Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Boli najbardziej wtedy, gdy dotyka niewinnych, bezbronnych, najmniejszych. Dlaczego cierpienie? To pytanie zawsze sięga Boga. Odpowiedzią jest krzyż Chrystusa, czyli Boskie współcierpienie.
Problemem nie jest pytanie „dlaczego musi nas boleć?”, lecz pytanie „dlaczego musi boleć tak strasznie?” – mówił kiedyś Stefan Chwin. Prędzej czy później postawimy to pytanie. Rzucone w stronę nieba może być skargą, modlitwą, wołaniem o sens. Może być także oskarżeniem, powodem odrzucenia Boga aż do całkowitej negacji.
Temat cierpienia był wyjątkowo bliski Janowi Pawłowi II. Gdziekolwiek pielgrzymował, zawsze spotykał się z chorymi. Swoją ostatnią pielgrzymkę odbył do Lourdes w sierpniu 2004 roku, razem z tysiącami innych chorych, którzy tam szukają pociechy i uzdrowienia. Kiedy zaczynał pontyfikat, mówiono o nim „Boży atleta” – emanował fizyczną tężyzną. Kończył przykuty do wózka, zniszczony chorobą, drżący, śliniący się, z trudem mówiący każde słowo. Jeden z ostatni obrazów jego pontyfikatu: wielkopiątkowa Droga Krzyżowa, samotny papież drżącymi dłońmi posiniaczonymi od wenflonów trzyma, a właściwie przytula się mocno do krucyfiksu. „Cierpienie ludzkie budzi współczucie, budzi także szacunek – i na swój sposób onieśmiela” – pisał w „Liście o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia”. „Człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą”.
Kraina ludzkiego cierpienia
Cierpienie jest czymś bardziej podstawowym od choroby. Może boleć ciało, ale może także boleć dusza. „Kraina ludzkiego cierpienia” jest rozległa, zna wiele odcieni bólu: fizyczny, psychiczny, duchowy. Cierpienie fizyczne może być straszne, ale kiedy obok jest ktoś, kto kocha, może być do udźwignięcia. Cierpienie płynące z odrzucenia, z bycia niekochanym, samotnym, zbędnym, może być ponad siły.
Kiedy spoglądamy w twarz cierpiącego człowieka, ogrania nas poczucie bezradności. Jak się zachować? Co powiedzieć? Jak pocieszyć? Wszystkie słowa wydają się nieadekwatne, gesty puste. Pozostaje milczenie i bezsilne łzy. Czujemy intuicyjnie, że nadzieja, jeśli jest, musi być spoza nas, musi sięgać głębiej czy dalej niż najbardziej współczujące serce. Nadzieja musi być większa niż wszelkie ludzkie środki.
Zanim popatrzymy na krzyż, proponuję zatrzymać na chwilę wzrok na Jezusie, który płacze. Ewangelie mówią, że zapłakał dwukrotnie: na śmiercią swojego przyjaciela Łazarza i nad Jerozolimą. Jezus wiedział, że w tym mieście zginie, wiedział, że wkrótce nie zostanie z tego świętego miasta kamień na kamieniu, a jego ulicami popłynie rzeka krwi. Jezus płacze także nad naszym światem. Płacze nad Haiti, nad Chile, nad Ziemią Świętą. Płacze z wszystkimi płaczącymi, płacze przy każdym łożu boleści.
Czym są łzy Boga? Dowodem Jego bezsilności wobec zła i bólu? „Niepojętość cierpienia jest fragmentem niepojętości Boga” – pisał o. Karl Rahner. A więc ta Boża bezradność wobec cierpienia przynależy jakoś do Jego tajemnicy. Bezradność nie oznacza obojętności. Bóg milczy, nie tłumaczy. Płacze, czyli nie jest nieczuły. Przeciwnie, jest poruszony ludzkim cierpieniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |