Odwieczny problem pierwszeństwa kury nad jajkiem czy jajka nad kurą chciałbym dzisiaj przełożyć na pytanie zawarte w tytule, czyli: kościół czy Kościół? Możecie zapytać, jaki związek ma drób z kościołem? Nie chodzi tu o skalę porównawczą, lecz o sprawę priorytetu.
„Idziemy do kościoła” czy „idziemy do Kościoła”. Sformułowania pozornie identyczne, a jednak jak wielka między nimi różnica. Bowiem, jak to określają encyklopedie, kościół – w chrześcijaństwie: budynek przeznaczony dla celów sakralnych, Kościół zaś – to religijna organizacja skupiająca w sobie wyznawców wiary. Po co te definicje, skoro my –chrześcijanie, my – katolicy podobno doskonale o tym wiemy?
Podpatrując ostatnimi czasy wierzących, ośrodki badań stwierdziły, że 60% respondentów nie widzi żadnej różnicy pomiędzy Kościołem a kościołem. Idąc dalej tym tropem: dla 65% badanych Kościół to budynek sakralny, w którym dokonują się obrzędy sakralne, a tylko dla 25% Kościół oznacza wspólnotę duchową, która podczas nabożeństw, łącząc się w modlitwie, stanowi jedność, a duchowo zyskuje w tym czasie jedność z Bogiem.
No to w takim razie popatrzmy na nasze własne podwórko pod kątem jedności, wierności zasadom chrześcijańskim, wierności dekalogowi nadanemu nam przez Boga na górze Horeb. Sprawdźmy, czy zasadnym jest używanie w stosunku do nas określeń: jedność, wspólnota, wreszcie KOŚCIÓŁ. Przypatrzmy się sobie my, którzy spotykamy się w Domu Bożym na nabożeństwach, modlitwach, stanowiąc Kościół (a przynajmniej stwarzając iluzję stanowienia).
Różnimy się od siebie – to dobrze, bo gdybyśmy byli jednakowi, to dopiero byłoby źle. Różnimy się nie tylko fizycznie, mentalnie, duchowo, ale również humorami, charakterami. Jedni są ekstrawertykami, inni introwertykami. Jednakże gromadząc się w Imię Boga, winniśmy być jedno, bowiem „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 9, 20). Niestety, coraz częściej daje się zauważyć różnicowanie wiernych zależnie od funkcji, wieku, wykształcenia, zaangażowania. A to nie sprzyja tworzeniu jedności.
Na domiar złego, wręcz zauważalna staje się obłuda i zakłamanie wobec ludzi i miejsca. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nie potrafimy być jednością, wybaczać (przecież przekazujemy sobie znak Pokoju), uśmiechać się do siebie (ale nie ironicznie), szczerze z każdym rozmawiać?
Kilka dni temu pewna Pani powiedziała jedno zdanie, które głęboko utkwiło mi w pamięci: „Czy Jezus znajdzie wiarę, gdy przyjdzie?” A ja dodam: czy znajdzie swój Kościół, którym my przecież jesteśmy? „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu." (Mk 10, 45).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |