By jak najlepiej przeżyć Wielki Post, chcemy każdego dnia przybliżać tradycje i zwyczaje, przede wszystkim żydowskie, ale czasem również i rzymskie, związane z tym co wydarzyło się blisko dwa tysiące lat temu w Jerozolimie.
WYKONAŁO SIĘ c. d.
Ranę tę zadał rzymski żołnierz wkrótce po śmierci Jezusa. Rodzi się pytanie: Czy żołnierz przebił tylko bok, czy - jak chce tradycja Kościoła – również i serce?
Wspomniany wcześniej lekarz Stanisław Waliszewski, w swojej książce „Całun Turyński dzisiaj” tak pisze:
„Oto główne racje przemawiające za otwarciem także prawego uszka serca:
1) Zasady szermierki rzymskiej. Żołnierz uderzył w bok Jezusowy z odpowiednim rozmachem, ruchem wprawdzie zautomatyzowanym, właściwym żołnierskiej rutynie, lecz – co za tym idzie – także z dużą siłą, jaka była zwykle potrzebna do zadania takiego ciosu w innych okolicznościach, na przykład podczas walki wręcz. A wiemy, że legioniści nie kłuli w takich okolicznościach tylko samej skóry. Byłoby to sprzeczne zarówno z regulaminem, jak i sposobem ówczesnego prowadzenia walki.
2) Przepis prawa rzymskiego. Kwintylian, prawnik rzymski z I wieku po Chr., podaje następujący zwięzły komentarz: Percussos sepeliri carnifex non vetat – Przebitych kat nie zabrania grzebać.
3) Cios włócznią musiał jednocześnie przekonać Piłata, że Jezus już nie żyje. Oczywiście w tych okolicznościach przebicie włócznią wykluczało z góry płytkość rany. W zamierzeniu bowiem było, ponad wszelką wątpliwość, uszkodzenie centralnego narządu, jakim jest serce; a jeśli śmierć przedtem jeszcze nie nastąpiła, to przebicie włócznią miało ją spowodować.
4) Żołnierz rzymski w żadnym wypadku nie mógł wiedzieć o obecności w jamie opłucnej jakiegokolwiek płynu krwistego, jaki się tam rzeczywiście znajdował. Nie mógł się spodziewać „znaku krwi” przy płytkim użyciu włóczni, lecz wykonał zlecone mu zadanie tak, jak to było zwykle praktykowane – przez przebicie serca.
Teraz zastanowimy się nad „wodą”, o której mówi Ewangelia św. Jana. Dla tego naocznego świadka było to zjawisko tak dziwne, iż czuł potrzebę specjalnie je podkreślić: „Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy uwierzyli” (J 19,35). Zadziwiająca skrupulatność, ale i dokładne sprawozdanie z czegoś, co przekraczało normalne ówczesne pojęcia. Zresztą jeszcze do bardzo niedawna zarówno teologowie, jak i medycy nie wiedzieli dokładnie, jak tę rzecz wyjaśnić.
"Najstarsza hipoteza, z 1847 roku, pochodzi od lekarzy: Wiliama Strouda i Cecila Talmadge’a z Edynburga. Obydwaj, na podstawie wielu przypadków zebranych z terenu Anglii i Szkocji, przyjęli jako wysoce prawdopodobną przyczynę śmierci Jezusa na krzyżu samoistne pęknięcie mięśnia sercowego z następową tamponadą serca i natychmiastową śmiercią, przy zachowaniu przytomności i z możliwością wydania „wielkiego krzyku” [Tamponada - wylanie się krwi z serca do otaczającego je worka powoduje zaciśnięcie żył doprowadzających krew z ciała, natychmiastowe przerwanie dopływu i zatrzymanie akcji serca]. Podczas zaś wczesnej sekcji zwłok osobników zmarłych taką śmiercią – po otwarciu worka osierdziowego znajdowali zawsze duże ilości osocza krwi, które gromadziło się ponad całością jej masy [Po pęknięciu serca w stojącej krwi dochodziło do oddzielenia krwinek od płynu, w którym są zawieszone. Przebicie takiego worka musiało spowodować wypływ żółtawego płynu i gęstej masy krwinek]. Z tych założeń wychodząc, łatwo wysnuć wnioski nie tylko co do bezpośredniej przyczyny śmierci Chrystusa Pana, ale także dla wyjaśnienia użytego przez św. Jana słowa „woda”."
Wobec jednak innej hipotezy wyjaśniającej przyczynę śmierci Jezusa powyższa teoria upada. Prawdopodobna wydaje się natomiast teoria, której zwolennikiem jest zarówno wspominany już badacz Całunu - dr Stanisław Waliszewski - jak i amerykański torakochirurg – dr Anthony F. Sava.
Mówi ona o obecności sporej ilości płynu przesiękowo-wysiękowego [oznacza to żółtą barwę] z krwią w jamie opłucnej, jako reakcji na wielokrotne urazy klatki piersiowej spowodowane przez flagrum romanum. Cios włócznią, który dotarł do serca i uszkodził jego ścianę, musiał przerwać worek opłucnej i spowodować wypływ znajdującego się tam płynu, który zmieszał się z krwią z serca.
Czy jednak z serca człowieka nieżyjącego mogła wypłynąć krew? Ciśnienie krwi w naczyniach człowieka zmarłego wynosi ok 6 mm Hg (wynika to z prostego stosunku objętości naczyń do zawartego w nich płynu), a jedyna różnica w tej sytuacji mogła wynikać z wpływu grawitacji. Ranę boku zadano z całą pewnością z dołu. Mamy zatem serce - zbiornik płynu (w tym wypadku krwi) przebity od dołu i pod kątem. Do jej wypłynięcia w tej sytuacji nie potrzeba krążenia...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |