Daruj, bo i tobie darowano

Szukając skarbu. Droga Wielkiego Postu w przypowieściach.

Nazywana bywa Ewangelia Mateusza Ewangelią Kościoła. Tak, każda nią jest, ale w żadnej tak mocno akcent położony nie jest na sprawy zasad, jakimi powinni kierować się chrześcijanie zarówno w życiu indywidualnym, jak i wspólnotowym. Bo dzieło Marka skierowane jest głównie do przygotowujących się do chrztu katechumenów, Łukasza – do głosicieli Dobrej Nowiny, a Jana, do starszych, prezbiterów. W dziele Mateusza natomiast właśnie kwestia ideału życia chrześcijańskiego w Kościele przedstawiona została szczególnie mocno.  

Przypowieść o nielitościwym dłużniku, o której dziś trochę więcej, jest jednym z elementów tego nakreślonego przez Mateusza obrazu. Znajduje się ona w trzeciej wielkiej mowie Jezusa, nazywanej „Mową do uczniów o życiu wspólnoty”. Wśród wyakcentowanej w niej spraw na pierwszym miejscu pojawia się problem... pierwszeństwa właśnie; uczniowie pytają, kto w królestwie niebieskim jest największy. Odpowiedź Jezusa zaskakuje: wzywa, by Jego uczniowie stali się jak dzieci i jak dzieci się uniżyli. Nie rozwijając tematu można krótko powiedzieć, że chodzi o zgodę na to, by niewiele znaczyć. Jednocześnie Jezus w mocnych słowach zaraz wzywa swoich uczniów do unikania zgorszenia dzieci (a pewnie i szerzej – maluczkich): rękę i nogę, które są powodem do grzechu odetnij, a oko wyłup. Potem opowiada przypowieść o zaginionej owcy. Charakterystyczne: w tej Ewangelii umieszczona jest ona w kontekście życia we wspólnocie. Nie jest więc to tylko ogóle stwierdzenie, że Bóg szuka zbłąkanych (jak rozumiemy tę przypowieść w Ewangelii Łukasza), ale też wezwanie, by chrześcijanie w podobny sposób traktowali tych, którzy w ich wspólnocie się pogubili. Z tego zaś wynika kolejne wyjaśnienie Jezusa, o sposobie braterskiego upomnienia: najpierw w cztery oczy, potem, gdy to nie pomoże, przy świadkach, a dopiero gdy to nic nie da, należy donieść Kościołowi. I wtedy też, na pytanie Piotra, ile razy trzeba przebaczyć bratu, który „wykroczy przeciwko mnie” Jezus odpowiada, że aż siedemdziesiąt siedem razy. Czyli zawsze. I to – w tej Ewangelii – bez obwarowania owego przebaczenia jakimiś dodatkowymi warunkami. A wyjaśniając powód takiego podejścia do sprawy Jezus opowiada przypowieść o nielitościwym dłużniku.

Trzeba zmienić tor...

WIARA.PL DODANE 17.07.2017 AKTUALIZACJA 25.04.2022

Tak więc mówiąc o życiu wspólnoty Kościoła Jezus akcentuje cztery sprawy: potrzebę wielkiej pokory, zwłaszcza tych, którzy chcą uchodzić za najważniejszych, potrzebę radykalnego unikania zgorszenia, autentyczną troskę o tych, którzy pobłądzili (łącznie z upomnieniem ich) oraz wielkie znaczenie nie obwarowanego jakimiś specjalnymi warunkami przebaczenia. Ta ostatnia ze spraw znajduje swoje rozwinięcie i doprecyzowanie w przypowieści i nielitościwym dłużniku.

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.

Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: "Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie". On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.

Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: "Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?". I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».

Ciekawe w tej przypowieści, że wina zostaje przedstawiona jako pewien dług, jaki winowajca zaciąga, czy to u Boga czy to u człowieka. Długi należy spłacać, prawda? Tego wymaga sprawiedliwość. I obaj dłużnicy istnienia długu nie kwestionują. Takie przedstawienie sprawy przypomina słuchaczom  tej przypowieści, że wina, podobnie jak dług, wymaga spłacenia; krzywdy należy naprawić. Tak, poszkodowany powinien wybaczyć, ale to przebaczenie nie jest żadnym prawem winowajcy. Jest łaską, jaką otrzymuje. Czy to od Boga, czy to od bliźniego. I jeśli nie spłacił długu, nie naprawił krzywdy, na pewno mu się nie należy.  To chyba bardzo ważna uwaga w kontekście współczesnego podejścia do sprawy przebaczenia. Być może się mylę, ale mam wrażenie, że wielu chrześcijan nawołuje dziś do przebaczania zapominając, że trzeba by też wezwać winowajcę do naprawienia krzywd czy chociażby do skruchy. Przebaczenie jest obowiązkiem chrześcijanina, tak, ale nie jest przez to prawem winowajcy. To tak nie działa.

To pewien istotny szczegół tej przypowieści, ale jej główne przesłanie jest inne i chyba jasne: kto nie jest gotów wybaczyć ludziom ich win, nie może oczekiwać przebaczenia ze strony Boga. Zwłaszcza, gdy – jak w przypowieści – chodzi o winę, o dług u Boga znacznie większy. Jeśli ty, nawet po uzyskaniu przebaczenia, nie masz litości dla swojego dłużnika, Bóg upomni się o dług jaki masz u Niego. Nawet, jeśli został ci już darowany. To prawda po wielokroć pojawiająca się na kartach Ewangelii. Choćby w Kazaniu na górze, gdy Jezus wzywa do miłości nieprzyjaciół i „czynienia im dobrze” (Mt 5), albo gdy w tej samej mowie, już po jej koniec, wzywa do powściągliwości w sądzeniu (Mt 7), przypominając, że jaką miara człowiek mierzy, taką i jemu odmierzą. Ten sam sposób patrzenia na sprawę przebaczenia odnajdujemy  Modlitwie Pańskiej, w której chrześcijanie proszą Boga „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

Tyle? Można by się na tym zatrzymać, ale dla pełniejszego obrazu zwróćmy jednak jeszcze uwagę na inne szczegóły tej przypowieści. Ot, tę różnicę między „miej cierpliwość” – darowanie długu, a „miej cierpliwość” – próba natychmiastowego wyegzekwowania należności.  To chyba bardziej niż samo darowanie czy nie darowanie podkreślenie podłości owego nielitościwego dłużnika. Nie chciał czekać. Chciał spłaty zaciągniętego u niego długu natychmiast. A gdy nie otrzymał – bo przecież nie było to możliwe, dłużnik nie kwestionując istnienia długu prosił o cierpliwość – natychmiast też wyciągnął wobec niego bardzo poważne konsekwencje. I to w momencie, gdy jemu samemu tyle darowano... To dla nas też chyba istotna rada, by nawet jeśli nie jesteśmy gotowi winy darować, jednak na spłatę długu, na naprawienie krzywdy poczekać. Nie trzeba dochodzić sprawiedliwości natychmiast. A nuż winowajca się nawróci? A nuż winowajca sam zostanie dotknięty przez Boga czy ludzi jakąś karą, a nam będzie się wiodło na tyle dobrze, że serce zmięknie i bez problemu darujemy dawne winy? Wszak czas jednak tak czy inaczej leczy rany....

