To, co zaspokaja: niedzielny obiad z ludźmi, których się kocha; dzień udany w pracy; przemalowanie pokoju. To, co wyczerpuje: kłótnie przy stole; porażka w pracy; wciąż ten sam bałagan wokół. Wydaje się, że są to dwie strony tego samego medalu: krzątanina przed i po obiedzie; praca, która zawsze dużo kosztuje; zmaganie się z codziennością…
Czy nie jest naszym pragnieniem, by oddychać w pełni, głęboko, czuć się bezpiecznie, obficie czerpać z życia? Czy jednak słysząc Boże wezwanie – „spragnieni, przyjdźcie do wody” – nie szukamy tu jakiegoś haczyka?
Najprościej – choć najmniej efektywnie – jest zatrzymać się w pół kroku. Słyszeć Boży głos, rozumieć nawet, ale kombinować na własną rękę. Kwestia braku zaufania? Złych doświadczeń? Może po prostu nie kochamy Go tak mocno, by chcieć mówić Mu o swoim pragnieniu, usiąść na trawie, jeść w Jego obecności, słuchać.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.