Chętny do słuchania? Czasem łapię się na tym, że nie pozwalam swojemu rozmówcy kontynuować jego myśli, ale uparcie wracam do swojej. A kiedy słucham Bożego słowa nie zastanawiam się, jak wcielić je w życie, ale zadowolony z siebie uznaję, że zmienić muszą się inni, a ja już Boże wymagania spełniam. No, może nie idealnie, ale wystarczą tylko kosmetyczne poprawki. Żadnych kopernikańskich przewrotów...
Powściągnąć język? To proste, kiedy nie mam nic do powiedzenia. Ale kiedy w głowie czy sercu się kotłuje, wylewam przez język to, co w środku. W tej chwili mądre rady Ewangelii idą w zapomnienie. Nie wprowadzam Bożego słowa w czyn...
Mam na uzasadnienie swojej postawy całkiem sporo dobrych wymówek. Nie chcę słyszeć, że „religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się (nie tylko) w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach” (ten obowiązek zresztą i tak zostawiam państwu) ale i „w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata”. Przecież ciągle mylą mi się zasady Ewangelii z często nieewangelicznymi zasadami tego świata.
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.