Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »To, co pasterz zobaczył, my także możemy widzieć, ponieważ aniołowie wzlatują pod niebiosa w każdą noc Bożego Narodzenia. Musimy ich tylko rozpoznać.
W rozpaczy darł swe szaty i bił głową o ziemię. Nie było w nim odrobiny nadziei, jak w człowieku, który nosi w sercu śmiertelną ranę.
Kobieta siedziała wyprostowana, z rękoma splecionymi na kolanach. Ale spojrzenia, które słała w pustynię, mówiły o jej bezgranicznym, nieukojonym smutku.
Palma czuła, że żałosny szum w jej liściach staje się coraz silniejszy. Kobieta usłyszała go pewnie także, bo zwróciła swój wzrok ku wierzchołkowi drzewa. Mimo woli wyciągnęła też równocześnie swe ręce w górę wołając:
- O, daktyle, daktyle!
W głosie jej była taka żarliwość, że w starej palmie zrodziło się pragnienie, by być nie większą niż jałowiec i aby daktyle stały się tak łatwo dostępne jak owoc na krzakach dzikiej róży. Wiedziała, że z jej korony zwisają pęki daktyli, ale jak ludzie mają się do stać na tak zawrotną wysokość?
Mężczyzna widział już przedtem te pęki daktyli, jak wisiały niemożliwe do osiągnięcia. Ani razu nie podniósł nawet głowy. Prosił tylko swoją małżonkę, żeby nie domagała się rzeczy niemożliwej.
Ale dziecko, które dreptało wkoło, bawiąc się patyczkami i źdźbłami trawy, usłyszało wołanie matki.
Malec nie mógł nawet sobie wyobrazić, aby jego matka nie dostała czegoś, czego pragnęła. Skoro tylko posłyszał, że jest mowa o daktylach, zaczął wpatrywać się w drzewo. Zamyślił się, zadumał nad tym, jak by tu dosięgnąć daktyli. Jego czoło pod jasnymi lokami pofałdowały zmarszczki. Wreszcie jednak uśmiech przemknął mu po twarzy: znalazł sposób. Podszedł do palmy i głaszcząc ją swą rączką, powiedział miłym dziecięcym głosem:
- Schyl się, palmo! Schyl się!
I oto liście palmy zaszumiały jak przeszyte huraganem, a wzdłuż wysokiego pnia przebiegało drżenie za drżeniem. I palma zrozumiała, że ten mały ma nad nią władzę. Nie mogła mu się oprzeć.
I skłoniła swój wyniosły pień przed dzieckiem, tak jak ludzie kłaniają się przed książętami. Potężnym łukiem gnąc się ku ziemi, schyliła się wreszcie tak nisko, że drżące liście jej korony zamiatały piasek pustyni.
Dziecko nie wydało się ani przerażone, ani zdziwione; podbiegło z krzykiem radości i pęk za pękiem zaczęło zrywać daktyle z korony starej palmy.
Gdy narwało już dosyć, a palma ciągle jeszcze trwała schylona do ziemi, podeszło znowu i pogłaskawszy palmę, powiedziało słodkim głosem:
- Podnieś się, palmo! Podnieś się!
Ogromne drzewo podniosło się cicho i ze czcią
na swoim giętkim pniu, a liście zagrały jak harfy.
- Teraz już wiem, komu to grają one śmiertelną melodię - rzekła stara palma do siebie, gdy znów stanęła wyprostowana. - To nie tym ludziom.
Mężczyzna zaś i kobieta rzucili się na kolana, wielbiąc Boga.
- Ujrzałeś trwogę naszą i uwolniłeś nas od niej. Tyś mocny, który zgina pień palmy jak trzcinę! Któregoż z wrogów naszych bać się będziem, gdy Twoja moc nas strzeże?
Gdy wkrótce potem ciągnęła przez pustynię karawana, ujrzeli podróżni, że uschły liście w koronie ogromnej palmy.
- Jakże to być może? - zdumiał się jeden z podróżnych. - Ta palma nie miała przecież umrzeć wcześniej, dopóki nie zobaczy króla większego od Salomona.
- Widocznie go ujrzała - odpowiedział drugi z pustynnych wędrowców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |