Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »To modlitwa siedmiu próśb. Część z nich nie jest jednak tylko prostą prośbą o jakiś dar. Pokazuje, że gramy w drużynie Pana Boga. I Jego zwycięstwo jest tez naszym.
Kiedy podczas piłkarskiego meczu coś dzieje się pod jedną czy drugą bramką, wielu nie wytrzymuje i wstaje z miejsca. Nawet gdy obserwuje wydarzenia przed ekranem telewizora. Bo trudno usiedzieć, gdy jest się w to, co się dzieje, mocno zaangażowanym. Podobnie jest podczas Mszy. Gdy rozpoczyna się modlitwa „Ojcze nasz” wszyscy od dłuższego czasu już stoją. Od przygotowania darów. Bo potem nie sposób było siedzieć. Najpierw wielkie dziękczynienie, potem Bóg przyjmuje postać Chleba i Wina – wtedy nawet klęczymy – potem to ofiarowanie Bogu Jego Syna, wystąpienie w roli wstawiającego się za innymi kapłana i na koniec wielkie uwielbienie Ojca przez, z i w Synu z Duchem Świętym. Nie ma czasu, by emocje mogły opaść. Ciągle coś wielkiego się dzieje.
Święty Jan pisze w swoim pierwszym liście: „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy”. Uświadomiwszy sobie podczas Modlitwy Eucharystycznej swoją wielką godność wynikającą z Bożego wybrania, tym śmielej zgromadzeni przystępują do kolejnej części Mszy - obrzędów Komunii. Zaczyna się od wspólnej modlitwy. Nie byle jakiej, ale tej najbardziej czcigodnej, której nauczył nas nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, w której odmawianiu znajduje kontynuację myśl o tym, że w przez Syna staliśmy się synami.
Pierwsze słowo tej modlitwy, „Ojcze”, przypomina o wielkiej godności chrześcijanina. Już się do tego przyzwyczailiśmy, ale możliwość, by w ten sposób zwracać się do Wszechmocnego Pana i Stwórcy wszystkich rzeczy to coś niesamowitego. Uświadamia nam, kim jest Bóg. Jest tym, od którego pochodzi ludzkie życie, wielkim dobroczyńcą człowieka. Odnosząc naszą relację do Boga do relacji rodzinnych przypomina, że nie powinniśmy dyktować Bogu, co i jak ma robić. Raczej wymaga On od nas, byśmy na serio i z wielkim zaufaniem przyjmowali wszystko, co nam w swojej mądrości i miłości przygotował.
Może to dziwne, ale kolejne słowo Modlitwy Pańskiej – niepozorne „nasz” – też niesie ze sobą ważną treść. Bóg nie jest tylko moim Bogiem. Jest Bogiem moich braci i sióstr. Także tych dalekich. Więcej, jest też Bogiem tych, których nie lubię, z którymi się nie zgadzam i tych, którzy mnie skrzywdzili. Do Boga nie idę w pojedynkę, ale wespół z innymi, którzy nazywają Boga swoim Ojcem.
A fraza: „Któryś jest w niebie”? To nie tylko potwierdzenie oczywistości. Przypomina, że rzeczywistość ziemska i niebieska nie są tożsame. Bóg, który zamieszkuje niebo, jest ponad zmiennym i ograniczonym w czasie światem. Jednocześnie uświadamia, że nasz Ojciec jest już tam, gdzie my, po swojej ziemskiej wędrówce, też mamy nadzieję się znaleźć.
Potem w Modlitwie Pańskiej następują trzy, trochę nietypowe jak na nasze przyzwyczajenia, prośby. Najpierw „święć się imię Twoje”. Imię, czyli Ty sam. To znaczy „bądź uwielbiony”, „niech Twoją chwałę dostrzeże cały świat”. Potem kolejna prośba – „przyjdź królestwo Twoje”. Czy chodzi tylko o przyspieszenie końca świata? Niekoniecznie. Przecież królestwo Boże – jak uczył Jezus w przypowieściach – już jest wśród nas. „Niech się rozszerza”, „niech rośnie”, „niech coraz więcej ludzi oddaje Ci chwałę przez poszanowanie Twojego prawa”. No i w końcu prośba: „bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi”. Chodzi zarówno o tę wolę, która przejawia się w zrządzeniach losu, jak i tę, zawartą w Bożym prawie. W niebie to wszystko jest przyjmowane. To prośba, aby ziemskie sprawy jak najbardziej upodobniły się do niebieskich; aby ludzie stali się podobni świętym i aniołom.
Kolejną prośbę, „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, spokojnie mogą powtarzać także ci, którzy są na bezglutenowej diecie. Chleb jest tu tylko symbolem. Tego, co najbardziej niezbędne do życia. Wypowiadając ją uświadamiamy sobie, że nie wszystko zależy od naszych wysiłków i zapobiegliwości. Z kolei prosząc Boga o odpuszczenie naszych win, kolejny raz podczas Mszy uświadamiamy sobie własną grzeszność. Nigdy nie możemy popaść w samozadowolenie. Zawsze moglibyśmy więcej kochać, lepiej służyć. I im bardziej uświadamiamy sobie naszą niegodność, tym szczerzej możemy powtarzać „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Wszak nikt z nas nie chciałby być w sytuacji owego ewangelicznego nielitościwego sługi, któremu Pan najpierw darował dług, ale potem, dowiedziawszy się o braku miłosierdzia wobec współsługi, kazał go wtrącić do więzienia.
Kolejna prośba tej modlitwy, „nie wódź nas na pokuszenie”, bywa dla niektórych myląca. Sugeruje, jakoby Bóg był kusicielem. Nieszczęsny ów zwrot to efekt zmian zachodzących w naszym języku. Współczesne tłumaczenia biblijne oddają tę w oryginale grecką frazę Modlitwy Pańskiej przez „nie dopuść, byśmy ulegli pokusie” . Można w tym momencie sercem prosić – oddal od nas pokusy, bo jesteśmy słabi; nie daj, byśmy byli kuszeni, nie wystawiaj nas na pokusy. I zaraz potem trzeba dodać słowa ostatniej prośby: „ale nas zbaw ode złego”. Od wszelkich nieszczęść duszy i ciała, a więc i od sprawcy kuszenia do grzechu, Złego…
W czasie Eucharystii wyjątkowo tej modlitwy nie kończymy potwierdzającym „Amen”. Bo to, co nastąpi za chwilę będzie kontynuacją tej modlitwy. Mocnym potwierdzeniem, że wśród trosk świata w naszym Ojcu widzimy swego obrońcę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |