo jak powinien, gdy telewizor się psuje, gdy ma lecieć dobranocka, gdy mały siniak wydaje się ogromną raną, gdy siostrzyczka potargała ulubionej lali włosy, gdy ksiądz nie dał krzyżyka na czoło, choć zawsze dawał, gdy niesprawiedliwie się oceniło zamiary małego brzdąca, gdy boi się zastrzyków, czy samotnego spania w łóżku.
Jesteśmy stworzeni do oswajania lęków dzieci, do oswajania ich z trudnym życiem tu na tym “łez padole”, świecie niezrozumiałym, trudnym do pojęcia, nielogicznym. Adaptacja do warunków i układów panujących tu na ziemi zajmuje człowiekowi średnio 18 lat a i to często za mało. Naszym obowiązkiem jest nie tylko powołać do życia i urodzić dzieci, ale jak z plasteliny, dzięki ustawicznej, choć niewidzialnej pomocy Boga ulepić z niego człowieka dojrzałego i szczęśliwego. Zbyt wielu ludzi dorosłych nienawidzi swoich rodziców za swoje niespełnione lub wręcz zniszczone dzieciństwo, by nie reagować, nie uczulać, bagatelizować tę sprawę.
Wrócić trzeba do ogrodów swojego dzieciństwa, choć może być to przeżycie traumatyczne. Trzeba i należy. Zanurzyć się w tę tajemniczą głębię, najwcześniejszych przeżyć, które spakowaliśmy jak plik komputerowy i upchaliśmy jako skrót w pamięci, zepchaliśmy głęboko w podświadomość. I z obrazem własnych wspomnień wejść z otwartym umysłem w świat naszych dzieci. I wtedy nagle wszystko zrobi się prawie jasne i prawie oczywiste (nie można do końca rozwikłać świata innych, choć znajomych przeżyć). Dlaczego jest płaczliwe, marudne, o co jej znowu chodzi. Nagle, dzięki świadomości swoich bólów dzieciństwa Wiem. A jak nie wiem, to stoję obok ze zrozumieniem. I kocham. Prawdziwą miłością. Nie tą toksyczną, niewolniczą, myloną nader często z prawdziwą.
Fascynujące jest obserwowanie dziadków, którzy potrafią naprawdę wspaniale przeżywać to trzecie dzieciństwo. Oni już wiedzą. Wiedzą co stracili, co przegapili, i chcą się cieszyć tym utraconym rajem na moment odzyskanym dzięki dzieciom, które dały im wnuki. Ich przeżywanie jest naprawdę pełne i piękne. Jaką radość sprawia im zabawa z wnukami, tworzenie tych ulotnych chwil, w których dziadkowie są chyba najlepsi. Pieczenie pierników, budowanie klocków, wędkowanie z dziadkiem, najlepiej czasami pamiętamy dzięki dziadkom. Dziadkowie są bardzo blisko wnuków pod względem nastawienia do życia, tylko z przeciwnymi wektorami. Malcy ledwo wyszli z Zagadki do życia, dziadkowie przeżyli życie i powoli zbliżają się do powrotu do tej Zagadki, Wieczności. W naturalny więc sposób są sobie bliscy, rozumieją się, mają dla siebie czas. Mają intuicyjną mądrość szanowania i cieszenia się z tego co jest dane, w przeciwieństwie do większości rodziców, którzy znajdują się pomiędzy tymi biegunami, w ciągłej walce o dobra doczesne, a więc najdalej (teoretycznie) od Zagadki.
Dziadkowie mają wiedzę i zdolność kochania, każdy kolejny raz kocha się pełniej, mniej egoistycznie, więc chyba bardziej. Jest to miłość mądra, bo zdystansowana. Nie ma się przecież babci i dziadka 24 godziny na dobę. Dlatego miłość ta jest szanowana przez obydwie strony układu miłości: dojrzewającym i Dojrzałym.
Trzy dzieciństwa. Każde jakże inne, sprawmy by dzięki odpowiedniej optyce miłości były piękne. Przemyśleć należy kilka prawd, może banalnych, oczywistych, ale ważnych. Jakim jestem rodzicem? Czy układam puzzle z moim kochanym brzdącem, gdy prosi?. Czy słucham, co mówi, szczególnie wieczorem, przed snem? Czy kocham, czy tylko mówię, że kocham, bo o tym przecież się nie dyskutuje. Czy uczestniczę w dzieciństwie swojego dziecka? Co w takim razie wiem o dzieciństwie swojego dziecka? Co lubi? Co myśli? Czego się boi? Czego się nie boi? Jak się nazywa jego kolega/koleżanka? Jak się nazywa ulubiona bajka, lalka, miś? Co uwielbia robić najbardziej? Czy lubi chodzić w tych granatowych spodniach/zielonej sukience? Dlaczego tak naprawdę nie lubi szpinaku? Dlaczego nie chciało chodzić ostatnio do przedszkola? Zróbmy “rachunek sumienia”.
Wszystko co robimy z własnymi dziećmi warto robić poprzez pryzmat nastawienia: Oby za dwadzieścia lat moje dzieci mnie kochały. Oby było za co.