Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Wraz z Gościem Niedzielnym proponujemy w tym roku Adwent z cnotami. Gość Niedzielny, zgodnie z nazwą, przygotował materiały na niedziele. Będą one mówić o cnotach kardynalnych. Wiara.pl w dni powszednie będzie mówić o innych cnotach.
To już ostatni list, który do Ciebie piszę. Kończy się Adwent, czas tych naszych nieco dziwnych rekolekcji. Wędrowałeś ze mną po ścieżkach rozumienia cnoty. Mam nadzieję, że te dni jakoś nas odmieniły. I Ciebie, i mnie. Bo chyba nie sposób dotknąć dobra, by jakoś się nim nie zarazić. Myślę, że i Ty, i ja pójdziemy dalej nieco bogatsi. Z przeświadczeniem, że dobro może być bardzo konkretne. I wcale nie tak nieosiągalne. Ale póki co przywitam Cię, jak zwykle nieco prowokująco:
Pisałem wczoraj o cichej siostrze dwóch bardziej znanych cnót – o nadziei. Wiedząc, że prawdziwa nadzieja daje rozumienie tymczasowości naszego trwania na ziemi i radość w oczekiwaniu na życie wieczne, nazwałem Cię wczoraj pielgrzymem. Dziś bezinteresownym. Bo myślę, że prawdziwa miłość zawsze jest właśnie taka. Daje siebie niczego w zamian się nie spodziewając.
Myślę, że miłość to postawa wyrażająca się w pragnieniu dobra osoby kochanej. Nie swojego. Wielu ludzi dziś – o zgrozo – utożsamiając miłość z zakochaniem, myli ją z egoizmem. Trudno chyba o większą pomyłkę. Mówią „kocham Cię”, a myślą „kocham się w Tobie”. Ten drugi jest tylko lustrem, umożliwiającym skoncentrowanie się na swoich potrzebach. Boję się, że czasem ten błąd powtarzamy mówiąc Bogu o naszej miłości...
To prawda, że On może dać nam wszystko. To prawda, że Tylko On może dać nam życie wieczne. Ale prawdziwa miłość jest bezinteresowna i kocha Boga nade wszystko dla Niego samego.
Nie rozumiesz? Zamężna kobieta może bardzo kochać swoje dzieci. Może kochać swój dom. Ale męża tylko dlatego, że jest ojcem jej dzieci i częścią jej ukochanego i wypieszczonego domu. Potrafi zachwycić się pierwszym słowem dziecka i nowymi firankami, ale nie tym, z którym z miłości zdecydowała się dzielić życie. A przecież wystarczy tak niewiele: zainteresowanie jego pracą, jego dowcipami i tym, że przeżywa kolejny mecz w telewizji.
Bóg zasługuje na to, żeby kochać Go nie dla nagrody, ale dla Niego samego. Żeby stanąć do modlitwy nie z musu, ale dlatego że się za Nim choć trochę stęskniło. Żeby pójść na Eucharystię jak do przyjaciela, a nie jak na katorgę. Żeby z radością wypełniać Jego prawo, a nie z narzekaniem, jak to ono mnie ogranicza. Że czasem tak jest trudno? Fakt. Podobnie jak trudno jest czasem spotkać się z naukochańszymi osobami. Bo zmęczenie, bo inne zajęcia. Ale jednak idziesz...
Pamiętasz, jak Jezus pytał Piotra o to, czy Go kocha? W odpowiedzi Piotra odnajduję miłość bezinteresowną. „Panie, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham”. Nie liczył się wstyd spowodowany wspomnieniem zdrady i upokorzenie trzykrotnym pytaniem. Po prostu dobrze Mu było być uczniem Jezusa...
Tak nie można? Można. Trzeba tylko posiąść cnotę miłości. Nie pytaj mnie, bo sam nie wiem, na ile jest Bożym darem, a na ile wypracowaną postawą...
Kochając Boga nie możesz zapominać o miłości bliźniego. Też bezinteresownej. Ale też mądrej, wyważonej, dobrze życzącej. Ale o tym już więcej pisał nie będę. Przecież jako kroczący drogą cnoty sam doskonale to rozumiesz...
Pozostań zawsze z Bogiem. Niech Cię prowadzi. Jemu niech będzie chwała przez wszystkie wieki. Amen.
Twój Bezimienny Przewodnik
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |