Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Ceremoniarz. W kościele modli się prawie tysiąc osób. Przy ołtarzu jest kilkunastu ministrantów i lektorzy w białych albach. Trzech kapłanów koncelebruje. A on jest jeden. Gwiazda czy sługa?
Generał z kaprala
Dorian Kloch z Tarnowa i Bartek Wideł z Nowego Sącza mają za sobą dwie sesje tegorocznej szkoły. – Ministrantem zostałem w 3 klasie podstawówki. Nie wiem do końca, dlaczego. Wydawało mi się fajną rzeczą stać przy ołtarzu w komży jak starsi koledzy– wspomina Dorian. Mija 11 lat, jak jest w LSO. – To jest tak, że naprawdę cenić liturgię uczymy się w trakcie służby. Z czasem, z wiekiem przychodzi także jakaś rutyna. Dlatego w sumie ważna jest w LSO nie tylko wiedza, umiejętność, precyzja, ale formacja duchowa – przyznaje Bartek. Jednak pociąga najpierw to, co zewnętrzne. Jest trochę jak w wojsku. Zgłaszając się do LSO, zazwyczaj jako dziecko zostaje się kandydatem, ale przed chłopakiem są kolejne stopnie do zdobycia. – Z kandydata zostaje choralistą, potem ministrantem światła, księgi, ołtarza. Następnie, po osiągnięciu pewnego wieku, może uczestniczyć w kursie dla lektorów, czyli ministrantów słowa Bożego. Potem może zostać ceremoniarzem i animatorem liturgicznym – tłumaczy Artur Gondek. Dorian i Bartek przyznają, że bycie w LSO jest ciekawe właśnie także dlatego, że jest tu jasna ścieżka rozwoju. Cały „ja” – Będąc lektorem czy ceremoniarzem, podchodząc tak po ludzku, jest jakaś satysfakcja także z tego, że ludzi w kościele jest tysiąc, a ceremoniarz jeden. To nobilitacja – przyznaje Dorian. Gdyby jednak tylko o to chodziło, to – jak mówi – szybko by się „wykruszył”. – Trenowałem kilka różnych sportów: piłkę ręczną, „nogę”, angażowałem się w to bardzo, ale po kolei odpadły te zajęcia, a ministrantem zostałem i jestem do dziś. Bo w tej służbie przy ołtarzu jest głęboki sens – przyznaje. Ks. Rafał Budzik wyjaśnia, że tak naprawdę podstawowym sensem szkoły ceremoniarza, ale to samo można powiedzieć o szkoleniu ministranckim czy lektorskim, jak i każdym innym w Kościele, nie jest nauka czynności, zdobywanie umiejętności, zgłębianie wiedzy fachowej, ale formacja chrześcijańska. – Zawsze zwracamy uwagę na to, by byli w stanie łaski uświęcającej. Jak nie są, to zawsze jest okazja do spowiedzi. Uczymy modlitwy. Poznajemy świętych, etc. Zawsze sprawujemy Mszę św. z kazaniem. Rozwój to nie tylko sprawność, wiedza teoretyczna, ale to cały człowiek, jego osobowość, religijność, z której wypływa umiłowanie liturgii także – tłumaczy ks. Rafał.
Kręgosłup wewnętrzny
Ci, którzy przeszli niemal cały „szlak bojowy” w LSO zdają sobie z tego sprawę. – Zdaję w tym roku maturę. Sporo rzeczy mam za sobą. Z perspektywy czasu widzę, że gdyby nie LSO, to niewykluczone, że może byłbym poza prezbiterium, może poza Kościołem. Nie wiem – przyznaje Dorian. Trudno czasem zachować zasady, kiedy wokół tyle propozycji kuszących i atrakcyjnych dla młodego człowieka. – Trzymamy się tego, co przyrzekaliśmy – dodaje Bartek. Wsparciem jest fakt, że chłopaki z LSO w każdej parafii tworzą wspólnotę, która sama w sobie jest wartością. – Bycie ceremoniarzem to zaszczyt, ale i obowiązek. Trzeba znać się na tym, co mamy robić. Nasze zachowanie przy ołtarzu to też apostolstwo, bo możemy wpływać na postawy, gesty, na zrozumienie liturgii u innych. To zobowiązanie w życiu, bo trudno być lektorem w kościele, a poza nim człowiekiem łamiącym zasady. Trzeba się pilnować, ale to wchodzi w krew. Daje nam kręgosłup moralny. To jest niezwykle cenne – podsumowuje Artur Gondek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |