Sześć homilii
ks. Tomasz Horak
W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać ani zastraszyć.
Jezus otwarcie mówił o swoim powtórnym przyjściu. Podsumowaniem i potwierdzeniem tego były słowa aniołów w dniu Jego wniebowstąpienia: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11). Pierwsze pokolenia chrześcijan żyły więc oczekiwaniem. Jezus zapowiadając swe powtórne przyjście, posługiwał się językiem obrazowym, choć mówił o czymś niewyobrażalnym. To powodowało, że pierwsi chrześcijanie każdego dnia czekali na Jego powrót. Równocześnie ciągle mieli przed oczyma obrazy ziemskiego życia Jezusa – jak chociażby ten, opowiedziany dziś w ewangelii przez Łukasza. Realistyczny, a zarazem niecodzienny. Poważny, a przecież ze szczyptą humoru: tłumy ludzi, na drzewie znany urzędnik. Przechodzący obok Jezus zwraca się do niego: Zacheuszu, zejdź prędko! Widzę oczyma wyobraźni, jak naczelnik ówczesnego „urzędu skarbowego”, zdemaskowany przez Jezusa, zsuwa się w dół, czując na sobie spojrzenia niechętnych mu ludzi. Cała sprawa, przynosząc sporo duchowego ciepła i pokoju, ma bardzo głęboki wydźwięk. Czyżby takie miało być Jezusowe przyjście i nasze z Nim spotkanie? Zwykłe i niezwykłe? Poważne i nieco zabawne? W tłumie ludzi, a jednak bardzo osobiste? Oczekiwane, a przecież zaskakujące?
W ciągu prawie dwóch tysięcy lat oczekiwania postawy chrześcijan wobec problemu powtórnego przyjścia Jezusa były i są bardzo różne. Z jednej strony jest to lęk. Z drugiej strony lekceważenie. Lęk – bo zwykło się mówić o końcu świata i ostatecznym sądzie. Lekceważenie – bo skoro tak długo nie wydarzyło się nic, to i pewnie się nie wydarzy. Stąd wyważone ale i zdecydowane słowa apostoła w liście do Tesaloniczan: nie dajcie się ani zachwiać, ani zastraszyć. Nie tylko wtedy, ale także dzisiaj co rusz odżywają zapowiedzi różnej maści „proroków”, którzy przepowiadają i dzień, i straszne okoliczności „końca świata”. Nie baczą przy tym, że Jezus mówił, że „o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32). Z drugiej zaś strony nie brakuje prześmiewczych komentarzy ludzi niewierzących, którzy „takie widzą świata koło, jakie tępymi zakreślają oczy” (z Mickiewicza).
A zatem? A zatem jak Zacheusz. Przynajmniej z ciekawością. Jeśli nawet nie we wszystko potrafię uwierzyć, to może warto wdrapać się na drzewo choćby po to, by zobaczyć i samemu się przekonać. Innymi słowy – potrzebna jest otwartość, gotowość przyjęcia wszystkiego, co okaże się prawdą. I jeszcze coś – potrzebna jest gotowość przemiany serca, sumienia, życia. Jak u Zacheusza. Taka postawa – otwartości i gotowości pomaga odnaleźć samego siebie. Umożliwia także szersze, dalej sięgające spojrzenie na świat, na życie, na Boga. Wtedy któregoś dnia na naszej drodze stanie Jezus, każe zejść z drzewa i wprosi się do naszego domu. I to wcale nie będzie koniec, lecz początek nowego świata, nowego życia. Chciałbym być Zacheuszem, wyzbyć się zła, bez reszty uwierzyć w Boga i Bogu. Bo i we mnie jest Jego nieśmiertelne tchnienie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |