Garść uwag do czytań na XXV niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
4. Warte zauważenia
- Uczniowie nie rozumieli słów Jezusa... Czego tu nie rozumieć? Jezus przecież wyraźnie mówi o swojej śmierci i zmartwychwstaniu. „Nie rozumieli” znaczy w tym momencie „nie mieściło im się w głowie”. Do tego stopnia, że spodziewali się raczej, że źle zrozumieli tak jasne przecież zapowiedzi swojego Mistrza... Prawda, że zjawisko i dziś znane? Gdy „spodziewam się”, „chcę”, „oczekuję” przyćmiewa rozsądną ocenę sytuacji....
- Uczniowie bali się pytać Jezusa....Trudne to musiały być chwile, gdy Jezus zaczyna wywracać nadzieje Apostołów. Za chwilę milczeniem odpowiedzą na pytanie Mistrza o co posprzeczali się w drodze. W sumie nie ma się czemu dziwić. Po reprymendzie, jaką otrzymał Piotr, po zadziwiających wydarzeniach na Taborze, po obnażeniu ich niemocy przy uzdrowieniu paralityka (uczniowie Jezusa nie mogli go wcześnie uzdrowić) pewnie zaczyna się niepewność. Już wiedzą, że ich oczekiwania mogą się nie spełnić. Czytelnik Ewangelii też pewnie w tym miejscu musi zdać sobie sprawę: (niektóre) moje oczekiwania wobec Chrystusa mogą się nie spełnić....
- Kto jest największy? Milczenie uczniów w obliczu pytania Mistrza o czym rozmawiali w drodze pokazuje, że wyczuwali niestosowność swojego sporu i oczekiwań. Jednak odpowiedź jaką daje im Jezus, zupełnie stawia ich dotychczasowe myślenie na głowie. „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. To nie jest żadna przenośnia, którą można by jakoś gładko zinterpretować w duchu światowego systemu wartości. Jeśli chcesz być chrześcijaninie pierwszym wśród braci, musisz być sługą nie z nazwy. Musisz stać się sługą – popychadłem, człowiekiem dobrym, ale pogardzanym, człowiekiem, któremu za dobro nie okazuje się szacunku, którego się nie chwali, a wszystko co dobrego robi uważa za jego najoczywistszy obowiązek. Nie jesteś największy, gdy masz władzę, gdy cię słuchają. Największy jesteś, gdy żyjąc Ewangelią nic nie znaczysz....
- Przyjęcie dziecka... Dziś może się w nas rodzić pokusa, by interpretować to wskazanie Jezusa w duchu przeciwstawiania się aborcji. Sens tej wypowiedzi jest jednak inny. Chodzi o to, że w Izraelu dzieci, choć kochane, jednak nic nie znaczyły. Przyjąć dziecko, zainteresować się Jego sprawami, to tracić czas z tymi, którzy kompletni się nie liczą. Tracić, więc i zdecydować się że zabraknie go na spotkania z ważnymi tego świata czy Kościoła. Czyli zgodzić się na wykluczenie się z układów, zmniejszenie szansy na jakiś społeczny awans....
5. W praktyce
- Uchodźcy przyjdą, a za jakiś czas wszystko zniszczą. Upadnie nasza kultura, nasze kościoły zamienią w meczety i wprowadzą szariat.... Boisz się tego? Ja też. Ale przecież Jezus nie obiecuje sukcesu. Przeciwnie, mówi o porażce. Drogą ucznia Jezusa jest przegrywać. Nie, nie chodzi o to, by się prosić o porażki. Chodzi o to, że one nieuchronnie wpisane są w chrześcijański los. Naszą drogą nie jest odnoszenie ziemskich sukcesów czy zostawianie po sobie śladów kultury materialnej, ale wierne trzymanie się Jezusa, Jego nauki. Wszystko poza tym, jeśli ma znaczenie, to najwyżej drugorzędne.... Taki stawianie sprawy nie mieści się w głowie? No właśnie. Uczniom też się wydawało, że z tak mocnym Mistrzem będą tylko zwyciężać... Jeśli w grę wchodzi wierność Jezusowi, trzeba Mu zaufać i zgodzić się na porażkę... Zgodzić się, że bezbożni zastawią pułapki....
- Dlaczego dwa tysiące lat od wygłoszenia nauk przez Jezusa nie widać za bardzo wśród chrześcijan wyścigu o stanie się pierwszym? Dlaczego bycie sługą wśród Jego sług ciągle nie jest jakimś powszechnym przedmiotem pożądania? Łatwo mówi się o byciu sługą, gdy uważamy, że służymy rodzinie, Kościołowi czy społeczeństwu. Ale pracować dla dobra innych to nie to samo, co być sługą. Przecież Jezus mówiąc o byciu sługą mówił też, że trzeba się stać „ostatnim”, czyli chyba tracić czas z tymi, którzy nie mają znaczenia, którzy za dobro odwdzięczą się najwyżej dobrym słowem....
Odpowiedź na postawione wyżej pytania nie jest prosta. Na pewno są tacy, którzy mówią o służbie – rodzinie, Kościołowi, społeczeństwu – mrugając przy tym okiem. Dążą do bycia pierwszymi wedle kryteriów światowych. Pewnie jednak mamy całkiem sporo prawdziwych sług, prawdziwych „ostatnich”, tylko... ich nie widać. Wszak są naprawdę ostatnimi. Gdzie ich zobaczyć? Poszukałbym wśród pielęgniarek, wychowawców, dozorców domów czy ojców i matek...Pewnie niejedna taka osoba kiedyś świadomie i dobrowolnie zrezygnowała z robienia kariery na rzecz prozaicznej służby. Są w swoim cichym trwaniu w służbie prawdziwie pierwszymi...
- Powtórzę: mądrość prawdziwie chrześcijańska jest czysta, skłonna do zgody, pełna miłosierdzia, dobra, nieobłudna i nieczuła na względy ludzkie....Proszę nigdy nie dać się zwieść tym, którzy za chrześcijańską mądrość uważają podejrzliwość skłonną do łatwego rzucania mocnych oskarżeń....
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»