Kazania pasyjne. Świadkowie Męki Pańskiej

Spotkamy różne postaci. W których z nich rozpoznam siebie takim, jaki jestem dziś, a w których ideał, jakim chciałbym być?

III Niedziela Wielkiego Postu

Szymon Cyrenejczyk

I niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który idąc z pola (tamtędy) przechodził, przymusili, żeby niósł Jego krzyż (Mk 15, 21).

Szymon był rolnikiem, wracał po całym dniu ciężkiej pracy. W domu czekała na niego żona i dwaj synowie. Był już spóźniony, a dziś Pascha. Żona pewnie będzie zła, nie zdąży pozałatwiać wszystkich spraw, o które go prosiła, a tu jeszcze żołnierze każą mu nieść krzyż skazańca. Pewnie czuł też strach, że ktoś ze znajomych go rozpozna, gdy będzie szedł z Jezusem i zaczną się plotki. Czy spotkanie Szymona z krzyżem Chrystusa odmieniło jego życie? Nie wiemy.

Starochrześcijańska legenda głosi, że po dojściu na Golgotę Szymon szybko wrócił do domu, gdzie leżał chory w gorączce jego syn Aleksander. Szymon wziął go w ramiona, na których spoczywał krzyż Pana, a ten wyzdrowiał. Podobno też przestał się kłócić z żoną. Jego pole zaczęło wkrótce przynosić obfite plony i szybko stał się bogaty. On jednak nie dostrzegł w tym działania Boga. Szymon podobno spotkał się z nawet z Maryją, ale z strachu, a może wstydu, nie przyznał się, że to on pomagał nieść Chrystusowi krzyż. Później miał przenieść się do Rzymu. Tam, po spotkaniu z gminą chrześcijańską, jego żona i synowie stali się wyznawcami Chrystusa. Szymon nie. Nie chciał utracić swej pozycji w synagodze i spokojnego życia. Nie wiadomo, czy pod koniec życia przyjął wiarę w Jezusa. Legenda głosi, że zginął wraz ze swą rodziną w czasie prześladowań w Rzymie, w 64 roku. Został ukrzyżowany w ogrodach Nerona jako chrześcijanin.

Tyle legenda. Postać Szymona Cyrenejczyka jest dla nas wielką tajemnicą. Ale i przykładem, że spotkanie z krzyżem Chrystusa nie jest łatwe. Często, jak w przypadku bohatera dzisiejszych rozważań, jest nie po naszej myśli, a nawet wbrew nam. Burzy porządek naszego spokojnego życia. Bo gdy już wszystko doskonale zaplanujemy, naraz staje przed nami Chrystus i prosi: Pomóż mi. Pomóż mi w ubogim, który prosi cię o wsparcie; w chorym, który potrzebuje naszej opieki; samotnym potrzebującym naszej obecności.

Tak jak na drodze krzyżowej Szymona Cyrenejczyka Jezus zaprasza dziś nas, ludzi XXI wieku, abyśmy razem z Nim dźwigali krzyż. To niezwykłe, że Syn Boży pragnie ludzkiej pomocy. Wielokrotnie w swoim życiu przyjmował pomoc człowieka: swojej Matki, św. Józefa, uczniów, a teraz, w tych najtrudniejszych chwilach, przyjmuje pomoc wymuszoną lękiem i zagrożeniem.

Dziękujmy Jezusowi za to, że zechciał z pokorą przyjąć pomoc Szymona Cyrenejczyka. W ten sposób Bóg uczy nas pokornego wyciągania ręki z prośbą o pomoc, gdy w sytuacjach nieraz dla nas najtrudniejszych, z lęku i pychy obawiamy się prosić o pomoc. Boimy się, że będzie ona wymuszona, niechętna, nieżyczliwa. Skoro sam Bóg przyjął pomoc słabego i wystraszonego człowieka, to i my powinniśmy uczyć się prosić o pomoc w trudnych sytuacjach, ale i dostrzegać potrzebujących naszego wsparcia. Bo pomagając człowiekowi pomagamy samemu Bogu.

Ale czasem tak jak Szymon wstydzimy się spotkania z krzyżem Chrystusa w naszym życiu. Bo to niepopularne doznawać cierpienia, braku. Pomaganie komuś bezinteresownie uważamy za naiwność. Wielu z nas świadomie nie chce dopuścić myśli, że szczęście w życiu jest wynikiem zbawczej obecności Chrystusa – Jego krzyża. Bo to przecież po ludzku nielogiczne, żeby krzyż dawał szczęście. Po ludzku nielogiczne, ale w ekonomii Bożego Zbawienia bardzo logiczne.

Dziś często słyszymy, że cierpienie trzeba wyrzucić z życia, bo nie da się go pogodzić ze szczęściem. Wołają tak ci, którzy nie potrafią poradzić sobie z krzyżem, bo on zakłóca ich spokojne życie. Tak jak zakłócił życie Szymona i zmienił je. Każde spotkanie z Chrystusem zmienia nas, tylko nie zawsze tego chcemy. Nie zawsze to dostrzegamy. Bo Jezus działa w nas delikatnie, a my oczekujemy zmian natychmiast. Przemienia nasze wnętrze, nam pozostawiając nam decyzję o czynach, słowach. Daje nam silne podstawy do przemieniania naszego życia. Krzyż pokazuje, co w naszym życiu jest jeszcze niedoskonałe i pomaga nam to zmienić. Nie zmienia za nas, ale pomaga nam zmieniać.

Prawdziwe szczęście jest tylko w Chrystusie, w Jego krzyżu, który nie wyklucza cierpienia, ale też nie zatrzymuje się na nim. Prawdziwe szczęście jest w Chrystusie ukrzyżowanym, ale i Zmartwychwstałym. Czy chcę, aby Chrystus działał w moim życiu? Czy tak jak Szymon, choć jestem blisko krzyża Chrystusa, blisko Eucharystii, uciekam przed jego zbawczą mocą?

Szymon jako jedyny dotknął krzyża Chrystusa, zbliżył się do niego. My podobnie jak on codziennie możemy zbliżyć się do chwalebnego Ciała Chrystusa. Uczynimy to już za chwilę adorując je w Najświętszym Sakramencie. Możemy przyjąć je do naszego życia. Jednak nikt nas do tego nie może zmusić. Bo legenda o Szymonie uczy, że nawet jeśli pod przymusem staniemy w obecności Chrystusa, ale sercem będziemy daleko, na nic zda się łaska Boga. Tylko przez krzyż wiedzie droga do przyjęcia z wiarą Zmartwychwstałego Chrystusa. Przez krzyż, który możesz przyjąć sercem lub wyprzeć z swego życia. Decyzja należy do Ciebie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Grudzień 2024
N P W Ś C P S
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...