Kaznodzieja Domu Papieskiego, o. Raniero Cantalamessa w kazaniu wygłoszonym podczas Liturgii Męki Pańskiej 25 marca w bazylice św. Piotra w Watykanie, której przewodniczył papież Franciszek.
„Bóg pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania [...] W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą. Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Mówi bowiem [Pismo]: W czasie pomyślnym wysłuchałem ciebie, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą. Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia!” (2 Kor 5, 18-6, 2).
Wezwanie apostoła do pojednania się z Bogiem nie odnosi się do pojednania historycznego, które dokonało się na krzyżu; nie odnosi się również do pojednania sakramentalnego, które dokonuje się we chrzcie i w sakramencie pojednania; odnosi się do pojednania egzystencjalnego i osobowego, którego należy dokonać w chwili obecnej. Apel jest skierowany do chrześcijan Koryntu, którzy są ochrzczeni i żyją od pewnego czasu w Kościele. Skierowany jest zatem także do nas, tu i teraz. „Czas pomyślny, dzień zbawienia” to dla nas przeżywany obecnie Rok Miłosierdzia.
Cóż to jednak oznacza, w sensie egzystencjalnym i psychologicznym, pojednanie się z Bogiem? Jedną z przyczyn, być może główną, wyobcowania współczesnego człowieka wobec religii i wiary jest posiadany przez niego wypaczony obraz Boga. Jaki jest „wbudowany” obraz Boga w zbiorowej podświadomości człowieka? Aby to odkryć, wystarczy zadać sobie następujące pytanie: „Jakie skojarzenia myślowe, jakie uczucia i jakie reakcje budzą się w tobie, przed wszelką refleksją, gdy w modlitwie «Ojcze nasz», masz powiedzieć: «Bądź wola Twoja»?”.
Ten kto wypowiada te słowa, jakby pochylał się wewnętrznie zrezygnowany z opuszczoną głową, przygotowując się na najgorsze. Nieświadomie łączymy wolę Bożą ze wszystkim, co jest nieprzyjemne, bolesne, ze wszystkim, co w ten czy inny sposób może być postrzegane jako okaleczenie wolności i indywidualnego rozwoju. To trochę tak, jakby Bóg był wrogiem wszelkiego święta, radości, przyjemności. Bóg - surowy inkwizytor.
Bóg jest postrzegany jako Istota Najwyższa, Pan czasu i historii, to znaczy jako byt i prawo, który narzuca się jednostce z zewnątrz. Nie wymyka się Mu żaden szczegół ludzkiego życia. Cielesny człowiek ma swoje pożądliwości; pragnie przyjemności, władzy, pieniądza, rzeczy innych ludzi, cudzej kobiety. W tej sytuacji Bóg jawi mu się jako ten, kto stoi na drodze z Jego „powinieneś”, „nie powinieneś”, a nie jako wola miłości, która chce tylko szczęścia człowieka. Wola Boża wydaje się mu wolą nieprzyjazną. U podstaw tego wszystkiego jest idea Boga jako „rywala” człowieka, którą wąż zaszczepił w sercach Adama i Ewy, a którą niektórzy współcześni myśliciele postanawiają podtrzymywać przy życiu, mówiąc: „Tam, gdzie rodzi się Bóg, umiera człowiek” (Sartre).
Oczywiście, w chrześcijaństwie nigdy nie zapominano o Bożym miłosierdziu! Ale powierzano mu zadanie jedynie łagodzenia niezbędnych rygorów sprawiedliwości. Miłosierdzie było wyjątkiem, a nie regułą. Rok Miłosierdzia jest wspaniałą okazją, aby wydobyć na światło dzienne prawdziwy obraz Boga biblijnego, który nie tylko czyni miłosierdzie, lecz jest miłosierdziem.
To śmiałe twierdzenie opiera się na fakcie, że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8.16). Tylko w Trójcy Świętej Bóg jest miłością, nie będąc miłosierdziem. To, że Ojciec miłuje Syna, nie jest łaską lub ustępstwem; jest koniecznością. On musi kochać, aby istnieć jako Ojciec. To, że Syn kocha Ojca, nie jest miłosierdziem i łaską; jest koniecznością, chociaż jak najbardziej wolną; potrzebuje On bycia kochanym i miłowania, aby być Synem. To samo należy powiedzieć o Duchu Świętym, będącym miłością, która stała się osobą.
