Huczna wigilia księdza Grosera

Nie wiedziała, jak to się stało. Uciekła z domu od kolęd, od tej świadomości, że za każdą ścianą pozbierały się rodziny. Jakie by nie były. Widziała wczoraj jak nawet Katurla, co bije równo swą żonę, stał z nią przy trzepaku, paląc papierosa, i patrzył, jak ona walczy z dywanem. Potem wziął go i zaniósł do domu. A Katurlowa szczęśliwa, idąc powoli, spoglądała w okna sąsiadów.
Tak wszystkie rodziny są razem…Tylko ona sama. Wyklęta przez jedyne dziecko, które wystawiło jej świadectwo i wyjechało w Alpy. Dowiedziała się o tym wyjeździe przez przypadek. Zadzwoniła do Gosi, próbując… skleić sytuację. Usłyszała suchy komunikat. „Wyjeżdżamy w Alpy”. Tak jakby dostała pocztówkę: „Wesołych, spokojnych… samotnych świąt”.

Szła ulicami pokrytymi śnieżnym puchem. I oddawała się radości stąpania po nowej ziemi. Gdyby można tak wszystko przykryć śniegiem. Podobnie jak się zmienia pościel w łóżku. Pościelić śnieżną kołderką życie na nowo. Znów napłynęło wspomnienie, jak kładła się u babci w czyściutką białą pościel. Wykrochmaloną. Mama nigdy nie krochmaliła prześcieradeł. Tak było tylko u babci. Po chwili spostrzegła, że wokół narastają jakieś głosy. Minęła ją młoda para, za chwilę starsze małżeństwo, a potem grupa wyrostków, rzucając się śnieżkami, pobiegła… Tak, wszyscy w tym samym kierunku. Skojarzyła. Na pewno idą do kościoła. Pasterka… Spojrzała na zegarek. Za dwadzieścia dwunasta. To był impuls. Podświadoma decyzja. Nie biła się z żadną myślą. Zamknęła oczy i zacisnęła powieki. I ruszyła za wszystkimi.

Stanęła tuż przy wejściu do kościoła. Zobaczy to raz z bliska. Nie weszła jednak do środka, bojąc się, że wszyscy będą się na nią patrzeć. Przesada, przecież wszyscy się tu nie znają. Ale i tak lepiej nie wchodzić. „Nie będę wiedziała, jak się zachować”. Spostrzegła, że i tak zaczęli koło niej przystawać ludzie. po chwili za nią stał spory tłumek. Była na zewnątrz, ale już nie ostatnia. Nagle, jakby ziemią zatrzęsło. Ni stąd, ni zowąd wybuchła muzyka:

Bóg się rodzi, moc truchleje.
Pan niebiosów obnażony…

Bogumiła, poczuła, że to ona truchleje, a jednocześnie jakby wzlatuje w powietrze i serce jej zaczęło walić w uniesieniu. Najpierw w gardle poczuła kluchę, lecz po pierwszej zwrotce zapragnęła się przyłączyć do śpiewających. Niestety, nie znała dalszych słów. Wsłuchiwała się więc w głosy i tworzyła murmurando. I nagle wszystko się urwało. Cisza. Słychać chrobot ustawianego mikrofonu.
— Kochani, nie tłoczmy się w przejściu. Przyszliśmy do stajenki, do Pana Jezusa, a robimy to tak, jakbyśmy chcieli, aby ta najcudowniejsza chwila nigdy nie nastąpiła. Proszę, tu jeszcze jest miejsce, prosimy wszystkich w wejściu bliżej...
Ludzie zaczęli napierać. Bogumiła zapadła się w sobie, bała się protestować. Nie miała możliwości wycofania. Fala niosła ją do przodu, aż — nie wiedziała, jak to się stało — znalazła się tuż przed ołtarzem. Spojrzała w bok, szukając drogi ucieczki. Jakaś kobieta kiwnęła na nią, przesuwając się w ławce. Nie wiedziała, co zrobić.
— Siadaj, pani — usłyszała męski głos.
Przysiadła. To coś nierealnego. Siedzi w kościele, w pierwszej ławce. Przed nią tylko ołtarz. Kilkunastu, jak nie więcej ministrantów. Przy „stole” dwóch księży, jeden starszy, łysy z wyłupiastymi oczami, drugi młodszy, przystojny. Spotkał się z nią oczyma i uśmiechnął. Sympatyczne, ale zaraz wystraszyła się, że może coś z jej wyglądem nie tak. Dyskretnie poprawiła włosy. Zaczęła się liturgia, o której nie miała zielonego pojęcia. Ludzie wstawali, klękali, odpowiadali na wezwania księdza. Czuła się jak zwierz w klatce.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...