Większość z tych historii zdarzyło się naprawdę...
BŁOGOSŁAWIONA SAMOTNOŚĆ
W dzieciństwie Szymon pasał owce u swego ojca w Syrii. Lubił długie samotne godziny na ogromnym pastwisku. Kiedy był pogrążony w myślach, nie przeszkadzało mu ani beczenie owiec, ani szczekanie psa. Sam nie wiedział dobrze, co się działo na dnie jego myśli. Nie potrafił tych myśli wyrazić. Pewnego dnia śnieg przysypał pastwisko i Szymon pozostawił owce w owczarni. Potem jeszcze raz do nich przyszedł i ujrzał owce na sianie, pogodne i zadowolone, z jagniętami, które się do nich tuliły. Przyniósł im paszy, wody i wyszedł. Z ciekawości udał się za wieśniakami idącymi do kościoła. Przystanął w pobliżu drzwi i nasłuchiwał: „Błogosławieni czystego serca albowiem oni Boga oglądać będą”. Nagle Szymonowi wszystko wydało się tak oczywiste jak słońce na niebie. Opuścił wieś i powędrował przez łąki pokryte śniegiem, aż znalazł się u stóp góry, gdzie stał klasztor. Położył się u bramy klasztornej. Leżał tam bez ruchu pięć nocy. Wszystko, czym był, zdawało się przemijać w cudownym świetle. Mnisi donieśli opatowi Tymoteuszowi o dziwnym chłopcu, który leżał pod bramą. Opat wstał, poszedł sam do bramy, pochylił się nad nim, podniósł go i zaprowadził do klasztoru. Tam pozostał Szymon przez cztery miesiące, potem opuścił mnichów, aby żyć w samotności. Najpierw mieszkał przez trzy lata w szałasie górskim. Wciąż nie był jednak samotny, jak tego pragnął. Mieszkańcy wsi często przechodzili obok szałasu, jedni z ciekawości, inni z szacunku. Te ciągłe wędrówki przeszkadzały Szymonowi.
Po trzech latach Szymon wszedł na szczyt góry, na którym często spoglądał z pastwiska. Ułożył z kamieni okrąg na wierzchołku i siadł w środku. Wziął żelazny, przyniesiony ze sobą łańcuch i przymocował jeden koniec do największego kamienia, a drugim obwiązał sobie nogi w kostce. Miał nadzieję, że tu na szczycie góry, bez dachu nad głową, bez przeszkód spędzi życie na modlitwie. Kiedy już zaczął swój żywot na szczycie góry, nomadzi wkrótce roznieśli dokoła wieść o nadzwyczajnym człowieku, który spętany łańcuchem siedzi na skale pośrodku kamiennego kręgu. Wędrowcy, wdrapawszy się na szczyt, widzieli go: siedzącego nieruchomo, jakby sam był z kamienia. Nie odpowiadał na pytania. „Wzrok ma zwrócony do słońca i księżyca. Jego usta poruszają się w modlitwie. Nie boi się ani bólu, ani śmierci, ani innej biedy. To wielki człowiek”.
Historia o człowieku przywiązanym do skały rozeszła się po wsiach i miasteczku, aż dotarła do Rzymu. Ludzie przybywali zewsząd, aby go oglądać. Nomadzi z pustyni wytyczali swoje szlaki przez jego szczyt. Wtedy Szymon wypełnił kamienny krąg wielkimi skalnymi blokami, tak że powstało wzniesienie wysokości trzech metrów i usiadł na nim, aby zejść ludziom z drogi. Siedział tam, modląc się dniem i nocą. Opowieści nomadów o niezwykłym człowieku stawały się coraz fantastyczniejsze. Z każdym dniem przybywało do kamiennego słupa więcej ludzi, aż Szymon czuł się przygnieciony ich ogromną liczbą. Dlatego też podwoił wysokość swego słupa do sześciu metrów. Ale nadal przybywało nomadów. Szymon podwyższał słup do osiemnastu metrów i to wystarczyło. Nikt nie mógł go dosięgnąć. Ludzie mogli na niego tylko patrzeć. Szymon miał w owym czasie niespełna dwadzieścia jeden lat. Legendę o nim wiatr pustyni rozniósł do niemal wszystkich zakątków imperium rzymskiego.
Ludzie, którzy go nigdy na oczy nie widzieli, mówili o nim niezwykłe rzeczy: „Na szczycie góry przebywa nadzwyczajny człowiek. Żyje na słupie olbrzymiej wysokości. Odziany jest w skóry zwierzęce. Pożywienie podają mu w koszu. Dzień i noc bez przerwy modli się do swego Boga. Często modli się na klęczkach, ale przeważnie stoi wyprostowany. Potem rozpościera ramiona jak krzyż, a kiedy znów je opuści, wygląda jak wielka świeca na kamiennym cokole. Widać go tak na milę - jak krzyż albo świecę. Bóg tego człowieka musi być prawdziwym Bogiem”.
Nomadzi ciągnęli setkami i tysiącami przez piaszczystą pustynię, aby usłyszeć, jak mężczyzna na słupie rozmawia z Bogiem. Kiedy tak Szymon patrzył na nich, jak płyną niczym strumień ze wszystkich stron, ludzie z namiotów i z miast - Persowie, Ormianie, Arabowie i Rzymianie - i jak gromadzą się u stóp jego słupa, uświadomił sobie znaczenie swej modlitwy dla ludzi. Na widok jego samotnej egzystencji, która przetrwała wszystkie przeciwności i kłopoty, na dźwięk jego oddalonego głosu sławiącego Boga, synowie pustyni i mieszkańcy miast padali na kolana wokół słupa. Nomadzi przynosili częstokroć ze sobą wizerunki swoich bogów i rozbijali je na kawałki o skały u stóp słupa. Wyznawali wiarę w Boga, którego wyznawał Szymon i wyrzekali się pogańskich bożków swoich przodków. W oczach Szymona pustynia stała się ogrodem, w którym rozkwitały dusze, kiedy mówił do Boga. Trzydzieści lat spędził Szymon na słupie. Tam, gdzie żył, tam też i umarł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |