„Praca, która staje się szczęściem”Gdy usłyszeliśmy o inicjatywie Kana dla narzeczonych, bardzo się ucieszyliśmy, bo wiedzieliśmy, że czas tygodniowych rekolekcji poświęconych przygotowaniu się do udzielenia sobie sakramentu małżeństwa może być dla nas ważnym i procentującym na przyszłość doświadczeniem. I nie zawiedliśmy się: rekolekcje były dla nas wspaniałym czasem doświadczania dobroci Pana Boga (który dał nam siebie nawzajem!), czasem poznawania siebie w klimacie modlitwy i szczerego dzielenia się, czasem dialogu, dzięki któremu mogliśmy jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie.
Sprzyjała temu przede wszystkim formuła zajęć warsztatowych (np. w formie pisania do siebie listów na określone tematy – wiadomo, że słowo pisane wymaga bardziej przemyślanego wyrazu…) oraz modlitwa indywidualna i w parze. Również ciekawym doświadczeniem były rozmowy z innymi narzeczonymi, dzielenie się radościami, ale także trudnościami i dylematami. Ceniliśmy sobie również sposób prowadzenia rekolekcji przez parę małżonków, którzy w pewnym sensie byli żywym przykładem tego, co nauczali i o czym mówili.
Szczególnym owocem tych rekolekcji było zawiązanie czegoś w rodzaju niepisanego „przymierza modlitwy”, czyli wspólnego postanowienia, aby każdego dnia razem stawać przed Panem Bogiem w prośbie, dziękczynieniu i uwielbieniu. Widzimy z naszej – choć jeszcze krótkiej (półtorarocznej), ale dobrze ugruntowanej – perspektywy, jak ważne jest dla całokształtu naszego życia to właśnie zakorzenienie we wspólnej modlitwie. To w pewien sposób nadaje klimat naszemu związkowi i pozwala nieustannie pośród prozy życia odnawiać przymierze miłości. A jest ona jak ziemia uprawna, o którą nieustannie trzeba zabiegać… Kana dla narzeczonych była w tym wypadku dla nas niezłą zaprawą, „zakasaniem rękawów” do pracy, która staje się szczęściem.
Ula i Wojtek
„Mogłam swoją wiarę wyśpiewać i wytańczyć”Na weekend młodych do Wspólnoty Chemin Neuf trafiłam, szukając trochę swojego miejsca w Kościele. Po właśnie przeżytych Światowych Dniach Młodzieży w Rzymie, gdzie mogłam swoją wiarę dosłownie wyśpiewać i wytańczyć, trudno było mi się odnaleźć w niezbyt dynamicznej rzeczywistości życia parafialnego.
Tym, co mnie najbardziej dotknęło w tym i w następnych weekendach, była prosta radość z tego, że Chrystus naprawdę przyniósł mi wolność. W czasie weekendów nie tylko nauczania mówiły o Bogu, ale także świadectwa – zarówno usłyszane historie spotkania z Panem, ale także, a może przede wszystkim, świadectwa tych, którzy są w posłudze weekendu. Ludzie, którzy zupełnie bezinteresownie, tylko ze względu na Chrystusa, decydowali się na spędzenie weekendu, gotując obiad dla stu osób, a w dodatku byli z tego powodu szczęśliwi, naprawdę robili na mnie wrażenie.
Poprzez weekendy poznałam wspólnotę Chemin Neuf. Nie wiedziałam wcześniej, że w ogóle istnieją takie wspólnoty, w których obok siebie żyją kapłani, siostry konsekrowane, małżeństwa i rodziny. Był to dla mnie znak nadziei, że także będąc osobą aktywnie zawodowo, będąc mężatką i matką, można być radykalnym w pójściu za Chrystusem.
Asia