Garść uwag do czytań na VI niedzielę wielkanocną roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
- To, że jest się uczniem Jezusa jest nie tyle wyborem uczniów, ale samego Jezusa. Ważne przypomnienie prawdy częściej formułowanej w słowach, że wiara jest łaską. Nie ma co oglądać się na wiarę czy niewiarę innych, a trzeba cieszyć się z tego, że się tej łaski doświadczyło...
- Zadaniem chrześcijanina jest nie tylko cieszyć się z wyboru Boga, ale owocować. W domyśle – miłością.
- Ci, którzy owocują w Jezusie mogą prosić Ojca o co tylko zechcą, i to się spełni. Warte przypomnienia: człowiek który kocha Boga nie o wszystko będzie Go prosił...
Nie sposób na koniec jeszcze raz nie podkreślić tego, co sam Jezus kilka razy powtarza: miłujcie się wzajemnie. To jest przykazanie, które każdy chrześcijanin ma spełniać...
5. W praktyce
Jak widać z powyższego wszystkie czytania tej niedzieli są jednym wielkim wezwaniem do miłości. To zasada, która wszystkie inne powinna porządkować. Jezus nie mówi tu o jakie „inne” chodzi, ale czy nie trzeba by się nad tym zastanowić? Pozwolę sobie na parę subiektywnych refleksji na ten temat.
- Miłość a pobożność. Bez wątpienia połączenie jednego z drugim jest ogromną wartością. Z drugiej nie sposób nie zauważyć, że sama pobożność, bez miłości, to za mało, żeby podobać się Bogu. Dziesiątki pobożnie przeżytych mszy czy odprawionych różańców nie znaczą wiele, jeśli jednocześnie chrześcijanin nie kocha. Podobnie przeróżne charyzmaty: muszą znaleźć ukoronowanie w miłości. Bo „gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał”... Jeśli moja pobożność jest głownie powodem wywyższania się nad innych czy narzekania, jak to inni są bezbożni, to coś jest nie tak...
- Miłość a sprawiedliwość... Połączone razem są oczywiście pięknym ideałem. Bywa jednak, że domagającym się sprawiedliwości brakuje miłości. Wtedy żądanie sprawiedliwości zmienia się w szukanie zemsty. Miłość nakazuje nieraz odpuścić, nie szukać wyrównania rachunków. Dla większego dobra. Kurczowe trzymanie się swojego i domaganie się sprawiedliwości, zwłaszcza kiedy prawdziwe czy urojone krzywdy miały miejsce bardzo dawno, tylko pogarsza sprawy i zaostrza spor.... I jak pokazuje doświadczenie, często prowadzi do niepohamowanej agresji słownej, która nie zauważa, że słowa ranią nieraz bardziej niż pięść....
- Miłość a prawda... Bez wątpienia prawda jest wielka wartością. Czasem jednak domaganie się jej zamienia się w obnażanie człowieka z szat. Szat jego godności. Nie wszystko o bliźnich muszę wiedzieć. Nie wszystko wszyscy muszą o bliźnich wiedzieć. Miłość domaga się nieraz milczenia. Piętnowany też jest człowiekiem, za którego umarł Chrystus. Tymczasem można odnieść czasem wrażenie, że domagającym się prawdy nie wystarcza jakieś drobne upokorzenie: nie spoczną, dopóki swojej ofiary nie wdepczą w ziemię. Oczywiście w imię prawdy niby...
- Miłość do skrzywdzonych... Warto na ostatku zwrócić uwagę jeszcze na jedno: zdarza się nam chrześcijanom, że pouczamy ofiarę, a dajemy spokój jej oprawcy. To owe nieznośne wezwania kierowane do ofiary, by przebaczyła i oburzanie się, kiedy się skarży (bo źle mówi o innych). Jednocześnie z różnych powodów wstrzymujemy się od upomnienia sprawcy krzywdy... To nie jest wyraz prawdziwej miłości bliźniego. To raczej współudział w grzechu niesprawiedliwości. Jest taki piękny Psalm 139: „Nad rzekami Babilonu, tam myśmy siedzieli i płakali, wspominając Syjon”... Psalmista skarży się w nim, że ci, którzy ich uprowadzili oczekują od nich radosnych pieśni... No właśnie: jeśli nie chcę albo nie mogę ofierze pomóc, moja miłość powinna wyrażać się w uszanowaniu jego bólu, a nie w pouczaniu go; obrażaniu się na niego, bo psuje dobry nastrój...
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»