Dlaczego tak często na drugiego człowieka patrzę jak na przeciwnika? Zwłaszcza, gdy różnimy się w jakiejś sprawie, gdy pojawi się między nami konflikt.
Nie potrzeba wiele, by się pokłócić, by patrzeć na siebie z niechęcią czy wrogością.
To czasem słowo wypowiedziane niewłaściwym tonem. To nie załatwiona sprawa, niespełniona obietnica, zawiedzione nadzieje.
Kiedy skupiam się tylko na sobie, na swoich pragnieniach i emocjach, automatycznie tracę z oczu powołanie, do jakiego jestem wezwana przez Ojca. Odwracam się od miłości.
Czy moje pragnienia są niewłaściwe? Czy nie mogę ich mieć?
Myślę, że z reguły wypływają one z egoizmu, a to znaczy, ze raczej przeszkadzają, niż pomagają w drodze do Ojca.
Na szczęście Ojciec działa i w moich pragnieniach i poprzez nie, prowadząc mnie nieustannie, krok za krokiem, do siebie.
„Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12,30-31).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.