Zwróćmy też uwagę na to, na co chyba najczęściej zwraca się uwagę przy komentowaniu tej przypowieści. Na dysproporcję w wielkości obu długów. Talent to miara wagi. Srebra lub złota.  W przeliczeniu na nasze jednostki to trochę ponad 34 kilogramy. Jeśli ów sługa był winny panu 10 tysięcy talentów, to chodzi o 340 tysięcy kilogramów. Czyli 340 ton. Nawet zakładając, że król z przypowieści jest królem wielkiego i bogatego państwa, a ów sługa rządcą jakiejś wielkiej prowincji, wielkość tego długu nie mieści się w głowie. Na pewno sprzedanie w niewolę owego sługi, jego rodziny, sprzętów domu, a pewnie i sporych posiadłości, gdyby ów sługa takowe posiadał, nie wyrównałoby straty. Pamiętajmy jednak że to przypowieść, nie faktyczne wydarzenie. Owych 10 tysięcy talentów to przede wszystkim pokazanie, że chodziło o dług wielki, którego chyba żaden dłużnik z całą pewnością nie był w stanie spłacić.

I drugi dług, sto denarów. Denar zawierał w czasach Jezusa niecałe 4 gramy (!) srebra. Cały więc dług, to niecałe 400 gramów srebra. Nawet nie pół kilograma. Warto dodać, że mniej więcej denara zarabiało się w tych czasach za dzień pracy. Czyli chodziło o dług całkiem spory, ale jednak możliwy do odpracowania. Zwróćmy uwagę, olejek, który Maria wylała na nogi Jezusa utyskujący na jej rozrzutność Judasz wycenił na 300 denarów. I to jest skala różnicy wielkości długów, o których mowa w przypowieści. Pierwszy sługa, choć darowano mu tak wiele, że na pewno nie byłby w stanie długu spłacić nie darował współsłudze długu nieporównywalnie mniejszego. I to drugi, oprócz tego natychmiastowego egzekwowania należności powód, dla którego cała ta sytuacja wywołała w postaciach z przypowieści tak wielkie oburzenie na jego postępowanie: tobie darowano bardzo dużo, ty nie umiesz darować długu znacznie mniejszego.
 
Czy można powiedzieć, ze nasz dług u Boga jest nie do opisania wielki? Zważywszy, że chodzi o życie wieczne, dług to nie do spłacenia. Niemożliwe  jest bowiem zasłużenie sobie na niebo. A Bóg ten dług za człowieka spłacił. Przez swojego posłusznego Jego woli aż do śmierci Syna. W tej perspektywie każda wina bliźniego wobec nas jest mała. Wydaje się jednak, że przede wszystkim na potrzebę przebaczania bliźnim powinni zwrócić uwagę ci, którym wybaczono konkretne, wielkie grzechy. Ci szczególnie powinni zachować się wielkodusznie wobec tych, którzy wobec nich zawinili.

No i jeszcze jeden szczegół. Fakt, że król cofnął swoje darowanie długu, cofnął przebaczenie. Czy podobnie może zrobić Bóg? Czy  na przykład temu, który zyskał odpuszczenie grzechów w sakramencie pokuty powie, że to przebaczenie jest nieważne, bo on nie darował winy swojemu winowajcy? Zwróćmy uwagę, że katolicy wierzą w istnienie czyśćca. Czyli w możliwość odpokutowania za grzechy po śmierci. Za te grzechy, które zostały odpuszczone, ale nie zostały naprawione. Trudno nie pomyśleć, że ten, kto nie ulitował się nad niedolą własnego dłużnika, może nie tyle naraża się na wieczne potępienie, ale pokutowanie w czyśćcu na pewno. Bo faktycznie, nie nadaje się jeszcze do nieba. Nie zrozumiał Ewangelii, nie przyjął ją jeszcze za swoją; więc musi się jeszcze oczyścić. Dla nas, jeszcze żyjących na tej ziemi, to też ważne wyzwanie. Nie można powiedzieć, że jak uzyskałem Boże przebaczenie, to już wszystko OK. Muszę ciągle patrzyć na siebie jak na grzesznika, któremu przebaczono, nie jak na kogoś, kto jest niepokalanie czysty i nie ma sobie nic do zarzucenia. Tak jak święty Paweł, który choć stał się gorliwym głosicielem Ewangelii nie zapomniał, że niegdyś jednak prześladował uczniów Chrystusa.

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...