"Życie Andrzeja Boboli jaśniało blaskiem prawdziwej wiary. Jej moc, mająca swe źródło w Bożej łasce, rozwijała się i wzrastała z biegiem lat, ozdabiała go szczególnie i uczyniła niezłomnym w obliczu męczeństwa" – tak napisał o nim papież Pius XII w encyklice "Invicti athletae Christi".
Szaleńcy Boży (fragmenty z „W puszczy”)
Zofia Kossak-Szczucka
Ojciec Andrzej patrzył na mnie zadziwiony. Samotna gorycz zbyt mądrego w swym doświadczeniu uśmiechu zasępiła jego łagodną twarz, okoloną siwiejącą brodą. Na każdym kroku, mając przed oczyma tak cudowne wzory ładu, pracy, dostosowania się i współżycia, czemuż człowiek jeden w nieposkromionej chciwości i pysze staje się zbójem drapieżnym i postrachem świata, wnoszącym trwogę w struchlałe, ufne niegdyś serce przyrody?
— Człowiek! Sam jest zły na świecie...
Ojciec Andrzej Bobola znał dobrze ten kraj. Poznał wszystkie jego szlaki. Spłynął je łodzią na wiosnę, uchodził zimą po lodzie, przebrnął latem po suchych kępach i kłodach, w bagno przez smolarzy zwalonych. Dziesięć lat minęło, jak w borach apostołował. Z zacisznej katedry profesorskiej, od ulubionych studiów i rozstrząsań naukowych oderwały go w te zapadłe knieje posłuszeństwo i ciekawość zarazem. Dziś dobrowolnie nie odszedłby stąd za nic...
Wszystkich rozbudzić! Uczłowieczyć! Wszystkich ogarnąć! Smolarzy czarnych od dymu, z kształtu ledwo do ludzi podobnych; rybaków nad wodą ustawicznie żyjących, karmiących się surową rybą, nędznych rolników, drewnianą sochę, zaprzężoną w żonę i dziewkę nałożną, orzących szmat wykarczowanego z trudem piachu.
Zrazu z przewodnikiem, potem sam brodził po puszczy, szukając nowych poddanych dla Pana nad pany; a że umiłował ich serdecznie, przeto znajdował bez trudu słowa trafiające do serc ludzi, do których nikt dotąd, jak do ludzi nie przemawiał.