A kiedy stwarza świat, a w nim wolne stworzenia, to miłość Boga przestaje być naturą, a staje się łaską. Ta miłość jest bezinteresownym ustępstwem, mogłoby jej nie być; jest hesed - łaską i miłosierdziem. Grzech człowieka nie zmienia charakteru tej miłości, ale to powoduje w niej skok jakościowy: od miłosierdzia jako daru przechodzimy do miłosierdzia jako przebaczenia.
Od miłości jako zwykłego daru przechodzimy do miłości cierpienia, gdyż w tajemniczy sposób Bóg cierpi w obliczu odrzucenia Jego miłości. „Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie” (Iz 1, 2). Zapytajmy wielu ojców i wiele matek, którzy tego doświadczyli, czy nie jest to cierpienie i to jedno z najbardziej gorzkich w życiu.
* * *
A co możemy powiedzieć na temat sprawiedliwości Bożej? Czy nie jest ona zapomniana lub niedoceniana? Na to pytanie odpowiedział raz na zawsze św. Paweł. Zaczyna swój wykład, w Liście do Rzymian, pewną wiadomością: „Teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża” (Rz 3, 21). Pytamy się, co to za sprawiedliwość? Czy to ta, która daje każdemu to, co mu się należy? Która rozdziela, to znaczy nagradza i karze w zależności od zasług? Oczywiście, nastanie taki czas, kiedy będzie się przejawiać także ta sprawiedliwość Boga. Bóg bowiem, jak napisał nieco wcześniej Apostoł, „odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności - życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości - gniew i oburzenie” (Rz 2,6-8). Ale nie o tej sprawiedliwości mówi Apostoł, pisząc: „Teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża”.
Pierwsze wydarzenie nastąpi w przyszłości, a to wydarzenie dzieje się obecnie, „teraz”. Gdyby tak nie było, to stwierdzenie Pawła byłoby absurdalne, zdementowane przez fakty. Z perspektywy sprawiedliwości rozdzielczej nic się nie zmieniło w świecie wraz z przyjściem Chrystusa. Nadal, jak powiedział Bossuet, będzie można często zobaczyć winnych na tronie, a niewinnych na krzyżu; ale ponieważ nie wierzy się, że istnieje na tym świecie jakaś sprawiedliwość i jakiś ustalony porządek, choćby postawiony do góry nogami, to czasami widzimy coś przeciwnego, a mianowicie niewinnych na tronie, a winnych na krzyżu. Nie na tym jednak polega nowość przyniesiona przez Chrystusa. Posłuchajmy tego, co mówi Apostoł: „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Chciał przez to okazać, że sprawiedliwość Jego względem grzechów popełnionych dawniej - za dni cierpliwości Bożej - wyrażała się w odpuszczaniu ich po to, by ujawnić w obecnym czasie Jego sprawiedliwość, i [aby pokazać], że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, który wierzy w Jezusa” (Rz 3, 23-26).
Bóg czyni siebie sprawiedliwością, czyniąc miłosierdzie! Oto wielkie objawienie. Apostoł mówi, że Bóg jest „sprawiedliwym i usprawiedliwiającym”, to znaczy jest sprawiedliwy wobec samego siebie, kiedy usprawiedliwia człowieka. Jest On bowiem miłością i miłosierdziem; dlatego czyni sprawiedliwość względem samego siebie - to znaczy okazuje się prawdziwie tym, kim jest - kiedy czyni miłosierdzie.
Nic się z tego nie rozumie, jeśli nie rozumiemy, co dokładnie znaczy wyrażenie „sprawiedliwość Boża”. Istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś słyszy, gdy mówi się o Bożej sprawiedliwości, a nie znając jej znaczenia, zamiast być przez nią pobudzony do otuchy, zostaje przestraszony. Święty Augustyn już to jasno wyjaśnił: „Sprawiedliwość Boża to taka, dla której, z Jego łaski, stajemy się sprawiedliwi, jak zbawienie Pana (Ps 3,9) jest tym, przez które Bóg nas zbawia”. Innymi słowy, sprawiedliwość Boga jest aktem, przez który Bóg czyni sprawiedliwymi, miłymi Jemu tych, którzy wierzą w Jego Syna. To nie jest czynienie sobie sprawiedliwości, ale czynienie sprawiedliwymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |